Początek tej sprawy miał swoje miejsce 17 lat temu, kiedy na łamach „Nowin Gliwickich” pojawił się krótki wpis informujący o zaginięciu młodej mieszkanki Sośnicy. W nocy z 18 na 19 lutego 2008 roku, niespełna 17-letnia Iwona Walczak wyszła z domu i ślad po niej zaginął. Rodzice, zaalarmowani nieobecnością córki, natychmiast rozpoczęli poszukiwania, których finał okazał się tragiczny.
Puste łóżko
Iwona Walczak była uczennicą pierwszej klasy Technikum Logistycznego w Zespole Szkół Ekonomiczno-Technicznych. Uczyła się bardzo dobrze, zdobywała same najwyższe stopnie, nauczyciele mieli o niej jak najlepszą opinię. Podobnie jak rodzice, nie skarżyli się na Iwonę, która nie sprawiała im żadnych problemów. Miała z rodzicami bardzo dobry kontakt. Przez kolegów i koleżanki z klasy określana była jako ambitna, wesoła i niezwykle koleżeńska. Nie miała także żadnych problemów w domu ani w szkole. Oprócz bycia wzorową uczennicą, dobre wyniki osiągała również w sporcie - trenowała piłkę ręczną w miejscowym klubie. W dni poprzedzające zaginięcie Iwony, rodzice nie zauważyli żadnych zmian w jej dotychczasowym zachowaniu. Państwo Walczak byli przekonani, że ich córka nie miała żadnego powodu by uciekać z domu. Ostatni raz widzieli ją w domu po północy, 19 lutego, wtedy Iwona oglądała telewizję. Z racji, że była przeziębiona, źle się czuła tego dnia i rano miała iść do lekarza. Nastawiła więc budzik na 7.30 i położyła się spać we własnym pokoju, jednak kiedy mama Iwony wstała o 4.20 i zajrzała do córki nie zastała jej w łóżku. Nie chcąc budzić męża, który pracował na zmiany, zostawiła tylko kartkę na stole, informującą o tym, że Iwony nie ma w domu. Kiedy kobieta wróciła z pracy ok. godz. 15., okazało się, że Iwona nadal nie pojawiła się w domu. Ten fakt, już w zupełności przeraził rodziców oraz starszą siostrę Iwony. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania 16-latki.
Ostatnie połączenie
Początkowo rodzina Iwony prowadziła akcję poszukiwawczą na własną rękę. Pomagali im w tym znajomi oraz koledzy i koleżanki z klasy Iwony. Całe Gliwice oraz okoliczne miejscowości zostały oplakatowane kartkami z podobizną dziewczyny. Wszyscy szukali wysokiej i szczupłej nastolatki, ubranej w ciemnoniebieski dres nike i jasną kurtkę. Rodzice zachodzili w głowę, co mogło stać się z ich córką. W pokoju Iwony pozostały wszystkie jej rzeczy osobiste, takie jak telefon, dokumenty i portfel. Opuściła mieszkanie tak, jakby za chwilę miała ponownie do niego wrócić. W dni poprzedzające zaginięcie, dziewczyna zachowywała się tak, jak na co dzień, nic nie wzbudziło podejrzeń ani niepokoju wśród bliskich nastolatki. Poszukiwania natomiast trwały, w sprawę zaangażowały się lokalne media, przy pomocy których rodzice chcieli nagłośnić sprawę zaginięcia córki. Z racji, że dziewczyna nie zabrała ze sobą telefonu, jedną z pierwszych czynności rodziny po jej zaginięciu było przejrzenie rejestrów połączeń. Okazało się, że Iwona miała na swoim telefonie 33 nieodebrane połączenia - w większości od zaniepokojonych jej nieobecnością w szkole koleżanek i kolegów. Jednak uwagę rodziców zwróciła ostatnia zarejestrowana rozmowa o godz. 00.40, którą nastolatka odbyła z jednym ze swoich znajomych, 27-letnim Rafałem P. Zanim rodzice Iwony zgłosili jej zaginięcie na policji, pani Walczak telefonowała do znajomych córki, z pytaniem, czy ta nie miała żadnych problemów, o których być może nie chciała zwierzać się rodzicom. Z tych rozmów matka Iwony nie dowiedziała się niczego nowego. Kolejnym badanym przez rodzinę tropem był wątek rozmowy Iwony z Rafałem P. Pani Walczak kierowana intuicją, że mężczyzna może posiadać cenne informacje na temat Iwony lub wręcz być zamieszanym w jej zaginięcie, postanowiła osobiście się z nim rozmówić. Działania państwa Walczaków oraz ich znajomych nie przyniosły jednak zamierzonych rezultatów, wobec tego ok. godz. 22.30, 19 lutego o zaginięciu Iwony poinformowana została policja.
Ciało pod schodami
Od dnia zaginięcia Iwony, aż do początku kwietnia 2008 roku trwały intensywne poszukiwania, w których jednak nie nastąpił oczekiwany przełom. Przesłuchiwany trzykrotnie Rafał P. wypierał się, by miał jakikolwiek związek z zaginięciem 16-latki. Matce Iwony przyznał, że co prawda, rozmawiał z dziewczyną przed godz. 1 w nocy w dniu jej zaginięcia, ale wiedząc o jej chorobie nie kazałby jej wychodzić na zewnątrz. Sprawy przybrały jednak nieoczekiwany obrót, kiedy wieczorem, 3 kwietnia 2008 roku, przypadkowe osoby natknęły się na zwłoki młodej kobiety, ukryte pod schodami nieużywanej klatki schodowej Przychodni Zdrowia przy ul. Jedności w Gliwicach - Sośnicy, kilkaset metrów od miejsca, gdzie mieszkała Iwona. Dziewczyny, które wracały z mszy świętej w intencji szczęśliwego odnalezienia Iwony, po odnalezieniu ciała przysypanego warstwą ziemi i płytami kamiennymi, o makabrycznym znalezisku od razu powiadomiły policję. Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce znalezienia zwłok, potwierdzili najgorsze przypuszczenia rodziny - ubiór i ogólne cechy zwłok odpowiadały rysopisowi zaginionej od ponad miesiąca Iwony Walczak. Sprawa natychmiast nabrała tempa. Specjalna grupa dochodzeniowo - śledcza prowadziła pod nadzorem prokuratury intensywne czynności zmierzające do ustalenia okoliczności śmierci nastolatki. Pierwsza z przeprowadzonych sekcji zwłok nie wykazała na ciele Iwony żadnych obrażeń zewnętrznych, wynik ten tłumaczony był później faktem, iż ciało zostało znalezione już w stanie rozkładu. Wyniki drugiej sekcji, przez długi czas prokuratura nie chciała ujawnić, zakrywając się dobrem śledztwa, wykluczono jednak, na podstawie zebranego materiału dowodowego, aby zabójstwo miało tło seksualne. Znajdujący się w kręgu zainteresowania organów ścigania - Rafał P. na trzy dni przed odnalezieniem zwłok uciekł z miejsca swojego zamieszkania i od tamtej pory skutecznie ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości.
Zimne wyrachowanie
Kolejne z przeprowadzonych sekcji zwłok ujawniły prawdziwą przyczynę śmierci 16-letniej Iwony. Dziewczyna zmarła wskutek uduszenia, jednak o tym fakcie media poinformowała matka dziewczyny, gdyż policja, jak i prokuratura solidarnie milczały, cały czas zasłaniając się dobrem śledztwa. Tym samym potwierdziły się przypuszczenia bliskich, że Iwona padła ofiarą zabójstwa. Jedyny podejrzany w tej sprawie, 27-letni Rafał P. po naciskach bliskich został kilka razy przesłuchany, w związku z tajemniczą śmiercią Iwony. Policja jednak nie miała żadnych dowodów na jego sprawstwo, stąd meżczyznę puszczono wolno. Rafał P. zorientowawszy się, że policja podejrzewa go o morderstwo, kilka dni przed odkryciem zwłok Iwony kupił bilety lotnicze i uciekł do Wielkiej Brytanii. Prokuratura dopiero po otrzymaniu wyników sekcji zwłok wysłała za mężczyzną list gończy. W toku śledztwa ustalono, że podejrzany podkochiwał się w Iwonie, mimo, iż miał żonę, z którą był w separacji i kilkuletniego synka. Opieszałość organów ścigania spowodowała, że ten wymknął się wymiarowi sprawiedliwości, a brak wcześniejszego dozoru policyjnego, sprawił, że bez problemu mógł opuścić kraj w dowolnym momencie. Przed wyjazdem, podejrzany wcale jednak nie unikał rodziny zaginionej, był wręcz w samym centrum zdarzeń, aktywnie brał udział w poszukiwaniach Iwony i oferował matce nastolatki pomoc w rozwieszaniu plakatów. Na nic zdały się błagania zrozpaczonej rodziny o aresztowanie mężczyzny, kiedy jeszcze była na to szansa, policja uważała, że Iwona dobrowolnie uciekła z domu. Błędów policji na tym etapie jednak nie dało się już cofnąć.
25 lat zamiast dożywocia
Rodzina miała ogromny żal do policji za brak profesjonalizmu. Ich krótkowzroczność, zasłanianie się dobrem śledztwa na każdym jego etapie oraz brak należytego postępowania w związku z solidnym materiałem dowodowym świadczącym o tym, że Rafała P. zamieszany jest w zaginięcie Iwony Walczak, miały niebagatelny wpływ na całe dalsze postępowanie. Za nieuchwytnym przez kilka miesięcy 27-latkiem wydano w końcu Europejski Nakaz Aresztowania i w połowie grudnia 2008 roku zatrzymano go na budowie w Anglii. Przewieziony do Polski, został aresztowany, a prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa. Rozpoczął się ciąg procesów, w których oskarżony usilnie próbował umniejszać swojemu udziałowi w zabójstwie, początkowo nie przyznawał się do winy, jednak w toku dalszych postępowań przyznał się do sprawstwa, zasłaniając się tym, że podczas dokonywania czynu był pijany i pod wpływem amfetaminy. Biegli psychiatrzy badający Rafała P., wykluczyli by mężczyzna w momencie zabójstwa Iwony był niepoczytalny. Rodzina zamordowanej, jak i prokurator - Robert Smyk domagali się dla mordercy kary dożywotniego pozbawienia wolności. Obrońca P. - Adam Malinowski, podczas licznych procesów próbował dowieść, że w chwili popełnienia przestępstwa mężczyzna nie był poczytalny i tym samym wnioskował o łagodniejszy wymiar kary. Podczas jednego z procesów oskarżony zabrał głos, przepraszając rodziców zamordowanej. Dwa lata trwała batalia sądowa o wyrok w sprawie bestialskiego mordu na 16-letniej Iwonie Walczak. W końcu, na początku marca 2010 roku skazano Rafała P. Wyrok jednak daleki był od tego, o który wnioskowała zarówno rodzina, jak i prokuratura. Sędzia, Adam Chodkiewicz skazał Rafała P. na karę 25 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po odbyciu 15 lat kary, uzasadniając w mowie końcowej, iż stanowi to szansę dla oskarżonego na przemyślenie swojego zachowania oraz powrót do społeczeństwa po resocjalizacji w więzieniu. Dla rozżalonej rodziny była to kpina, nie wyrok.
To sprawa, po której w głowie co chwilę, na nowo rozbrzmiewa pytanie - czy w demokratycznym kraju naprawdę istnieje sprawiedliwość?
Milena Miller


Komentarze (0) Skomentuj