„Potworny mord w Łabędach” - tak brzmiał nagłówek artykułu, który pojawił się na łamach „Nowin Gliwickich” w maju 1959 roku. 19-letni Piotr Chomin dokonał zabójstwa własnego ojca, stając w obronie matki. Sprawa wstrząsnęła opinią publiczną, a kara, na jaką skazano ojcobójcę - szokowała.

Ciało we krwi 

Wszystko zaczęło się, kiedy 1 maja 1959 r. na Komisariat MO w Łabędach zgłosił się Piotr Chomin. Roztrzęsionym głosem wyznał, że w mieszkaniu na ulicy Zawadzkiego 10 zamordował swojego ojca. Funkcjonariusze nie chcąc wierzyć słowom chłopaka udali się pod wskazany adres, gdzie na podłodze, w kałuży krwi zastali martwego mężczyznę. Natychmiast zatrzymali młodego Chomina i rozpoczęli dochodzenie. Śledczym zależało, by jak najszybciej ustalić prawdopodobny przebieg zdarzeń i motyw sprawcy, który z ogromną brutalnością dokonał morderstwa w rodzinnym domu. Funkcjonariusze zastanawiali się, co mogło spowodować tak gwałtowną reakcję u nastolatka, który zadecydował o tym, że pozbawi życia własnego ojca.

Pod jednym dachem z oprawcą 

W rodzinie Chominów nigdy nie panowała atmosfera ciepła i miłości. W domu często dochodziło do sytuacji, w których zdrowie i życie domowników było zagrożone. Głowa rodziny - Jan Chomin nie był przykładnym ojcem. Zarówno dzieci jak i żona obawiali się agresywnego mężczyzny, który - gdy tylko za dużo wypił - zaczepiał na ulicy przechodniów i wdawał się z nimi w liczne konflikty, natomiast gdy tylko w stanie upojenia pojawiał się w mieszkaniu, maltretował swoją rodzinę. Wśród lokalnej społeczności nie miał pochlebnej opinii, określano go mianem awanturnika i nałogowego alkoholika, co zresztą było zgodne z prawdą, gdyż mieszkańcy Łabęd często byli świadkami sytuacji, w których dzieci Chomina prowadziły do domu ledwie trzymającego się na nogach ojca, nierzadko przy tym same obrywały od rozwścieczonego mężczyzny. Takie zachowanie Jan Chomin przejawiał jednak nie tylko w Łabędach, tragedia tej rodziny rozpoczęła się znacznie wcześniej, a brak reakcji ze strony odpowiednich organów miał okazać się brzemienny w skutkach.

W sidłach tyrana 

Przed 1956 r. Jan Chomin wraz z rodziną - pierwszą żoną i czwórką dzieci, wśród których znajdował się także syn – Piotr, przebywał na Ziemiach Zachodnich w tamtejszym powiecie grodkowskim. Jego styl życia niczym nie odbiegał od tego, który później przejawiał w Łabędach. Rodzina Chominów mieszkała w gospodarstwie, które Jan Chomin otrzymał w spadku po rodzicach, jednak ze względu na swoje uzależnienie szybko roztrwonił cały majątek. Sąsiedzi małżeństwa wiedzieli o tym, że mężczyzna znęca się nad swoimi bliskimi - Jan Chomin nałogowo bił żonę i dzieci. W tamtym okresie pracował w Państwowym Gospodarstwie Rolnym, jednak ta posada w żadnym stopniu nie wpłynęła na poprawę jego zachowania. Gdy starszego Chomina nie było w domu, rodzina przez krótki czas mogła odpocząć od tyrana, jednak gdy ten ponownie zjawiał się w domu, na nowo rozpoczynał się koszmar pani Chomin i jej dzieci. Kobieta nie mogąc znieść bicia ze strony męża pewnego razu uciekła z domu z najmłodszym dzieckiem na rękach i przez trzy tygodnie podczas mroźnej zimy ukrywała się w stogu siana. To sprawiło, że w niedługim czasie po ucieczce zachorowała na gruźlicę i w jej wyniku zmarła. Mieszkańcy pow. grodkowskiego obwiniali Chomina za śmierć żony. Mężczyzna w dalszym jednak ciągu nie zaprzestawał pastwić się nad swoimi dziećmi, w wyniku tej przemocy trójka z nich trafiła do Domu Dziecka. Najstarszy syn - Piotr wyjechał wtedy do powiatu gliwickiego i rozpoczął pracę w kopalni „Miechowice”.

Kiełkująca nienawiść

Tuż po rozpoczęciu przez Piotra Chomina pracy na terenie Gliwic, do Łabęd za synem udał się Jan Chomin. Roztrwoniony majątek i przepite przez niego oszczędności sprawiły, że mężczyzna nie był w stanie dłużej utrzymać się w pow. grodkowskim. Podobnie jak syn, na Śląsk przybył za pracą, zatrudnił się wtedy w Zakładach Mechanicznych w Łabędach. Na miejscu poznał także swoją drugą żonę - Sabinę. Stare przyzwyczajenia jednak nie opuściły Jana wraz ze zmianą zamieszkania. Do kieliszka zaglądał tak często, jak tylko mógł, gdy były pieniądze, była i wódka, a tym samym awantury i pijackie burdy na nowo stały się codziennością rodziny Chominów. W tamtym momencie dorosły już Piotr na własnych oczach doświadczał powolnego upadku swojego ojca. Odkąd pamiętał żywił do niego nienawiść, brak wsparcia i miłości ze strony rodzica spowodowały, że odczuwał w stosunku do niego pogardę i wstyd za to, z kim przyszło mu żyć. Kiedy chłopak miał 12 lat ojciec chciał oblać go wrzątkiem, wtedy w Piotrze powoli zaczęła rodzić się chęć zemsty. Nastolatek miał dość pijackich awantur ojca, w których ten całą agresję skupiał na swojej żonie, macosze Piotra. Chłopak niejednokrotnie stawał w obronie Sabiny, będąc przekonanym, że Jan Chomin byłby w stanie posunąć się do czynu ostatecznego, gdyby tylko nikt go nie powstrzymywał.

Przelana czara goryczy 

Piotr Chomin z trwogą obserwował jak skala przemocy w jego rodzinie narasta z każdym kolejnym dniem. Nie pomagały błagania i prośby żony, aby Jan zaprzestał maltretowania jej i dzieci. Piotr jak najmniej czasu spędzał w mieszkaniu, z obawy przed kolejną awanturą wywołaną przez pijanego ojca. Cały czas jednak w domu pozostawało jego rodzeństwo i macocha, o których zdrowie, a teraz i życie zaczął się obawiać. Wszystko zmieniło się 1 maja 1959 roku, kiedy cierpliwość 19-latka się wyczerpała. Lata przemocy, agresji i krzywd, jakich z rąk Jana Chomina doświadczyła jego rodzina, sprawiły, że Piotr postanowił dokonać na ojcu samosądu. Tego tragicznego w skutkach dnia spotkał ojca na ulicy, ten jak zwykle podpity awanturował się z przechodniami, syn chciał zaprowadzić ojca do domu, ten jednak szarpał się i wyzywał go od nieudaczników. Złość narastała w Piotrze. Gdy dotarli razem do domu, Jan Chomin wpadł w furię - wyrzucił z domu żonę wraz z jej siostrą, po czym zaczął demolować mieszkanie. Piotr odczekał, aż ojciec się uspokoi, a gdy ten zasnął, nastolatek rozpoczął atak. Udał się do kuchni po nóż, później swoje kroki skierował do salonu, w którym na kanapie spał ojciec. Stanął nad nim i zadał mu dwa ciosy ostrzem w klatkę piersiową. Mężczyzna zmarł na miejscu. Po dokonaniu zbrodni, Piotr odnalazł Sabinę, która ukrywała się u sąsiadów i roztrzęsiony powiedział do niej – „Mamo, on już nie żyje”.

Raz na zawsze

Po zgłoszeniu się na Komisariat MO w Łabędach Piotr Chomin od razu przyznał się do winy, nie ukrywał motywów, jakie kierowały nim podczas dokonywania morderstwa. W trakcie przesłuchań opowiedział funkcjonariuszom, jak wyglądało życie z ojcem tyranem, czego codziennie doświadczali jego bliscy, na co nastolatek dłużej nie mógł patrzeć. Postanowił stanąć w obronie matki i pozbyć się ojca raz na zawsze. Wymierzył rodzicowi najwyższą możliwą karę - Jan Chomin za lata przemocy zapłacił życiem. Funkcjonariusze nie kryli swojego poruszenia tą sprawą. Nie dało się ukryć, że Piotr Chomin z zimną krwią zamordował ojca, jednak na pierwszy plan wysuwały się liczne okoliczności łagodzące, ze względu na charakter rodzinnych relacji w domu Chominów. Badania, którym poddano sprawcę, wykazały, że Piotr postępował z rozmysłem, jednak działał w afekcie, kierowany silnymi emocjami. Chłopak na względzie miał przede wszystkim dobro swojej rodziny, uważał, że wymierza Janowi należytą sprawiedliwość.

Druga szansa 

Podczas procesu, na sesji wyjazdowej Sądu Wojewódzkiego w Gliwicach, na ławie oskarżonych zasiadł młody mężczyzna o średnim wzroście, z jasnymi włosami i pobladłą twarzą. Przysięgłym, jak i sędziemu trudno było dostrzec w Piotrze bezwzględnego ojcobójcę. 19-latek podczas procesu raz jeszcze opowiedział o rzeczywistości rodzinnej, która naznaczona przemocą i alkoholizmem ojca była istnym piekłem na ziemi. Rzecznik oskarżenia domagał się dla nastolatka takiej kary, która jednocześnie wskazywałby na niedopuszczalność samosądów, ale z drugiej umożliwiałaby mu powrót do społeczeństwa. Prokurator w swoim wystąpieniu brał pod uwagę liczne okoliczności łagodzące, zaistniałe podczas dokonywania zbrodni. Do wniosku prokuratury przychyliła się oczywiście obrona, która podobnie jak strona oskarżycielska miała na względzie przesłanki psychologiczne zbrodniczego czynu i pobudki sprawcy. Po tych wystąpieniach sąd wymierzył Piotrowi Chominowi karę 3 lat więzienia, tym samym przychylając się do wniosków prokuratury, jak i obrony w kwestii okoliczności łagodzących. Ten wyrok spotkał się ze znacznym szokiem ze strony opinii publicznej, ale także był dowodem na to, że dla niekaranego wcześniej 19-latka istnieje szansa na odnalezienie się na nowo w społeczeństwie.

Jutro może być za późno

Ta historia ma pewien bardzo ważny aspekt, który daleko wybiega poza salę sądową. Fakt, że Jan Chomin był nałogowym alkoholikiem i awanturnikiem, był dla każdego powszechnie znany, tajemnicy nie stanowił również dla organów opieki społecznej, zarówno wcześniej, w pow. grodkowskim, jak i w późniejszym czasie w Łabędach. Sprawę przemocowego ojca i maltretowanej rodziny traktowano biernie, nie zrobiono nic, co mogłoby zapobiec tej tragedii. Piotr Chomin postawiony w sytuacji bez wyjścia, pozbawiony sensu dalszego życia z uzależnionym ojcem, posunął się do ostateczności. Zabił go, gdyż nie widział innego wyjścia z tej sytuacji.

Milena Miller

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj