GTK starcie ze Stelmetem rozpoczęło od mocnego uderzenia, ale z każdą kolejną minutą, to goście udowadniali, że ich miejsce w ligowej tabeli nie jest dziełem przypadku. Bez Duke'a Mondy'ego gliwiczanie nie byli w stanie przeciwstawić się zrównoważonej drużynie z Zielonej Górze i przegrali 74:83.
Na zakończenie roku 2019 GTK Gliwice czekało nie lada wyzwanie. Podopieczni Pawła Turkiewicza zagrali na własnym parkiecie z będącym w fenomenalnej formie Stelmetem Enea BC Zielona Góra. Goście do meczu na Górnym Śląsku mogli się pochwalić serią 10 kolejnych zwycięstw. Przed dwoma dniami w dramatycznych okolicznościach przegrali w ramach rozgrywek VTB z Lokomotiwem Kubań, a Ludvig Hakanson przestrzelił rzut na zwycięstwo. Tym razem Szwed również nie rozpoczął najlepiej, ale z każdą kolejną minutą prezentował się co raz lepiej. Zanim jednak do tego doszło swój koncert rozgrywało GTK, a w szczególności Mateusz Szlachetka. Młody rozgrywający, który zastąpił w pierwszej piątce kontuzjowanego Duke'a Mondy'ego, zaczął swój występ bez kompleksów. Swój popis w ataku zaczął od dynamicznego wejścia pod kosz, a następnie popisał się akcją 2+1 i "trójką" (15:4). Oszołomiony Stelmet szybko poprawił defensywę, a Jarosław Zyskowski stopniowo zaczął odrabiać straty. Po tym jak wykończył kontrę było już tylko 15:13, ale serię gości w końcu przerwał Łukasz Diduszko, który umiejętnie dobił rzut Kacpra Radwańskiego. Skrzydłowy GTK w kolejnej akcji wykończył kontrę, a następnie żaden z obrońców nie potrafił zatrzymać Paytona Hensona (21:13). Zielonogórzanie kolejny raz podjęli próbę doskoczenia do rywala, kiedy przełamał się Hakanson i w trudnej sytuacji trafił zza linii 6,75 m. Sytuację szybko uspokoił Milivoje Mijović, który najpierw był skuteczny na linii rzutów wolnych, a następnie trafił zza łuku. Ostatnie słowo w tej kwarcie należało do Ivicy Radicia, który trafił z najbliższej odległości (32:22).
Po wznowieniu
zielonogórzanie mocno ruszyli do boju. Skutecznie prowadził ich
Hakanson, a kiedy pod koszem dobrze spisał się Drew Gordon na
tablicy wyników pojawił się remis (34:34). GTK szybko złapało
drugi oddech, bo najpierw akcję 2+1 zaprezentował Furstinger, a
chwilę później przypomniał o sobie Szlachetka (39:34). Na więcej
nie pozwolił Zyskowski, który szybko udowodnił, że jest
najlepszym strzelcem gości w tym sezonie. Kiedy skuteczną dobitką
popisał się Joe Thomasson, goście Stelmet wyszedł na prowadzenie.
Do szatni oba zespoły udały się jednak przy minimalnym prowadzeniu
GTK, bo w ostatniej sekundzie tej połowy "trójkę" trafił
Diduszko (45:44).
Przerwa zdecydowanie lepiej podziała na
zielonogórzan. Ci nie pozwolili zaskoczyć się po raz kolejny. Od
początku dobrze grali w defensywie, a w ataku cierpliwie i
konsekwentnie. Z kolei GTK nie miało pomysłu jak oszukać obronę
rywala i sporo rzutów oddawało z nieprzygotowanych pozycji. A nawet
jeśli udało się taką wypracować, to niestety skuteczność
pozostawiała wiele do życzenia. Mimo to, gliwiczanie cały czas
utrzymywali się w miarę blisko. Po trafieniach zza łuku Marcela
Ponitki i Przemysława Zamojskiego było już wprawdzie 57:63, ale i
podopieczni Żana Tabaka zaliczyli moment słabości w tej kwarcie.
Dobra akcja pod koszem Dawida Słupińskiego, a następnie kontry w
wykonaniu Hensona i Tabba spowodowały, że ponownie był remis
(63:63), a chorwacki szkoleniowiec natychmiast poprosił o przerwę
na żądanie. "Trójka" Zyskowskiego oraz dwa celne rzuty
wolne Radicia, który królował na atakowanej "desce",
dały przyjezdnym cztery "oczka" przewagi (64:68) po 30
min. gry.
Stelmet nie zamierzał doprowadzić do nerwowej
końcówki. Ostatnią część meczu rozpoczął idealnie i zdobył
pierwsze siedem punktów. W roli kata tradycyjnie już w Gliwicach
wystąpił Zamojski. Mądrze grę przyjezdnych prowadził Hakanson.
GTK miało co raz większe kłopoty w ataku, a gdyby nie walczący
Milivoje Mijović, to gospodarze pozostaliby praktycznie bez żadnej
zdobyczy. Trener Paweł Turkiewicz prosił o kolejne przerwy i
próbował ułożyć grę swojego zespołu, ale nawet jeśli
miejscowi mieli dobry fragment, to nie potrafili tej dyspozycji
utrzymać przez dłuższy moment. Goście nie forsowali już tempa
gry i starali się swoje akcje rozgrywać jak najdłużej, a nawet
jeśli nie trafiali, to na posterunku był Radić, który albo od
razu dobijał, albo pozwalał się sfaulować. Ostatecznie gospodarze
- przy szczelnie wypełnionych trybunach - przegrali 74:83, choć w
tym dniu przy lepszej dyspozycji mieli prawo myśleć o komplecie
punktów.
W meczu kończącym pierwszą rundę rozgrywek GTK
zagra w Radomiu z HydroTruckiem. Mecz odbędzie się 3 stycznia o
godz. 19.
GTK Gliwice - Stelmet Enea Zielona Góra 74:83
(32:22, 13:22, 19:24, 10:15)
GTK: Mateusz Szlachetka 14
(2x3), Brandon Tabb 18 (1x3), Payton Henson 6, Łukasz Diduszko 9
(1x3), Joe Furstinger 5 - Milivoje Mijović 10 (1x3), Dawid Słupiński
6, Kacper Radwański 4, Piotr Hałas 2, Bartosz Majewski. Trener
Paweł TURKIEWICZ.
Stelmet: Ludvig Hakanson 14 (2x3), Joe
Thomasson 6, Jarosław Zyskowski 8 (2x3), Tony Meier 3, Drew Gordon
14 - Ivica Radić 14, Przemysław Zamojski 8 (2x3), Marcel Ponitka 7
(1x3), Łukasz Koszarek, Mikołaj Witliński. Trener Żan TABAK.
Materiały GTK
Komentarze (0) Skomentuj