Gerard Badia, ulubieniec kibiców, odchodzi z Piasta. 
Uprzejmy, uśmiechnięty, tryskający humorem. Posiada wyjątkowy urok osobisty. Otwarty dla ludzi. Wszystkich dookoła zaraża optymizmem. Pokochał Gliwice i traktuje je jak swój drugi dom. Choć oficjalnie Gerard Badia – bo o nim mowa - zawodnikiem Piasta jest do 30 czerwca, to wszyscy już wiedzą, że kapitan niebiesko czerwonych po ponad 7 latach pobytu w Polsce wraca do Hiszpanii. 

ANDRZEJ SŁUGOCKI, rozmawia z GERARDEM BADIĄ 

Czy mecz z Wisłą Kraków był ostatnim Twoim spotkaniem w zawodowej piłce?
Ostatnim w Polsce. Chciałbym dalej grać, ale w Hiszpanii, blisko domu. 

Masz jakieś oferty?
Na razie nic pewnego. Kolega, który kiedyś grał ze mną w piłkę jest menadżerem i szuka mi klubu, ale sprawa nie jest tak prosta. Interesował się mną jeden z hiszpańskich trzecioligowców, ostatecznie nic z tego nie wyszło. Czuję się dobrze fizycznie i wiem, że jeszcze rok, dwa mógłbym pograć. Zależy mi jednak, by było to blisko L’Ampolii, gdzie mamy dom. Jeśli nie będzie żadnej konkretnej propozycji będę pewnie grał amatorsko w jakiejś drużynie i jednocześnie pracował w firmie oponiarskiej moich teściów. 

Dlaczego nie było oficjalnego pożegnania przy Okrzei?
To była nasza wspólna decyzja: przede wszystkim moja i klubu. Czas pandemii i początek luzowania obostrzeń nie sprzyjał organizacji takiego wydarzenia. Bardzo chciałbym, żeby na trybunach było więcej widzów. Ustaliśmy z klubem, że takie pożegnanie odbędzie się przy Okrzei, ale nie podczas meczu z Wisłą. Przygotujemy kilka niespodzianek dla kibiców i mieszkańców Gliwic. Szczegóły poznacie już wkrótce i do zobaczenia niebawem przy Okrzei.

Mimo, że wyjeżdżasz z Gliwic nie tracisz związków z Piastem.
Piast dał mi wszystko, w trudnej chwili wyciągnął do mnie rękę i zawsze będę wdzięczny za to. Kocham Gliwice, kocham Piasta i chcę mu wciąż pomagać, choć teraz w nieco innej roli. Namawiał mnie do tego już rok temu Zbigniew Kałuża (udziałowiec Piasta-red.). Będę penetrował rynek hiszpański i wyszukiwał wartościowych graczy do występów przy Okrzei. Kandydatom będę rekomendował klub, miasto, bo tutaj spędziłem cudowne lata mojego życia. Już wkrótce podpiszę z klubem nową umowę w tej sprawie. 

Decyzja o wyjeździe z Polski z pewnością nie była łatwa.
Oczywiście i to nie tylko dla mnie, ale również dla mojej żony i starszej córeczki Valerii, która w Gliwicach praktycznie mieszka od urodzenia. Tu chodziła do przedszkola, tutaj ma mnóstwo koleżanek i kolegów. Świetnie mówi po polsku. Dla niej to bardzo trudna chwila. Nie tak dawno ni stąd ni zowąd zaczęła płakać. Pytam ją, co się dzieje? A ona odpowiada: ja nie chcę, żebyś grał gdzie indziej, bo Piast jest najlepszy. Płakałem razem z nią. Ona nie wie, co to jest Barcelona, Real, Messi czy Ronaldo. Dla niej futbol to tylko Piast. 

Pomówmy o piłce. Jak Gerard Badia został piłkarzem?
Mój tato miał zadatki na niezłego zawodnika, ale przeszkodziła mu w tym kontuzja. Chyba tę miłość do futbolu odziedziczyłem po nim. Po szkole graliśmy w piłkę na okrągło. Pierwsze treningi miałem w hali. Poszedłem kiedyś z kolegą na turniej. Zobaczył mnie tam trener i zapytał: mały, nie chciałbyś zagrać? Odpowiedziałem: oczywiście. Nie miałem jednak zapasowej koszulki. Mało nóg nie połamałem, tak pędziłem po nią do domu (śmiech). W swoim debiucie strzeliłem nawet gola. Tak się zaczęło. Nie bez znaczenia miało też zaangażowanie moich rodziców, którzy codziennie zawozili mnie na treningi. Zawdzięczam im ogromnie dużo. 

Co zdecydowało, że zostałeś zawodowym piłkarzem?
Upór, poświęcenie, pracowitość. No i radość z gry. Mówią, że ważny jest też talent. I coś w tym jest, bo tenis stołowy uwielbiam, gram, ale co z tego i tak ciągle przegrywam (śmiech). 

Niewiele brakowało, a twoja kariera ległaby w gruzy.
Tak, grając w Realu Murcia B nabawiłem się poważnej kontuzji. Za sprawą pewnego obrońcy miałem kompletnie rozbite kolano. Niestety, klub zostawił mnie bez pomocy, sam musiałem płacić za operację, za rehabilitację. Zaparłem się jednak i powiedziałem, że wrócę do futbolu. Udało się. Miałem szczęście, że w szpitalu w Barcelonie trafiłem na znakomitego lekarza. Wróciłem na boisko po 8 miesiącach, w 2010 roku, ale już nie do Murcii, tylko do trzecioligowej Gualadajary. Tam grałem kilka miesięcy i przeniosłem się na trzy lata do trzecioligowego SD Noja.

Stamtąd przeszedłeś do Piasta?
Tak. W klubie były problemy finansowe i musiałem szukać nowego pracodawcy. Do Polski trafiłem przez przypadek. Mój kolega miał jakiś kontakt i zapytał czy byłbym zainteresowany występami w polskiej ekstraklasie. Do wyboru miałem Piasta i Podbeskidzie. Wybrałem Gliwice i nie żałuję. Na treningach Piasta pojawiłem się zresztą w Hiszpanii, kiedy klub był na obozie w Alicante. Decyzja o moich występach w Piaście podjęta została w ostatnim dniu przed wylotem do Gliwic. Rozmowy pomiędzy Bogdanem Wilkiem, Zbigniewem Kałużą i moim menadżerem trwały do trzeciej w nocy. Kiedy rano wstałem byłem zawodnikiem Piasta (śmiech).

Nowe miejsce, nowi ludzie. Początki z pewnością nie były łatwe.
Przyjechałem do Gliwic w lutym 2014 r. W Hiszpanii zostawiłem żonę. Gemma nie mogła, z uwagi na pracę, przenieść się do Polski na stałe. Ale wspierała mnie jak mogła, przylatywała raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc. Kiedy urodziła się nasza córeczka Valeria przyjechały do Polski. Wcześniej przez kilka miesięcy mieszkałem w hotelu Mikulski. Razem z Rubenem Jurado i Carlesem Martinezem. Miasto wydawało mi się takie szare, nie znałem żadnego języka poza hiszpańskim. Moje życie koncentrowało się na treningu, spaniu w hotelu, kawie na pobliskiej stacji benzynowej i spacerach po Forum. Dopiero kiedy kupiłem rower zacząłem zapuszczać się nieco dalej, do centrum. Wtedy zobaczyłem w jak pięknym mieście jestem (śmiech). 

Język polski uchodzi za niezwykle skomplikowany. Są tacy, którzy twierdzą, że to najtrudniejszy w świecie. Ty się go nauczyłeś.
Gdy przyjechałem do Gliwic, nie znałem ani słowa. Słuchając Polaków, byłem pewien, że sobie nie poradzę. Czas weryfikuje sądy i powoli przyswajam sobie kolejne słowa. Uczyłem się na różne sposoby, np. czytając kolorowanki dla małych dzieci. Podsłuchiwałem też ludzi w kawiarni (śmiech). Dość powiedzieć, że kiedy po zakończeniu pierwszego sezonu w Piaście pojechałem do Hiszpanii, to zamiast do żony zwrócić się po hiszpańsku „buenos dias”, powiedziałem „dzień dobry”! 

A propos Gemmy. Jak się poznaliście?
Pomógł Facebook. Pierwszy raz poznałem ją, gdy miałem 18 lat. Ona jest starsza ode mnie o 9 lat. Byliśmy na dyskotece. Chwilę pogadaliśmy. Pomyślałem fajna dziewczyna, ale na tym się skończyło. Minęło kilka lat, grałem Gualadajarze i kiedyś na Facebooku zobaczyłem jej zdjęcie. Zalajkowałem, Gemma odpisała i tak się zaczęło. Mieszkała wtedy w blisko mnie, odwiedziłem ją i dziś jesteśmy małżeństwem. Mamy dwie córeczki Valerię i Sofię. 

To bardzo ważna dla Ciebie osoba.
Bardzo mądra kobieta, która jest dla mnie ogromnym oparciem. Bycie u boku kogoś takiego jest wielkim darem. Przypomnę tutaj historię Oskara, małego kibica Piasta. Gemma zobaczyła po jednym z meczów zdjęcie, na którym mały chłopczyk w błagalnym geście prosił mnie o koszulkę. Zapytała, czy mu ją dałem. Odpowiedziałem, że nie. Dostałem burę i nakaz, że mam tego chłopca odnaleźć. Co miałem zrobić (śmiech). Poszedłem po pomoc do klubu. Chłopaki z marketingu pomogli, no i się zrehabilitowałem. Oskara odnaleźliśmy, dostał koszulkę i nie tylko.

Gemma namawiała Cię do powrotu do Hiszpanii. 
Mam już prawie 32 lata i najwyższa pora myśleć o tym, co będę robił po zakończeniu piłkarskiej kariery. Rozmawialiśmy o tym z żoną. To nie była łatwa decyzja, ale ostatecznie wspólnie postanowiliśmy, że czas wracać. Inna rzecz, że Valeria w tym roku idzie do szkoły. Uznaliśmy, że kłopotliwe byłoby, aby rok chodziła do polskiej, a potem do hiszpańskiej. Gemma też chce się spełniać zawodowo. Ostatnie siedem lat nie pracowała. Sprzątała, gotowała, opiekowała się dziećmi. Do tego jeszcze pandemia. Chce wrócić do firmy, czuć się potrzebną.

Po sezonie mistrzowskim z Piasta odeszło kilku piłkarzy, z którymi mocno się kumplowaliście: Aleks Sedlar, Joel Valencia, Tom Hateley, Urosz Korun, Mikkel Kirkeskov. To też pewnie miało wpływ na waszą decyzję.
Zawsze trzymaliśmy się razem, wspólnie spędzaliśmy wolny czas, odwiedzaliśmy się z rodzinami. Ekipa się wykruszyła. Bardzo tęskniliśmy za nimi, ale taka jest piłka nożna. Dziś jesteś tutaj, jutro gdzie indziej. A propos, w maju odwiedziłem Urosza w Słowenii. Byłem na meczu, w którym jego klub zdobył krajowy puchar. 

W barwach Piasta łącznie zagrałeś 215 razy (liga i puchary), strzelając 31 goli. Klub za Twojej kadencji zdobył wszystkie trzy medale mistrzostw Polski, trzykrotnie brał też udział w kwalifikacjach do europejskich pucharów. Jaki mecz szczególnie zapamiętasz?
Może Cię zaskoczę, ale ten z Termaliką w 2018 r., decydujący o utrzymaniu w Ekstraklasie. Wygraliśmy 4:0. To był moment przełomowy, uwierzyliśmy w siebie i rok później świętowaliśmy mistrzostwo, które poprzedził jeszcze szalony mecz z Jagiellonią i cudowny gol „Jodły” w doliczonym czasie gry. 

Czego będzie Ci brakowało z Gliwic w Hiszpanii?
Tej całej otoczki związanej z meczami. Stadionów, zainteresowania kibiców, profesjonalizmu w klubach, atmosfery na trybunach, spacerów po Starówce, serdeczności ludzi. Ale też innych bardzo przyziemnych rzeczy, jak na przykład jedzenia. Uwielbiam polskie zupy: żurek, rosół, pomidorową, barszcz. No i pierogi (śmiech).

Z Barcelony do Katowic samolot leci zaledwie 2,5 godziny. Będziesz odwiedzał Gliwice?
Obowiązkowo. Jak tylko będzie jakiś ciekawy mecz, np. derby z Górnikiem melduję się na Okrzei! Boję się tylko, że nie usiedzę na trybunach i będzie mnie ciągnęło na boisko (śmiech).

W piątek rozpoczynają się mistrzostwa Europy. Będzie w nich akcent gliwicki, bo do kadry powołany został Jakub Świerczok.
Bardzo się cieszę z tego faktu, bo Kuba to najlepszy napastnik z jakim przyszło mi grać razem na boisku. Bardzo ambitny piłkarz, a jego strzelecki instynkt jest niesamowity. To prawdziwy lis pola karnego, który ma w nogach petardę. 

Kto będzie mistrzem Europy?
Mimo, że w naszej reprezentacji zaszło sporo zmian personalnych, to uważam, że Hiszpania zostanie mistrzem. Ale oczywiście za Polskę też będę mocno ściskał kciuki.

I na koniec: co chciałbyś powiedzieć sympatykom Piasta?
Chciałbym podziękować za dowody sympatii z jakimi spotykałem się ja i moja rodzina na każdym kroku. Za to mogłem się tylko odwdzięczyć sercem, jakie zostawiałem zawsze na boisku. Będzie mi Was bardzo brakowało. Wy, kibice jesteście siłą Piasta. Do zobaczenia przy Okrzei!

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj