Nabrzeże rzeki wygląda pusto. W miejskim krajobrazie zabrakło piętnastu okazałych drzew, do niedawna pomników przyrody. 
O alei zrobiło się głośno w marcu 2018 roku - na sesji radni mieli głosować nad uchwałą wniesioną przez prezydenta. Natychmiast zareagowali społecznicy z rad osiedli Śródmieście i Wójtowa Wieś, aktywiści miejscy z Ośrodka Studiów o Mieście Gliwice i mieszkańcy. Nie zgadzano się na zniszczenie pomnika przyrody. Postulowano, żeby przed podjęciem decyzji radni zwrócili się o uzyskanie rzetelnej informacji o zagrożeniu stwarzanym przez drzewa i możliwościach ich zabezpieczenia.     

Drzewa stały się pomnikiem przyrody w 1981 roku - wtedy było ich 25. W 2005 wojewoda uznał, że taki status przysługuje już tylko 15 klonom, reszta chorowała i była spróchniała. Część więc wycięto, ale o pozostałe dbano incydentalnie. A tak naprawdę dopiero przez ostatni rok, kiedy wykonano najprostsze prace - cięcia pielęgnacyjne i ostrzykiwania. 

O klony, a w zasadzie o rzetelną ekspertyzę, upomniał się na ubiegłorocznej sesji były radny PO Dominik Dragon, sprawą zajmowała się też komisja bezpieczeństwa i ochrony środowiska, wnioskując o dodatkowe badania. W lipcu 2018 r. znane były wyniki ekspertyzy. Wnioski: wycinka konieczna, bo stan wszystkich drzew jest zły, przez co mogą one stwarzać zagrożenie. 

Przyczyn było kilka, wśród nich nieprawidłowa i zbyt późna pielęgnacja, uszkodzenie systemów korzeniowych przy różnych pracach ziemnych i nieprawidłowo wykonane zabiegi stabilizacyjne (wiązania). Eksperci zalecili nasadzenia, np. klonów, olch, grabów, czeremch, dębów bezszypułkowych, lip drobnolistnych i srebrzystych  „Varsaviensis”, a zobowiązano do tego miejskie służby. 

Wycinka rozpoczęła się w kwietniu 2019.  Wciąż jednak, jak wskazują społecznicy z rad osiedlowych Śródmieścia i Wójtowej Wsi, rada miasta nie podjęła uchwały dotyczącej nowych nasadzeń. 

- W ekspertyzie wyraźnie zaznaczono, że mają to być duże drzewa, tymczasem przedstawiciele władz miasta zapowiedzieli zastąpienie klonów... krzewami, co stoi w sprzeczności z dotychczasową funkcją drzew jako  pochłaniaczy hałasu i źródeł cienia, a także spacerowo-rekreacyjnym charakterem, jaki powinno mieć wybrzeże Kłodnicy - mówią społecznicy. I uważają, że MZUK nie poczuwa się do odpowiedzialności za zaniedbania, choć wprost wynika to z ekspertyzy.

- Co więcej, minimalizowanie znaczenia zaniedbań oraz brak prawdziwych nasadzeń zastępczych tworzy niebezpieczny precedens: wystarczy przez kilka lat przestać pielęgnować pomnik przyrody, a można, bez konsekwencji, usunąć go z miasta - ostrzegają aktywiści.  

Apelują też do służb odpowiedzialnych za pielęgnację zieleni, twierdząc, że czas zerwać z zajmowaniem się drzewami „od przypadku do przypadku” i z interwencjami, gdy jest już za późno na ratowanie. Należy też monitorować prace ziemne, jakie prywatne firmy wykonują na miejskich ulicach, uszkadzając korzenie i w ten sposób niszcząc całe szpalery, dziesiątki dorosłych drzew.

Małgorzata Lichecka 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj