Wójt, burmistrz, starosta, marszałek i prezydent mieliby rządzić maksymalnie przez dwie kadencje – takie zmiany w prawie proponuje PiS. Jak przekonują politycy tej partii, pozwoli to ukrócić władzę samorządowców, którzy – w ich opinii – w wielu przypadkach pozostają poza kontrolą. Kadencyjność to reakcja licznych środowisk na zbyt długi czasu sprawowania urzędu przez poszczególnych włodarzy.
Wielu z nich ma bowiem do czynienia z sytuacją braku kontrkandydata, czyli mogłaby rządzić niemal dożywotnio. Nie trzeba daleko szukać. W Gliwicach prezydent piastuje swe stanowisko nieprzerwanie od lat 24, w Puławach – od 23, podobnie jak blisko 30 innych burmistrzów i grubo ponad setka wójtów. Zdaniem autorów pomysłu kadencyjności władz samorządowych – ma ona rozbić zastałe układy różnych urzędników, sprawujących władzę przez wiele kadencji. PiS liczy, że w ten sposób dopuści do władzy nowych, młodych ludzi.

Dla zwolenników „przewietrzenia samorządów” nie ulega wątpliwości, że 2 lub 3 kadencje byłyby wystarczającym okresem do przeprowadzenia inwestycji lub wdrożenia planów rozwoju gmin i miast. Ale kadencyjność niesie też ze sobą ryzyko: równie dobrze może usunąć ze stołka włodarza fatalnego, jak też rządzącego z sukcesami i przy aprobacie mieszkańców. Drugi argument przeciw kadencyjności związany jest z istotą demokracji. Jedynie mieszkańcy mają prawo decydować, jak długo wójt, burmistrz czy  prezydent miasta sprawuje swój urząd. Wszelkie ingerencje w wybory obywateli stoją w sprzeczności z kanonem wartości demokratycznych. Co o pomyśle kadencyjności sądzą politycy z naszego miasta?

Poseł RP Borys Budka
Jesteśmy otwarci na dyskusję dotyczącą usprawnienia pracy samorządów. Lecz zmiany powinny wynikać z realnych postulatów płynących od wyborców. Ograniczenie kadencyjności to jeden z pomysłów Platformy Obywatelskiej, ale wszystko musi odbywać się w ramach zasad konstytucyjnych. Prawo nie może działać wstecz. Mam wrażenie, że PiS – wiedząc, że przegra z doświadczonymi prezydentami, burmistrzami i wójtami – postanowił zagrać nie fair i po prostu ich wyeliminować, zamiast stoczyć normalną rywalizację wyborczą. Jeżeli forsowane przez PiS zmiany wejdą w życie, może się okazać, że naszymi małymi ojczyznami będą rządzić partyjni funkcjonariusze, a dobrzy gospodarze zostaną wyeliminowani, często wbrew mieszkańcom. Przy tego rodzaju zmianach widać jak na dłoni, dlaczego PiS zablokował Trybunał Konstytucyjny. W normalnych warunkach to do Trybunału należałoby rozstrzygnięcie, czy takie rozwiązania są zgodne z konstytucją. Niestety, PiS w swoich zmianach ustrojowych dąży do maksymalnej centralizacji państwa, co przekreśla 26-letnie osiągnięcia polskich samorządów. W mojej ocenie zmiany powinny iść w odwrotną stronę – tylko dalsza decentralizacja pozwoli na efektywniejsze i sprawniejsze rozwiązywanie problemów lokalnych.

Senator RP Krystian Probierz  
W moim odczuciu wprowadzenie kadencyjności władz wykonawczych samorządu lokalnego jest działaniem w dobrym kierunku i, jak sądzę, także oczekiwanym przez większość społeczeństwa. Wiązać się to powinno również z przypilnowaniem procedury przeprowadzenia wyborów, tak by nie było żadnych wątpliwości, że odbyły się one w sposób uczciwy (o ostatnich wyborach samorządowych – w skali kraju – tego, niestety, nie można powiedzieć).
Jako były dziekan Wydziału Górnictwa i Geologii PŚl musiałem, zgodnie z wymogami ustawy, poddać się tej procedurze i pełniłem swoje obowiązki jedynie przez dwie kolejne kadencje. Więc dobrze wiem, o czym mówię. W szkolnictwie wyższym taka procedura obowiązuje od dawna i nie jest przez nikogo kwestionowana.
Oprócz wielu innych zalet, zasada kadencyjności zapobiegnie rutynie w działaniu i pozwoli lepiej dostrzec problemy mieszkańców. Dobry samorządowiec natomiast, po dwóch kadencjach, może wykorzystać swoje dotychczasowe doświadczenie w działalności na innych szczeblach administracji samorządowej i rządowej oraz w życiu publicznym. Jeśli się dobrze zapisze w pamięci swoją działalnością na rzecz społeczności lokalnej, to oczywiście zwiększy szanse w ewentualnych kolejnych wyborach.

Prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz
Koronny argument za ograniczeniem kadencji w samorządach, że długie urzędowanie sprzyja patologiom, nigdy nie został potwierdzony wiarygodnymi danymi. Czy ewentualnych przestępstw dopuszczają się wyłącznie samorządowcy z długim stażem? Liczba kadencji jest ograniczona tam, gdzie wybrani nie podlegają kontroli innych instytucji państwa, na przykład w przypadku prezydenta Polski. Samorząd poddany jest drobiazgowemu nadzorowi przez wiele instytucji. Istnieje także instytucja referendum. W kadencji 2010 – 2014 zorganizowano w Polsce 113 referendów i odwołano władze w 16 gminach. Czy to dużo? Uważam, że nie – gmin jest prawie 2 500. W ostatnich wyborach samorządowych zmieniono blisko 1/3 prezydentów miast na prawach powiatu. Obywatele mają więc narzędzia do kontroli i weryfikacji włodarzy miast, a naturalna wymiana kadr jest faktem.
Samorządy odpowiadają za sprawy dla Polski bardzo ważne. To tu toczy się praca nad rozwojem naszego kraju. Odpowiadają za 45 proc. wydatków sektora finansów publicznych, w tym za 75 proc. środków publicznych przeznaczanych na inwestycje. Jeżeli mamy ambicje, by zwiększać tempo rozwoju Polski, to powinniśmy umiejętnie gospodarować zasobami. Spora grupa doświadczonych, odnoszących sukcesy samorządowców jest z całą pewnością zasobem, którego nie warto odrzucać.
Polskie samorządy bardzo się sprofesjonalizowały. Warto, aby za ważne i trudne zadania odpowiadali ludzie o wysokich kompetencjach, a największe mają właśnie doświadczeni samorządowcy, którzy zostaliby „ofiarami” ewentualnej nowej regulacji.

Kajetan Gornig, radny Rady Miasta Gliwice
Kadencyjność w samorządzie jest w moim przekonaniu niezbędna. Prezydenci i burmistrzowie miast mają silną władzę wykonawczą, a ta wymaga ciągłej kontroli. Rada gminy w ustawie nie ma żadnych sensownych narzędzi, aby taką kontrolę sprawować. Nic bardziej nie dyscyplinuje władzy niż wiedza, że ktoś może powiedzieć: sprawdzam. Oczywiście my na to patrzymy z punktu widzenia Gliwic i tutaj spora część mieszkańców nie odczuwa zagrożenia bezkarnością władz. Nie zapominajmy jednak, że w małej miejscowości gmina często jest największym pracodawcą na swoim terenie i tam władza absolutna wójta jest bardzo niebezpieczna. Trzeba zwrócić też uwagę, że aktualny rząd nie cieszy się zaufaniem samorządowców, dlatego pomysł – choć dobry – jest krytykowany ze względu na pokusę usunięcia konkurentów politycznych w Gdańsku czy Warszawie. Rząd, niestety, nie podejmuje starań, aby to zaufanie zdobyć, a szkoda. 

Zbigniew Wygoda – radny Rady Miasta Gliwice
Jak każde rozwiązanie, także i to ma swoje zalety i wady. Podstawową zaletą jest po prostu możliwość „odświeżenia” pomysłu na miasto, który to często w trakcie kolejnych kadencji spada na dalszy plan, a zamiast niego zmartwieniem nowo wybranego prezydenta jest nierzadko troska o reelekcję już od początku kadencji. Poza tym, nie ma co ukrywać, w niejednej gminie wielokadencyjność spowodowała utworzenie i skostnienie układu formalnych i nieformalnych powiązań, które bywają pożywką dla korupcyjnych wręcz zachowań. Ponadto stworzony „układ” jest bardzo dużą przeszkodą dla potencjalnych kandydatów, nierzadko lepszych, którzy nie są w stanie przebić sprawnej „maszyny” organizacyjnej aktualnego prezydenta, wójta czy burmistrza, pracującej na konto następnych wyborów przez całą kadencję i wykorzystującej do tego potężny aparat samorządowy.
Ten ostatni argument przedstawia jednocześnie i potencjalną wadę wprowadzenia ograniczenia liczby kadencji. Otóż prezydent wybrany na drugą i zarazem ostatnią kadencję, jeżeli nie będzie prawdziwym społecznikiem, może w trakcie jej sprawowania utracić motywację do działania na rzecz sprawnego rozwoju miasta, wiedząc, że i tak niebawem utraci stanowisko. Może się zdarzyć, że w trakcie drugiej kadencji część swego zapału wykorzysta na zapewnienie sobie wygodnego lądowania po jej zakończeniu. Dlatego istotny jest wybór ludzi z pasją społecznikowską, lubiących działać dla ogólnego dobra, a nie osób traktujących funkcję prezydenta jako narzędzie do ustawienia się w życiu.
Osobiście uważam, że istnieje rozwiązanie pośrednie i aż dziwię się, że nikt o nim nie mówi. Jak wspomniałem, podstawowym problemem wyborów są zdecydowanie mniejsze szanse kontrkandydatów urzędującego prezydenta, nawet jeżeli wydają się być zdecydowanie lepsi. Musimy pamiętać, że otoczenie prezydenta, zarówno w urzędach miasta, spółkach gminnych, jednostkach finansowanych przez miasto, itp. działa na rzecz dotychczasowego włodarza. Również media samorządowe oraz wspierane przez niego są często nie do przebicia. Aktualny prezydent w trakcie kampanii jest przedstawiany niemal codziennie na otwarciach inwestycji, zawodach sportowych, wręczeniach nagród, różnorakich galach, itd. Należałoby wprowadzić zasadę, że prezydent zamierzający ubiegać się o reelekcję winien taki zamiar zgłosić np. co najmniej 6 miesięcy wcześniej, a na okres 3 miesięcy przed wyborami zawiesić sprawowanie swej funkcji i powierzyć ją zastępcy, startując w wyborach na identycznych zasadach, jak każdy jego kontrkandydat. Z pewnością będą różne próby omijania tego ograniczenia, ale znacznie utrudniłoby to wykorzystywanie swej pozycji do wyraźnego zwiększenia własnych szans, co w zasadzie widać w każdym samorządzie.

Krzysztof Obrzut, wójt gminy Rudziniec
Jestem przeciw; bowiem w Polsce wójt, burmistrz, prezydent wybierany jest w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich, w głosowaniu tajnym.To społeczność lokalna powinna decydować o ewentualnym ponownym wyborze danego kandydata. W samorządach wyborcy dobrze sobie radzą – jeżeli nie chcą wójta, burmistrza, prezydenta to go zmieniają w wyborach. Jeżeli jest dobrym gospodarzem, dobrze zarządza gminą i mieszkańcy chcą go wybrać, dlaczego im zabraniać wolnego wyboru? Proponowane zmiany będą służyć bardziej partiom niż samorządom. Ograniczenie kadencyjności zmierza do większego upartyjnienia samorządów. To w samorządach, w tych małych ojczyznach, trzeba ludzi, którzy reprezentują i rozwiązują problemy mieszkańców, a nie problemy i zadania partii.
Wójt, burmistrz, prezydent, który pełni kolejną kadencję ma doświadczenie i nie będzie obiecywał w kampanii wyborczej przysłowiowych gruszek na wierzbie, bo zna realia budżetu i prawa. Mieszkańcy dobrze go znają, wiedzą, jak go ocenić i nie wybierają „kota w worku”. Na tym stanowisku potrzeba fachowców, a nie polityków.
Moim zdaniem tylko i wyłącznie mieszkaniec powinien decydować o wyborze wójta, burmistrza, prezydenta. W tym głosowaniu wybiera się osobę, a nie partię.
 (san)

Sonda - Czy jesteś za kadencyjnością w polskich samorządach?

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj