Dostępu do wyjazdu z posesji bronią leje jak po bombach. Drogę zniszczyły transporty ziemi na leżące po sąsiedzku pole. Ładunek pochodzi z pobliskiej budowy, na której powstaje nowy magazyn Panattoni Europe.
Jeziorną łatwo przegapić. Odchodzący od Bojkowskiej ubity nieoświetlony
trakt wydaje się prowadzić w pola. Tymczasem w głębi odnajdziemy
skupisko posesji. Powstają tutaj od kilkunastu lat. Ludzie kupują grunty
przeznaczone pod uprawy, odralniają je i zabudowują. W ten sposób w
otoczeniu rolnych zagonów wyrosło kilkanaście domostw.
Choć pierwszy dom pojawił się już ponad dziesięć lat temu, kolonia wciąż nie ma drogi z prawdziwego zdarzenia. Jeziorna, jedyny łącznik ze światem, ulicą jest tylko z nazwy. Należy do miasta, ale właściciel nie przywiązuje wagi do jej stanu. Nie ma oświetlenia, drenażu, solidnej nawierzchni. Pozbawiona większego znaczenia komunikacyjnego zajmuje dalekie miejsce w miejskich planach.
Droga, jeszcze do niedawna, spełniała jednak swoją rolę. Wobec braku pomocy ze strony miasta o stworzenie dojazdu do posesji zadbali sami właściciele. - Ubytki, które tworzyły się w związku z transportowaniem materiałów pod budowę kolejnych domów, były regularnie likwidowane. Dało się jeździć – mówi Maciej Żołna, właściciel jednej z posesji.
Na przestrzeni ostatnich tygodni droga zamieniła się w ruinę. Przy wjeździe powstały głębokie wyrwy, dalszy odcinek poryty jest koleinami. Zniszczenia są tak duże, że przejazd grozi zniszczeniem samochodu. Mieszkańcy twierdzą, że odpowiadają za nie ciężarówki wypełnione po brzegi ziemią. To tak zwane wanny. Jedna taka z ładunkiem może ważyć nawet kilkadziesiąt ton.
Choć pierwszy dom pojawił się już ponad dziesięć lat temu, kolonia wciąż nie ma drogi z prawdziwego zdarzenia. Jeziorna, jedyny łącznik ze światem, ulicą jest tylko z nazwy. Należy do miasta, ale właściciel nie przywiązuje wagi do jej stanu. Nie ma oświetlenia, drenażu, solidnej nawierzchni. Pozbawiona większego znaczenia komunikacyjnego zajmuje dalekie miejsce w miejskich planach.
Droga, jeszcze do niedawna, spełniała jednak swoją rolę. Wobec braku pomocy ze strony miasta o stworzenie dojazdu do posesji zadbali sami właściciele. - Ubytki, które tworzyły się w związku z transportowaniem materiałów pod budowę kolejnych domów, były regularnie likwidowane. Dało się jeździć – mówi Maciej Żołna, właściciel jednej z posesji.
Na przestrzeni ostatnich tygodni droga zamieniła się w ruinę. Przy wjeździe powstały głębokie wyrwy, dalszy odcinek poryty jest koleinami. Zniszczenia są tak duże, że przejazd grozi zniszczeniem samochodu. Mieszkańcy twierdzą, że odpowiadają za nie ciężarówki wypełnione po brzegi ziemią. To tak zwane wanny. Jedna taka z ładunkiem może ważyć nawet kilkadziesiąt ton.
- Sam tego nie widziałem, ale sąsiedzi mówią, że transporty idą od
miesiąca, dzień w dzień, co najmniej po kilkanaście razy. To tak, jakby
na polną drogę wpuścić kolumnę czołgów. Wiadomo, co by z niej zostało.
Dlatego wjazdu ciężarówkom powyżej 2,5 ton, za wyjątkiem pojazdów do
budowy, broni znak zakazu – opowiada Żołna. Zaczęło się szukanie winnego zniszczenia drogi. Wezwani na pomoc
strażnicy miejscy ustalili, że ziemia przywożona jest na zamówienie
właściciela jednej z działek, jako materiał pod budowę. Czyli – wszystko
gra.
Co innego wiedzą jednak mieszkańcy, a ich słowa potwierdzają wnioski z wizji lokalnej miejskich urzędników. Pracownicy wydziału środowiska wybrali się na miejsce zaniepokojeni informacją, że pod zwożoną ziemią ginie staw. To akurat okazało się nieprawdą, bo w domniemanym zbiorniku wodnym urzędnicy rozpoznali zapadlisko pogórnicze. W pozostałej części wyniki kontroli odpowiadają temu, co widać i co mówią zainteresowani – teren to nie działka budowlana, a pole uprawne, które podlega niwelacji humusem pochodzącym z terenu pod budowę hali, o którą powiększy się Panattoni Park.
Co innego wiedzą jednak mieszkańcy, a ich słowa potwierdzają wnioski z wizji lokalnej miejskich urzędników. Pracownicy wydziału środowiska wybrali się na miejsce zaniepokojeni informacją, że pod zwożoną ziemią ginie staw. To akurat okazało się nieprawdą, bo w domniemanym zbiorniku wodnym urzędnicy rozpoznali zapadlisko pogórnicze. W pozostałej części wyniki kontroli odpowiadają temu, co widać i co mówią zainteresowani – teren to nie działka budowlana, a pole uprawne, które podlega niwelacji humusem pochodzącym z terenu pod budowę hali, o którą powiększy się Panattoni Park.
Przy okazji wyszło na jaw, że ciężarówki zniszczyły przepust przy
skrzyżowaniu Bojkowskiej z Jeziorną. - Kierownik budowy został
zobowiązany do usunięcia szkody i uzupełnienia ubytków w drodze –
informuje Grażyna Kasperek z Wydziału Środowiska UM Gliwice.Firma wykonała zalecenie po łebkach. - Wcześniej pod drogą biegł
metalowy kanał o solidnej grubości ścian, odporny na nacisk dużych
ciężarów. W to miejsce wstawiono karbowaną rurę z plastiku. Tłucznia
ledwo wystarczyło do wypełnienia dna lejów. Jeziorna pozostaje
nieprzejezdna – irytuje się Żołna.
Sprawa będzie miała ciąg dalszy. - Przypilnujemy, żeby droga została odtworzona do stanu pierwotnego przez wykonawcę budowy bądź właściciela gruntów - deklaruje Aleksandra Wysocka, naczelnik wydziału gospodarki nieruchomościami. Urzędniczka ma również dobrą wiadomość dla mieszkańców Jeziornej – po latach zabiegów z ich strony ulica została ujęta w planach miasta. Na wykonanie podbudowy i nawierzchni z destruktu asfalto-betonowego potrzeba 750 tys. zł. Jak obiecują urzędnicy, te pieniądze znajdą się w najbliższych latach.
Adam Pikul
Sprawa będzie miała ciąg dalszy. - Przypilnujemy, żeby droga została odtworzona do stanu pierwotnego przez wykonawcę budowy bądź właściciela gruntów - deklaruje Aleksandra Wysocka, naczelnik wydziału gospodarki nieruchomościami. Urzędniczka ma również dobrą wiadomość dla mieszkańców Jeziornej – po latach zabiegów z ich strony ulica została ujęta w planach miasta. Na wykonanie podbudowy i nawierzchni z destruktu asfalto-betonowego potrzeba 750 tys. zł. Jak obiecują urzędnicy, te pieniądze znajdą się w najbliższych latach.
Adam Pikul
Komentarze (0) Skomentuj