O tym, co czeka gliwickie szpitale i jaka będzie sytuacja pacjentów, rozmawiamy z Marianem Jaroszem, prezesem łączonych placówek i pomysłodawcą połączenia.

Szpital Miejski nr 4, dawny wojskowy, przejmuje Gliwickie Centrum Medyczne. Po zarejestrowaniu nowej jednostki w sądzie rozpocznie się proces konsolidacyjny, a formalności związane z przekształceniem mają być zakończone do końca września. Wszystko po to, by nowy zakład był w pełni gotowości przed 1 października, kiedy zaczną obowiązywać nowe zasady finansowania lecznictwa zamkniętego.


Zwykle skutkiem reformy jest lepsza jakość za te same pieniądze lub nie gorsza, ale za mniejsze. A jaki jest pana cel - w ramach jednego szpitala będziemy leczeni lepiej czy tylko taniej niż wtedy, gdy były dwa?
W założeniach konsolidacji są oba cele. Połączenie powinno przynieść znaczne oszczędności, na przykład z tytułu wspólnych zakupów leków i materiałów medycznych czy zmniejszenia kosztów obsługi, związanych z administracją i służbami zaplecza. Mowa na przykład o przygotowywaniu posiłków, które od 1 stycznia prowadzi wspólna dla obu szpitali kuchnia. Z kolei poprawa sytuacji finansowej w oczywisty sposób przełoży się na poziom opieki i leczenia pacjentów. Myślę na przykład o środkach potrzebnych na doposażenie oddziałów w sprzęt medyczny czy modernizację obiektów.

O jakich pieniądzach mowa?
Nie podam sumy do miejsca po przecinku, ale szacowana kwota rocznych oszczędności odpowiada mniej więcej łącznym długom łączonych szpitali.

Czyli?
To około 6 mln zł. Strata stanowi efekt zaniżonych kontraktów, które zachowują poziom z 2008 r. NFZ nie bierze pod uwagę, na przykład, rosnących wraz z płacą minimalną kosztów osobowych.

Uda się wyjść na prostą bez zwolnień, cięć pensji, zamykania oddziałów? Nie brakuje głosów, że na konsolidacji stracą pacjenci – zmiany doprowadzą do ograniczenia dostępności leczenia.
Zmiany służą dostosowaniu organizacji szpitali do potrzeb. To, co zbędne, będzie zlikwidowane. Ale racjonalizacja to co innego, niż cięcie na oślep. Pacjenci nie odczują zmian. Chcę stanowczo podkreślić, że w nowej jednostce znajdą się wszystkie odziały, które funkcjonują obecnie w obu szpitalach. Również te, które mają zdublowaną postać – chirurgia, interna, ortopedia. Żaden nie jest planowany do zamknięcia, przynajmniej w okresie najbliższych lat. W dalszej perspektywie planujemy integrację struktur z poziomu zabezpieczenia medycznego.

Z jakimi kosztami dla personelu?

Co do zasady skutki procesu nie dotkną załogi. Do czasu przyjęcia nowego regulaminu wynagradzania pracownicy zachowają dotychczasowe pensje. Przewidywania co do oszczędności w związku z kosztami osobowymi biorą pod uwagę naturalne odejścia i te związane z wiekiem emerytalnym, przesunięcia kadrowe. W sytuacji, gdy ewentualnie dojdzie do redukcji etatów w jednym miejscu, dajmy na to w księgowości, przybędzie pracy w innym. W zamierzeniach jest na przykład utworzenie działu transportu medycznego. Obecnie usługi w tym zakresie kosztują szpitale w sumie ok. 900 tys. zł rocznie. Mam pewność, że własnymi siłami można byłoby to robić taniej. Do obsługi takiego działu potrzeba nie tylko kierowców, ale również dyspozytorów i pracowników od  papierkowej roboty.

Ostatnie miesiące to, w związku z sytuacją szpitali pod pana kierownictwem, ciężki czas dla pacjentów. Po miesiącu przerwy udało się wprawdzie przywrócić pracę oddziału chirurgii ogólnej w szpitalu przy ul. Zygmunta Starego, ale rodzice dzieci wymagających operacji, np. w związku z  przepukliną czy zapaleniem wyrostka robaczkowego, wciąż nie mają szans na pomoc w Gliwicach. Być może powstanie  dział transportu, ale czy na pewno wróci chirurgia dziecięca?
Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Praca oddziału, z powodu braku obsady lekarskiej, uległa zawieszeniu. Pielęgniarki, przesunięte do innych obowiązków, czekają w gotowości. Trwający już jednak ponad dwa miesiące nabór na etaty lekarskie nie przynosi rezultatów. Nadzieję na zmianę daje kalendarz egzaminów specjalizacyjnych. Szczyt przypada na sesję wiosenną, a to zawsze wywołuje ruch na giełdzie pracy w służbie zdrowia.

Szuka pan ratunku w mało doświadczonym narybku? A na chirurgów, za którymi przemawiają lata pracy przy stole, szpital nie ma pieniędzy?
Jak widać, nie takich, jakich oczekują.

Źródłem problemów, o których teraz rozmawiamy, są niskie zarobki białego personelu. W jakiej mierze wprowadzane zmiany to odpowiedź na te bolączki? Gdy szpitale, już jako jeden organizm, staną na nogi, znajdą się pieniądze na podwyżki?
Za dużo pan ode mnie wymaga. Nie jestem jasnowidzem, a sytuacja szpitalnictwa w ogóle, nie tylko naszych placówek, zależy od splotu wielu czynników. W przeważającej mierze od nas niezależnych, leżących po stronie płatnika za usługi medyczne, który do końca bieżącego roku ma postać Narodowego Funduszu Zdrowia.

No właśnie. Z zapowiedzi rządu wynika, że po 1 października o "być" lub "nie być" szpitala w dużej mierze zadecyduje to, czy znajdzie się w sieci lecznictwa zamkniętego, czy też poza nią. Dla jednostek w ramach systemu krajowego przewidziano aż 91 proc. środków na szpitalnictwo. Jest gwarancja, że tworzona na nowo jednostka w Gliwicach trafi do sieci?
W jakiejś mierze, graniczącej z pewnością, mamy takie przekonanie. Podstawą jest kilka przesłanek. Po pierwsze, Narodowy Fundusz Zdrowia zakwalifikował do sieci oba szpitale, w sytuacji gdy działają rozdzielnie. Po drugie, szpital miejski jako pełnozakresowy zakład opieki zdrowotnej – z poradnią, laboratorium, apteką, izbą przyjęć – posiada drugi stopień referencyjności, co daje mu przewagę nad innymi. Taki sam poziom z automatu przejdzie na nowy podmiot. Oznacza to, że wszystkie oddziały w obu szpitalach zostaną objęte gwarancją finansowania. Po trzecie, GCM już niedługo – mamy ostatni etap remontu – będzie mogło pochwalić się nowoczesnym oddziałem kardiologicznym, z kardiologią inwazyjną. A to nieoceniony atut ze względu na ocenę przydatności szpitala dla zabezpieczenia rejonu. Jest też po czwarte, piąte i szóste.

Sytuacja wygląda tak, że na zmiany na gliwickim podwórku nałożą się zmiany systemowe. Czego, w związku ze spotkaniem tych dwóch reform, mogą spodziewać pacjenci po 1 października?
Z całej naszej rozmowy wynika, że o rewolucji nie ma mowy. Drobnymi krokami, unikając wstrząsów, chcemy przekształcić to, co jest, w coś zbliżonego, ale z lepszą jakością. Pewne nowości dadzą jednak znać o sobie już w początkowym etapie. O jednej, luźno związanej z procesem restrukturyzacji, już wspomniałem – w GCM, w odnowionych wnętrzach, powstanie nowoczesny oddział kardiologiczny. 1 października do szpitala przy ul. Zygmunta Starego wraca opieka nocna i świąteczna. To wynik zmiany prawa. Do tego typu dyżurów z mocy przepisów powołane będą szpitale powiatowe. Istotnych zmian, także organizacyjnych, należy oczekiwać po zrealizowaniu planu rozbudowy szpitala.

Nowy pawilon odgrywa kluczową rolę w programie naprawczym szpitali. W związku z budową mowa jednak o 80 mln zł. Inwestycja to pobożne życzenie czy zamierzenie w zasięgu możliwości?

Największą słabością naszych szpitali jest baza. Jak wyglądają budynki, każdy widzi, powszechnie wiadomo, że wiele do życzenia pozostawiają warunki przyjęć i pobytu. Bez radykalnych środków sytuacja nie ulegnie poprawie. W związku z planowaną budową nowego obiektu wszystko jest na dobrej drodze. Inwestycja znalazła się w wieloletniej prognozie finansowej Gliwic, z terminem realizacji w najbliższych  latach, Ministerstwo Zdrowia trzyma dla nas 6 mln zł na wyposażenie SOR. Sprawa nabiera tempa. Jeżeli wszystko pójdzie z planem, prace powinny się rozpocząć na przełomie roku.

Rządowy przekaz mówi, że lecznictwo zamknięte po zmianach zyska stabilne podstawy finansowania – zamiast niepewnej kwoty z kontraktu szpitale dostaną gwarantowane środki z budżetu państwa. I zapowiada koniec problemów służby zdrowia, pełną dostępność szpitali i nowoczesne leczenie dla każdego pacjenta.
Byłbym ostrożny z tym optymizmem. Choć, biorąc pod uwagę obecną sytuację szpitali, gorzej być już nie może.

Rozmawiał: Adam Pikul

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj