- Gdy przyszłam na zajęcia, nic nie rozumiałam. Teraz rozumiem prawie wszystko, co mówicie, ale sama z mówieniem mam jeszcze problemy – przyznaje Swietłana.

Sympatyczna Ukrainka jest jedną z kursantek, które w 6 tygodni chcą nauczyć się polskiego. Bardzo zależy im na podjęciu pracy w Gliwicach. Są mocno zdeterminowane.
6 tygodni, 6 dni w tygodniu, 6 godzin dziennie

Około 30 kursantek i może 1-2 mężczyzn z Ukrainy uczy się w j. polskiego na lekcjach zorganizowanych przez Śląską Fundację Rozwoju Przedsiębiorczości, na zlecenie Powiatowego Urzędu Pracy. Beneficjenci podzieleni zostali na 3 grupy – 2 ogólne i jedną „medyczną”, w skład której wchodzą wykwalifikowani lekarze i pielęgniarki. Różnica pomiędzy grupami jest taka, że „medycy” oprócz komunikatywnego j. polskiego uczą się również zwrotów i nazw związanych z medycyną. Nieocenionej pomocy w tym zakresie udzieliła im Naczelna Pielęgniarka ze Szpitala Miejskiego nr 4, Bogusława Siciarz.
Kurs, do którego przystąpili obywatele Ukrainy, jest wręcz eksperymentalnie intensywny, bowiem trwa zaledwie 6 tygodni. Kursanci są jednak bardzo zdeterminowani. Wszyscy chcą podjąć pracę i zarabiać na swoje utrzymanie. Większość deklaruje chęć pozostania w Polsce na stałe.

Kłopotliwe przypadki

- Potrzebuję kremu, tuszu do rzęs – wyliczają dziewczyny z grupy ogólnej. Dziś, zgodnie z podręcznikiem, na zajęciach uczą się nazw kosmetyków. W końcu niemal cała grupa to kobiety, to wbrew pozorom bardzo przydatna wiedza. Poza tym w rzeczywistości łączy się ona z nieco trudniejszym zagadnieniem – zastosowaniem biernika i dopełniacza. To trudne. Podobnie jak zapamiętanie pewnych różnic gramatycznych występujących w naszych językach. Przykład pierwszy z brzegu – w języku ukraińskim tusz do rzęs jest rodzaju żeńskiego. W polskim – męskiego.

Zajęcia z grupą ogólną prowadzi Halyna. Od 2 lat w Polsce, pani doktor filologii ukraińskiej i niemieckiej. Naszego języka nauczyła się sama. Teraz uczy rodaczki, stosując te metody, które i jej pomogły.
- Nie potrzebuję scrubu – mówi jedna z kursantek.
- W Polsce mówi się raczej peelingu – poprawiam ją, domyślając się o jaki produkt chodzi.
- Scrub i peeling to nie to samo – odpowiadają pewne siebie dziewczyny i pokazują kartkę z katalogu kosmetyków jednej z popularnych marek. Rzeczywiście, znajduje się w nim produkt pod nazwą scrub. Śmieję się, że i ja wyniosłam z tej lekcji naukę. Wszystkie wybuchamy śmiechem.

Kursantki podkreślają, że bardzo cenią sobie możliwość nauki języka polskiego, jaką dał im Powiatowy Urząd Pracy. Mówią, że kursy są kreatywne, nienużące, z uśmiechem przychodzą na zajęcia. Na stole widzę słowa piosenki Sanah. Kilka dni wcześniej korytarz rozbrzmiewał energiczną polsko-ukraińską piosenką „Hej sokoły”.
A potem dziewczyny czytają „Lokomotywę” Tuwima. Ich lektorka na wierszach tego poety najefektywniej uczyła się polskiego. Teraz „zaraża” nim swoje kursantki.

Są jak rodzina

W ramach Fundacji opiekę nad kursantami sprawuje pani prezes Bożena Gabryel. W tę pomoc zaangażowała się całą sobą, to widać już na pierwszy rzut oka. Mrugając do mnie porozumiewawczo zdradza, jakie techniki marketingowe zastosuje, by znaleźć dziewczynom pracę. Mówi, że nie zostawi ich. Spotkanie ludzi w tak trudnym okresie niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny. Nie sposób przejść obok tego obojętnie.
Podobnie myśli towarzyszący pani Bożenie Jacek Bińkowski, który odpowiada za logistykę zajęć. Oboje wspominają kursantki, które z różnych osobistych przyczyn musiały wrócić do Ukrainy. Są z nimi w stałym kontakcie. Namawiają je do powrotu do Polski.

Doświadczeni lekarze czekają na pracę

Stomatolog, internistka, ginekolog, ginekolog onkolog, pielęgniarki – reprezentantki tych zawodów spotykam w grupie medycznej. Wykształcone i doświadczone zawodowo kobiety wciąż oczekują na ruszenie z posad biurokratycznej maszyny, by mogły rozpocząć w Polsce pracę. Po polsku mówią już całkiem dobrze. Są gotowe, by leczyć Polaków.

W kraju, w którym na wizytę u specjalisty trzeba czekać miesiącami a czasem latami, przyjazd lekarzy to – pomijając całą okrutną przyczynę – dar od losu. Zwłaszcza, że z naszego budżetu nie poszła ani złotówka na ich wykształcenie. Tymczasem pomimo tego, że od złożenia wniosku do Ministerstwa Zdrowia o wydanie zgody na wykonywanie zawodu lekarza w niektórych przypadkach minęło już 2 miesiące, odpowiedź nie nadeszła. Medycy żyją w zawieszeniu, nie mając środków na utrzymanie. Niektórzy przebąkują coś o powrocie. Inni deklarują, że pozostaną w Polsce na stałe.

Języka polskiego uczy ich pan Staszek. Lwowiak, który od 25 lat mieszka w Polsce. Pomimo inżynierskiego wykształcenia, zaczynał w naszym kraju od stanowisk będących poniżej jego kwalifikacji. Szybko awansował i tę swoją nieco wyboistą drogę przedstawia rodakom za wzór.
- Język jest jak muzyka. Trzeba umieć go zaśpiewać – przekonuje swoich podopiecznych. A Ci głęboko biorą to sobie do serca. 

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj