Amerykańskie zgorszenie, mówili o Haus Oberschlesien pobożni gliwiczanie. Horst Bienek bardzo dobrze zapamiętał tę budowlę. Przyglądał się jej od wczesnego dzieciństwa, słuchał opowieści o wyprawach do „kamiennego pudła”, widział też, jak obraca się ono w wypaloną ruinę. Pamiątkę z rodzinnych Gliwic nosił w sercu na tyle długo, by stała się literacką inspiracją
Często jadał w tym lokalu wyborną golonkę, a na posiłek wyskakiwał, gdy zgłodniał w pracy. Podczas jednej z wizyt dowiedział się, że „Babilon” jest na sprzedaż. Szkoda, pomyślał. A kilka dni później zdecydował, że to dobre miejsce na nową siedzibę firmy. Budynek kupił trochę z sentymentu, lubił to miejsce i nie chciał, żeby jego historia odeszła w zapomnienie, ale potrzebował też przestrzeni dla dynamicznie rozwijającej się firmy. Dopiął swego i jest szczęśliwy.