Kiedyś na tzw. mieszkanie do remontu oczekiwało się latami. Dzisiaj, jeżeli nie jest się specjalnie wybrednym, można je dostać od ręki. Ba, często jest tak, że to mieszkanie szuka najemcy. Sytuacja, jeszcze nie tak dawno nie do pomyślenia, wynika ze zwiększenia podaży lokali i zmniejszonego nimi zainteresowania.

W rekordowym 2004 roku kolejka po mieszkania do remontu dochodziła do 18 tys. osób. Obecnie kończy się na numerze 931. Co wydarzyło się na przestrzeni tych 13 lat?

Po pierwsze, teraźniejszy wynik jest efektem działań miasta. Dane Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Gliwicach, powołanego w 2004 m.in. z myślą o rozładowaniu kryzysu mieszkaniowego, mówią, że dekadę wstecz i wcześniej w puli było góra po kilkadziesiąt mieszkań rocznie. Przez ostatnie lata oferta nie schodzi poniżej setki.  W 2013 obejmowała aż 159 lokali, dwa lata później 135, w minionym roku – 129.

- Wydaliśmy wojnę pustostanom. Wolne mieszkanie odzyskiwane są z tzw. ruchu ludności - po opuszczeniu, porzuceniu, eksmisji lub zgonie najemcy. Zdarzały się sytuacje, przyznaję, że zwolniony lokal czekał miesiącami na zasiedlenie. Udało się nam usprawnić procedury, m.in. w ten sposób, że jak najszybsze zasiedlenie leży w interesie zarządcy. ZBM-y otrzymują premię za niezwłoczne przywrócenie lokalu do obiegu – podkreśla Bożena Kus, dyrektor ZGM.

Ale nakręcenie podaży nie jest głównym czynnikiem, który doprowadził do likwidacji gigantycznej kolejki. Większe znaczenie miała zmiana procedur. W 2004 r. wprowadzano zasadę corocznej aktualizacji wniosków. Obowiązkowe poddanie się weryfikacji zainteresowania ma na celu wyeliminowanie „martwych” podań -  składanych na wyrost albo takich, które ze względu na zmianę sytuacji mieszkaniowej wnioskodawcy straciły ważność, lecz wciąż obciążają kolejkę. Rezultat był natychmiastowy. W wyniku pierwszej aktualizacji, w 2005 roku, z listy oczekujących ubyło ponad 10 tys. (!) nazwisk. Na koniec 2004 lista liczyła ich 17843, rok później – 7498. W 2013 spadek doszedł do 2025.

W tym samym okresie wprowadzono jednak rozwiązanie, które naraziło miasto na mocną krytykę. Z dniem 31 grudnia ZGM wstrzymał przyjmowanie  wniosków. Zamknięcie listy przed nowym pokoleniem mieszkańców kłóciło się nie tylko z zasadami sprawiedliwości i równych szans, ale – wydawało się – powodowało zafałszowanie faktycznej skali potrzeb. Ostatni  z wniosków okazuje się być jednak mylący. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że otwarcie zapisów na powrót, w 2015, nie doprowadziło do widocznego wzrostu zainteresowania?

Wydaje się też, że – kiedyś rzecz nie do pojęcia – miastu udało się zaspokoić głód mieszkaniowy. To nie tylko efekt działań administracyjnych, ale szerszych starań – ożywienia podaży mieszkań docelowych, rozwijania mieszkalnictwa czynszowego. Lokal do remontu przestał być, jak działo się to przez dekady, jedyną szansą na własne „M” dla rodzin ze środka drabiny dochodów – zbyt zamożnych na lokal docelowy od miasta, za biednych na ceny komercyjne.  

- Lata największych zmian w związku z mieszkaniami do remontu to okres intensywnego rozwoju budownictwa TBS.  Na przestrzeni dekady powstało tysiąc mieszkań. Do tego doszło oddziaływanie rynku, który oferuje coraz bogatszą ofertę lokali na wynajem. Nie bez znaczenia jest wzrost zamożności gliwiczan. Coraz więcej osób stać na zakup nieruchomości – analizuje sytuację dyrektor Kus.

Obecnie średni czas czekania na przydział wynosi, w zależności od oczekiwań osoby zainteresowanej, od kilku miesięcy do kilku lat. Coraz częściej dochodzi do odwrócenia sytuacji.  O mieszkania do remontu nikt się nie bije. Zdarza się, że to lokale nie mogą doczekać się chętnych. W 2016 ze 129  adresów wskazanych do zasiedlenia wybrano 89. Rok wcześniej ze 135 mieszkań nowych lokatorów znalazło 75.

Doszło do tego, że ZGM stara się wymusić aktywność oczekujących. Od stycznia br. istnieje konieczność złożenia przynajmniej raz do roku podania na jedno z prezentowanych mieszkań. Złamanie tego warunku powoduje automatyczne wykreślenie z listy. Wcześniej, wraz z odblokowaniem zapisów, wprowadzono kryterium dochodowe. O lokal do remontu mogą się starać rodziny, których miesięczny dochód na osobę mieści się w widełkach 1-1,75 tys. zł brutto, a także osoby samotne, zarabiające nie mniej niż 1,5 tys. zł miesięcznie i nie więcej niż 2,5 tys. Dla osób z dochodami poniżej minimalnej granicy miasto ma mieszkania docelowe, dla tych zamożniejszych – lokale w TBS.

Sytuacja, w której konieczne są rozwiązania służące nakręceniu popytu na mieszkania do remontu, to miara sukcesu polityki mieszkaniowej Gliwic. Można mieć wątpliwości, czy zmiany nie przyszły zbyt późno. Na zwiększenie dostępności do lokali wpłynęła masowa emigracja młodych Polaków, w tym gliwiczan. A z kraju wyganiał ich brak szans na godziwie płatną pracą i własne mieszkanie, potrzebne do założenia rodziny.

Adam Pikul
      

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj