Radni podwyższają „podatek śmieciowy”. Mieszkańcy niesegregujący odpadów zapłacą za ich zagospodarowanie cztery razy więcej niż ci, którzy to robią. 
Od stycznia wzrastają stawki za odbiór opadów. Jednak nie w jednakowym stopniu dla wszystkich. Na czwartkowej sesji radni Gliwic zadecydowali, że osoby nieprowadzące selektywnej zbiórki, zapłacą cztery razy tyle co te, które tego pilnują. Trudniej będzie oszukiwać w tym względzie – ratusz zapowiada wzmożone kontrole pod kątem wypełniania wymogu segregacji. 

Od stycznia 2020 r., tak jak dotychczas, rachunek za odbiór śmieci powiązany będzie z powierzchnią mieszkania. Okazja, żeby przyjrzeć się taryfie za odpady po segregacji, nadarzy się po 15 października, kiedy poznamy oferty w przetargu na odbiór śmieci w nowym okresie. Na razie zajmijmy się skutkami podwyżki za odpady nieposegregowane.

Mieszkańcy nieprowadzący domowego „recyklingu” już teraz płacą o wiele więcej niż ci, którzy segregują. Po podwyżce ta różnica jeszcze się pogłębi. Obecnie przykładowa rodzina, zajmująca lokal o powierzchni 60 m kw. i wyrzucająca śmieci „jak leci”, płaci 120 zł miesięcznie. Od stycznia jej rachunek wzrośnie do ponad 160 zł. Gliwice zastosowały maksymalną ustawową stawkę, liczoną jako czterokrotność opłaty za śmieci posegregowane. 

Teoretycznie podwyżka „opłaty karnej” dotknie jedynie około dwóch procent mieszkańców. Z deklaracji złożonych w urzędzie wynika bowiem, że aż 98 proc. gospodarstw domowych segreguje odpady. Tymczasem urzędnicy szacują, że faktycznie nie robi tak co trzeci mieszkaniec. Do wniosku takiego prowadzi m.in. ilość kubłów na śmieci po segregacji i te zmieszane oraz częstotliwość odbierania jednych i drugich.Dla osób, które z powodu oszczędności oszukują w deklaracjach, nadchodzą ciężkie czasy. 

– Wrześniowa nowelizacja tzw. ustawy śmieciowej wprowadza segregację odpadów jako obowiązek. Wszyscy, z mocy prawa, zobowiązani są prowadzić zbiórkę selektywną. W przypadku niedotrzymania tego wymogu opłata wzrasta czterokrotnie, do wysokości ustalonej w uchwale. Zgodnie z ustawą, jeżeli właściciele nieruchomości nie będą selektywnie zbierać śmieci, to firmy odbierające przyjmą je jako zmieszane i powiadomią o tym fakcie władze gmin. Jeśli kontrola to potwierdzi, wszczęte zostanie postępowanie, które może doprowadzić do podwyższenia opłaty – informuje Mariola Pendziałek, naczelnik Wydziału Przedsięwzięć Gospodarczych i Usług Komunalnych Urzędu Miejskiego w Gliwicach.

Jednym z celów nowych przepisów jest zwiększenie motywacji mieszkańców do segregowania. Oprócz różnicy w cenie, dodatkowych zachęt dostarczyć ma akcja promująca tę formę zagospodarowania śmieci. Urząd planuje szeroko zakrojone działania informacyjne. Poprzez ulotki chce dotrzeć bezpośrednio do zainteresowanych.

– Rosnące opłaty są skutkiem nie tylko zmiany przepisów, ale przede wszystkim sytuacji w zakresie gospodarki odpadami. Śmieci przybywa lawinowo. Dla przykładu, w 2015 r. gliwiczanie wytworzyli ich 47,4 tys. ton, trzy lata później już 61,8 tys., a na 2019 prognozuje się, że będzie to ponad 70 tys. ton – mówi Pendziałek.

Wpływ na zmiany mają również inne czynniki. Bezpośrednio przekłada się na nie stały wzrost tzw. opłaty marszałkowskiej, czyli narzucanej przez Ministerstwo Środowiska za umieszczanie odpadów na składowisku. W 2017 roku wynosiła ona 120,76 za tonę, a w 2020 sięgnie już 270 zł. 

Decydujące znaczenie mają jednak normy unijne, dotyczące poziomu recyklingu. Od przyszłego roku odpady komunalne, jak papier, metal, tworzywa sztuczne i szkło, w połowie będą musiały podlegać odzyskowi. Obecny poziom wymogu to 30 proc. 

Niestety, zmniejszanie ilości odpadów trafiających na składowisko, niechby i wymuszone restrykcjami finansowymi, nie oznacza, że docelowo będziemy płacić mniej za śmieci. W obecnej sytuacji podwyżki nie zatrzymałyby się nawet wtedy, gdyby wszyscy mieszkańcy włączyli się w system segregacji, a objęłaby ona nawet i 100 proc. odpadów nadających się do powtórnego wykorzystania. Powodem są rosnące koszty recyklingu. 

– Do niedawna zakłady przetwarzania odpadów sporo płaciły dostawcom, takim jak gliwickie Śląskie Centrum Recyklingu, za niektóre surowce wtórne. Dzisiaj ceny skupu znacznie zmalały. Zmiana spowodowana jest zamknięciem się rynku chińskiego, na który trafiało około 30 proc. papieru i plastiku z Europy. Zwrot spowodował destabilizację systemu gospodarowania odpadami, w tym polskimi zakładami przetwarzania, które nie są w stanie przyjąć nadwyżki. To z kolei skutkuje lawinowo rosnącymi kosztami, m.in. magazynowania i przetwarzania – tłumaczy naczelnik.

Opisane zależności naprowadzają na taki wniosek: im bardziej zwiększać się będzie ilość odpadów odzyskiwanych do przerobu, tym wyższe będą koszty ich zagospodarowania. Czyli: im więcej mieszkańców zaangażuje się w proces segregacji śmieci, tym bardziej wzrosną stawki za ich odbiór. 

Scenariusz raczej nie do uniknięcia, bo na jego straży stoją przepisy, urzędnicy i drakońskie opłaty za brak segregacji. Ponieważ z drugiej strony, jeżeli nie osiągniemy odpowiedniego poziomu recyklingu, na miasto zostanie nałożona wielomilionowa kara, co z kolei, w efekcie końcowym, przełoży się na wyższe stawki dla mieszkańców, bo system musi się samofinansować. 

Błędne koło. Tak czy siak ceny za utylizację domowych śmieci w prognozach na najbliższe lata idą tylko w jednym kierunku. W górę. 

(pik)

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj