Do dwóch poważnych pożarów doszło w Gliwicach w miniony poniedziałek, 24 lutego. Najpierw zapaliło się zamieszkałe poddasze w kamienicy przy ulicy Daszyńskiego, potem mieszkanie na drugim piętrze przy Racławickiej. Jedna osoba ma niegroźne poparzenia, jedna nie żyje. 
Na Daszyńskiego nie trzeba było ewakuować lokatorów, a poszkodowana została jedna osoba. 40-letni mieszkaniec poddasza miał poparzone dłonie i nogi. Pierwszej pomocy udzielili mu strażacy, potem karetka pogotowia odwiozła mężczyznę do szpitala. 

Straty finansowe wynikłe z tego pożaru oszacowano na 15 tys. zł.  

- Na ulicy Daszyńskiego z ogniem walczyło sześć zastępów straży pożarnej, w sumie 23 strażaków. Jeszcze nie skończyli swoich działań, a już otrzymaliśmy kolejny sygnał o palącym się mieszkaniu, tym razem w domu wielorodzinnym przy Racławickiej. Siły trzeba było więc przegrupować – mówi Damian Dudek, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gliwicach.  

Na Racławickiej wydobywający się przez okna mieszkania ogień zauważył mężczyzna przejeżdżający akurat obok samochodem. Człowiek ten powiadomił straż pożarną, ale też rozpoczął akcję ratunkową na własną rękę. Wyważył drzwi mieszkania, lecz było za późno na jakąkolwiek pomoc. Lokal był już bardzo zadymiony i cały objęły płomieniami. 

Podczas gaszenia pożaru strażacy dokonali tragicznego odkrycia – okazało się, że w mieszkaniu przebywała jego lokatorka, samotna 78-latka. Zginęła w płomieniach. 

Działania przy Racławickiej zakończono dopiero około godziny 23.00. Straty oszacowano na 200 tys. zł. Ewakuowano pięć osób, troje pozostałych lokatorów wyszło z budynku jeszcze przed przyjazdem służb.  

Trwa śledztwo, wszczęte przez policję i prokuraturę, dopiero ono wyjaśni przyczyny pożaru i śmierci kobiety. Ze wstępnych ustaleń wynika jednak, że zarzewiem ognia mógł być niedopałek papierosa. 

(sława)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj