Szkoły wracają do pracy. Za protest nauczycieli płacili, nerwami, nie tylko uczniowie i rodzice. Nie zarabiali strajkujący, traciła  gospodarka, np. firmy kateringowe i przewozowe. Ale są też odnoszący korzyści  – samorządy. Każdy dzień przestoju szkół pomniejszał wydatki na pensje nauczycieli, przy zachowaniu tej samej wysokości subwencji oświatowej od państwa. 
- Oszczędności są pozorne – odpowiadają gliwiccy urzędnicy. -  Miasto finansowo nic nie zyskuje, biorąc pod uwagę, że musi coraz więcej dokładać do szkół. 

Przekazywana przez państwo subwencja oświatowa stanowi główne źródło utrzymania publicznej oświaty w Polsce. Samorządy otrzymują ją niezależnie od tego, czy szkoły działają, czy nie. Subwencja różni się bowiem od dotacji tym, że jeżeli została zapisana w budżecie określonej jednostki, musi zostać przekazana, nawet jeżeli nie zostanie zrealizowana. 

Strajkujesz? Głodujesz 
Prezydenci miast, na przykład Warszawy i Olsztyna, deklarują, że nauczyciele otrzymają wynagrodzenia za dni protestu. Władze Gliwic należą do tych samorządowców, którzy nie widzą takiej możliwości. 

- Brak podstaw prawnych do wypłaty nauczycielom wynagrodzenia za czas strajku lub udzielenia innej formy rekompensaty finansowej przez prezydenta miasta. Takie stanowisko wypływa wprost z ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, a na ewentualne wątpliwości nie pozostawiają miejsca opinia regionalnych izb obrachunkowych oraz wytyczne Ministerstwa Edukacji Narodowej – mówi Marek Jarzębowski, rzecznik prasowy prezydenta Gliwic. 

Wniosek narzuca się sam – środki od państwa przekazane na nauczycielskie wypłaty, za nieprzepracowane przez nich dni, zostaną w kasie miasta. Jak duże są to oszczędności? W magistracie tego nie liczyli. Ale dysponują informacjami, które pozwalają przybliżyć się do wiedzy na ten temat. 

Placówki oświatowe w Gliwicach zatrudniają około 2630 pedagogów i wychowawców. Przypomnijmy, że w naszym mieście w proteście uczestniczą wszystkie szkoły. Według danych ratusza, strajk podjęło w nich 48 proc. nauczycieli, czyli w przybliżeniu 1260. 

Magistraccy urzędnicy szacują średnią wysokość nauczycielskiej tygodniówki na 800 zł brutto. Strajk trwał trzy tygodnie. Z tych założeń wynika, że w związku z protestem w kasie miasta zostało ponad 3 mln zł.

Zadań przybywa, subwencja nie nadąża
Okazuje się, że takie liczenie byłoby zbyt proste. Samorządowcy zwracają uwagę, że trudno mówić  o oszczędnościach z uwagi na subwencję, skoro wpływy z tego źródła od lat nie pokrywają kosztów realizacji zadań oświatowych. Co więcej, doszło do tego, że pieniędzy od państwa nie wystarcza nawet na pensje nauczycieli. Raport Związku Miast Polskich mówi, że wpływy z tego tytułu pokrywają 85 proc. wydatków płacowych w oświacie.

Nie inaczej jest w Gliwicach. Subwencja na 2019 wyniesie ponad 218 mln zł, a zaplanowane w tegorocznym budżecie wydatki na utrzymanie szkół i przedszkoli sięgają 365 mln zł. Natomiast wyłącznie na sfinansowanie wypłat – bez uwzględnienia ewentualnych podwyżek - potrzeba ok. 235 mln. 

Gliwice w tym roku dołożą do edukacji co najmniej ok. 147 mln zł. Luka finansowa między środkami otrzymywanymi w ramach subwencji, a wydatkami faktycznie ponoszonymi na oświatę przez samorządy stale się pogłębia. Miasto od kilku lat dokłada do edukacji ponad 100 mln zł rocznie. 

W 2016 niedobór wynosił 117 mln (tylko na pensje zabrakło ponad 14 mln), rok później 110 mln, a w 2018 było to już 136 mln (do wynagrodzeń miasto dopłaciło ok. 17). 

- Samorząd dokłada coraz więcej do oświaty, której finansowanie jest zadaniem państwa. Dopłacamy do pensji, a gdzie jeszcze koszty utrzymania szkół i inwestycji? W tej sytuacji oszczędności są iluzoryczne. W najlepszym wypadku dopłacimy nieco mniej niż zaplanowaliśmy, ale i taki scenariusz nie jest pewny –  mówi Mariusz Kucharz, naczelnik Wydziału Edukacji UM Gliwice.

W związku ze strajkiem miasto nie zmniejsza tegorocznych budżetów  poszczególnych  jednostek. Również dlatego, że plany finansowe szkół i przedszkoli  uwzględniają  środki zabezpieczone na podwyżki, które wstępnie obiecał nauczycielom prezydent Gliwic. Rozmowy o konkretach z przedstawicielami środowiska oświatowego były na dobrej drodze, ale przerwał je strajk. 

- Czekaliśmy, co przyniosą rozmowy w Warszawie, a teraz czy ewentualne podwyżki, przyjęte przez „Solidarność”, przełożą się na zwiększenie subwencji. Tak się bowiem składa, że decyzje o płacach w oświacie podejmuje rząd, lecz skutki ekonomiczne obciążają samorządy – zwraca uwagę naczelnik wydziału edukacji.

Aby zapobiec narastaniu problemu, Związek Miast Polskich chce, by nauczycielskie wynagrodzenia pokrywane były wprost z budżetu państwa, poprzez dotacje dla jednostek administracji terytorialnej. Rząd na razie nie odpowiedział na propozycję. 

Tracą nauczyciele, płacą rodzice, cierpi gospodarka
Strajk dał znać o sobie nie tylko w związku z kasami samorządów. Przeciwne  skutki przynosił dla kieszeni nauczycieli. Za każdy dzień bez pracy tracili tyle samo, ile zostawało w budżecie miasta. 

Finansowy ciężar protestu odczuli również rodzice. O zasiłek opiekuńczy wcale nie było  tak łatwo, jak przekazywał ZUS oraz rząd. Aby zapewnić opiekę najmłodszym dzieciom, część rodziców wzięła urlopy na czas nieplanowanej przerwy w szkołach.

Strajk nauczycieli kosztował gospodarkę również w bardziej bezpośredni sposób. Pod ścianą postawił usługodawców nastawionych na obsługę szkół. 

- Ze skargami trafiają przedstawiciele firm kateringowych. Nie ponosili wydatków związanych z przygotowaniem posiłków, ale jednocześnie utracili wpływy ze sprzedaży. Niedobór w kasie pogłębiały koszty stałe, związane np. z utrzymaniem pomieszczeń i pracowników kuchni. Powody do narzekań mają przewoźnicy. I nie chodzi tylko o transport dzieci do szkół – przekazuje przedstawiciel wydziału edukacji. - Dotkliwe finansowo są zmiany w kalendarzu wycieczek uczniów, w które tradycyjnie obfitują miesiące przed wakacjami.

Z tego samego powodu straty liczą właściciele pensjonatów, schronisk, muzeów, u których szkoły dokonały rezerwacji terminów, ale nie przelały pieniędzy. Pytanie, w jaki sposób i przez kogo pokryte zostaną ewentualne szkody spowodowane   zamówionymi biletami na spektakle, seanse, wyjazdy, warsztaty? Z funduszów szkół, organizatorów strajku, a może z portfeli rodziców?     

Do bilansu strat protestu należy dopisać nadszarpnięcie społecznego wizerunku nauczycieli, zasianie antagonizmu wewnątrz środowiska oraz między nim i rodzicami, przegraną postulatów placowych. 

Rachunek po stronie zysków nie jest oczywisty. Może chociaż udało się tyle, że bolączki oświaty, i nauczycieli, stały się tematem rozmów w każdym domu nad Wisłą, co daje nadzieje na poważną dyskusję nad przyszłością polskiej szkoły. 

Adam Pikul
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj