Ostatnie dni były wyjątkowo gorące na śląskiej scenie politycznej. Po przejściu z PiS marszałka województwa i trzech radnych do Ruchu Samorządowego „Tak. Dla Polski”, partia rządząca straciła kontrolę w regionie. Na rok przed wyborami parlamentarnymi to najsilniejszy sygnał, że idą zmiany. To znamienne, że płynie nie skądinąd, jak z samorządu.

Powołanie do życia samorządów było rewolucją, która zmieniła rzeczywistość państwa o 180 stopni. Oddanie władzy na szczeblu lokalnym i regionalnym w ręce ludzi miało budować społeczeństwo obywatelskie i wzmacniać fundamenty demokracji. Sukces jest połowiczny i to dosłownie, ponieważ frekwencja w wyborach samorządowych w Gliwicach w 2018 roku ledwie przekroczyła 50 proc. Czy zatem tylko połowa obywateli ruszy na pomoc samorządom, gdy PiS jeszcze żarłoczniej rzuci się w swoim dążeniu do centralizacji władzy na resztki lokalnej i regionalnej samodzielności, którą konsekwentnie osłabia?
 

Lokalsi, czyli patologia samorządu
Samorząd nie jest wolny od grzechu. Tak, najdelikatniej jak potrafię, podsumowałbym spotkanie z Andrzejem Andrysiakiem, autorem książki „Lokalsi. Nieoficjalna historia pewnego samorządu”, które odbyło się w ubiegłą środę. Ta książka to opowieść o małych ludziach w małej polityce, historia niewielkiego miasta i uniwersalna historia Polski lokalnej w jednym. Z gracją i dociekliwością autor opisuje układy i układziki, przekręty i zamiatanie spraw pod dywan, niskie motywacje polityków, łamanie kręgosłupów oraz mechanizmy rządzące samorządem. Według Andrzeja Andrysiaka nie ma większego mitu w polskiej debacie publicznej niż ten, że samorządność nam się udała. Wystarczy trochę czasu spędzić przyglądając się działalności władzy na szczeblu lokalnym, żeby zacząć dostrzegać macki miejscowej ośmiornicy jak również zmowę milczenia na temat jej istnienia.
 

Gliwice nie są wyjątkiem
W ocenie wielu uczestników spotkania w Jazovii, Gliwicom niedaleko do miasta, które opisuje autor „Lokalsów”. Mimo to, nie było wśród nas takich, którzy zgodziliby się na powolną lub gwałtowną śmierć samorządności. Ją trzeba ratować. Aktywizacją ruchów społecznych i bezustannym patrzeniem władzy na ręce. Zostawić to, co dobre i naprawić złe. Tylko działając razem w sprawach, które łączą naszą lokalną społeczność pokażemy biernej połowie gliwiczan, że wszystko jest możliwe i każdy, nawet najbardziej ugruntowany układ władzy można zmienić.

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj