Ku przestrodze: historia pana Macieja i jego żony. Starsze małżeństwo z Gliwic nie dało się nabrać oszustom i dzięki temu pieniądze pary są bezpieczne w banku. Przekażcie innym historię o tym, jak działają oszuści. 
                                                 
Pan Maciej nie raz czytał o metodach działania złodziei. Po tym, gdy sam znalazł się na ich celowniku i wygrał, postanowił zadzwonić do redakcji. - By ostrzec innych – mówi. 

Nie było go w domu, robił zakupy. Telefon (numer stacjonarny) odebrała żona. Mężczyzna ze słuchawki przedstawił się jako oficer policyjnego Centralnego Biura Śledczego, podał swój stopień, nazwisko i od razu poinformował: zagrożone są oszczędności małżonków w banku. Ze śledztwa wynikało, że kradzieży pieniędzy z konta miała dokonać jedna z zatrudnionych w placówce kobiet, współpracująca z przestępcami. 

Kiedy „oficer” wyczuł przerażenie starszej pani, kazał jej ubrać się i czekać w domu na dalsze dyspozycje – gliwiczanka miała pomóc w złapaniu złodziei. Kazał też ściszyć telewizor i nie odkładać słuchawki. 

- Domyślam się, o co mu chodziło – mówi mąż kobiety. - Chciał pewnie wychwycić, czy żona jest sama, czy komuś nie opowiada o tej sytuacji. A miała się nie rozłączać z prostej przyczyny – by nie dzwonić na policję.

W tym czasie fałszywy oficer wypytywał gliwiczankę o ilość założonych kont oraz posiadanie konta internetowego. Ta odpowiedziała, że internetowe ma jej mąż. 

- Żona zadzwoniła do mnie z komórki, na stacjonarnym cały czas „wisiał” rzekomy policjant, powiedziała, o co chodzi. Wróciłem do domu, byłem w ciągu 15 minut, i przejąłem słuchawkę. Usłyszałem nazwisko tego niby-oficera CBŚ, który poinformował mnie, że rozmowa jest nagrywana, a moja żona już go, jako funkcjonariusza, zweryfikowała. Cały czas mężczyzna dawał mi też do zrozumienia, że jest kimś bardzo ważnym, wysoko postawionym, ja zaś odnosiłem wrażenie przeciwne, iż rozmawiam raczej z... niezbyt lotnym policjantem... Coś mi nie grało – opowiada pan Maciej.

Gliwiczanin nie chciał kontaktować się przez telefon. Kiedy więc „oficer” zapytał, czy posiada konto internetowe, odpowiedział: „może tak, może nie”. To mężczyznę z drugiej strony słuchawki wyraźnie rozdrażniło. Zaczął starszego pana straszyć paragrafami i prokuratorem. Na chwilę zapanowała cisza. 

Nieznajomy odezwał się ponownie: „Pan prokurator nie może teraz podejść, ale kazał panu wykonywać wszystkie moje polecenia i odpowiadać na pytania”, poinformował. 

- Ja mu na to, że nie przez telefon. To on raz jeszcze, że powiadomi prokuratora. W tej sytuacji oznajmiłem, że powinien mnie raczej wezwać na przesłuchanie do komisariatu. Wtedy człowiek ten zaczął krzyczeć. Czułem, że coś jest nie tak – mówi gliwiczanin. Odłożył słuchawkę.

Po chwili telefon zadzwonił ponownie. Tym razem odezwał się głos inny. Drugi mężczyzna poinformował, że dzwoni z komendy miejskiej i że policjanci właśnie ratują oszczędności pana Macieja. 

- Zapytałem więc, po co, skoro wszystko wiedzą, wciąż wypytują mnie, czy założyłem konto internetowe. Usłyszałem, że mam nie utrudniać, bo będą musiał przyjść na komendę. A mnie to pasowało. Powiedziałem: dobrze, już jadę na Plebańską… Nieznajomy nie zareagował, a przecież przy Plebańskiej nie ma ani komendy, ani żadnego komisariatu – mówi pan Maciej, który wystrychnął złodziei na dudków. 

Małżeństwo pojechało do KMP przy ul. Powstańców Warszawy. Zanim jednak tam dotarło, zahaczyło, po drodze, o bank. Tam pan Maciej dowiedział się, że jego pieniądze są bezpieczne, a żadnego włamania na konta (nawet prób) nie było. 

- Kiedy siedzieliśmy z żoną w poczekalni komendy, spytałem, w jaki sposób zweryfikowała, że dzwonił do niej policjant. Otóż… oszust kazał jej, nie rozłączając się, wystukać numer 997... Wtedy niby połączyła się z gliwicką komendą, gdzie potwierdzono akcję… Nie obwiniam jej jednak. Była w wielkich emocjach, przerażona, że stracimy nasze oszczędności.

Na szczęście czujny był pan Maciej. Choć szczerze przyznaje, że i on początkowo nie domyślał się, iż ma do czynienia z oszustami. 

- Moje wątpliwości wzbudził tylko ten policjant, który, niby taki wysoki stopniem i ważny, gadał jak, za przeproszeniem, głupek. No i fakt, że chciano mnie przesłuchiwać wyłącznie przez telefon. Przecież policja tak nie robi – dodaje gliwiczanin.  

(sława)

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj