Spróbujcie powiedzieć głośno: „Sunday is Monday". Prawda, że po angielsku brzmi bardziej z wigorem? Wypowiedziane staje się rzeczywiste, więc dla twórczyń projektu niedziela jest zawsze.
Co wcale nie oznacza, że nic nie robią. Wręcz przeciwnie: są niezwykle
aktywne i twórcze, a wspólna praca sprawia, że przyciągają innych. Ruch.
Witalność. Przedsiębiorczość. Siła – cztery żywioły połączone
designerskimi grafikami.
Inicjatorką Sunday is Monday jest Emilia Kołowacik z Łodzi. Uczy siebie i innych, jak tworzyć wartościowe produkty, prowadzi warsztaty oparte o design thinking i przez kilka lat współtworzyła Łódź Design Festiwal. Z Katarzyną Szotą-Ekser, gliwiczanką, właścicielką szkoły jogi Yogasana poznały się przez wspólną znajomą. Po jednej rozmowie telefonicznej złapały chemię i zaczęły działać.
Wyjściem była joga. Uczy jej Szota-Eksner, dla której jest ona mądrym budowaniem siebie i świadomości swojego ciała. – Dla mnie i kobiet, z którymi pracuję, to szalenie ważne. Na zajęcia przychodzą głównie panie w dojrzałym wieku, a ja staram się uzmysłowić im, że joga jest czymś więcej niż tylko ćwiczeniem. Także oddechem, rozmową, bliskością, otwarciem – mówi Szota-Eksner. Przez lata, wspólnie ze szwagierką, prowadziły Dadę – warsztaty dziecięcej twórczości. Obie miały małe dzieci, ale nie chciały zamykać się w czterech ścianach albo – gdyby wróciły do aktywności zawodowej – zdawać się na obcych.
- Typowa kobieca droga – mówi Szota-Eksner. – Miałyśmy małe dzieci, chciałyśmy z nimi spędzać czas, więc wymyśliłyśmy, że będziemy też robić coś dla innych. Jednak po dziesięciu latach poczuły się zmęczone tym dziecięcym klimatem. To był bardzo intensywny okres, dawały z siebie wszystko, pracowały na najwyższych obrotach. Ale dzieci podrosły, a one potrzebowały wyciszenia, więc Szota-Eksner wróciła do jogi. Praktykowała ją od dawna i przyszedł czas, by zacząć robić coś z dorosłymi, ale i dla siebie – dlatego zaczęła jeszcze intensywniej praktykować i uczyć.
Stoi się prosto, nogami mocno na macie tak, by poczuć zakorzenienie i siebie, podąża się za tym, co mówi nauczyciel, ale nie rywalizuje – i to w jodze bardzo jej odpowiadało. – Zawsze mówię dziewczynom – „nie patrzcie na koleżankę obok, patrzcie na siebie”. W jodze przekracza się granice, ale nie czyjeś, tylko swoje. „Rywalizacja jest męcząca", mówię im, „oddala nas od siebie" – Szota-Eksner wierzy w siłę ciała i oddechu.
Znakiem rozpoznawczym Sunday is Monday są grafiki autorstwa Izy Kaczmarek-Szurek. Odczarowujące jogę i pokazujące ją z przymrużeniem oka. – Chodzi o to, żeby się dobrze poczuć w swoim ciele i ze sobą, żeby nie było spinki, rywalizacji o wszystko, tak charakterystycznej dla naszych czasów. Stąd grafika „Leżenie to też ćwiczenie", bo relaks jest sztuką, o czym często zapominamy, zatracając się w obowiązkach domowych i zawodowych. Świat zewnętrzny ciągle nas boksuje i przymusza do bycia idealnym – tłumaczy Szota-Eksner.
Sunday is Monday to również kalendarz na 2017 rok. Nietypowy, bo w formie notatnika i jednocześnie designerskiego plakatu, podzielonego na kilka grafik, które, z powodzeniem, można oprawić i powiesić. – Jest tam też kilka tekstów o tym, jak dbać o siebie, ale nie takich, jakie znajdziemy w przeciętnych poradnikach. Zresztą unikam słowa „poradnik", bo od razu kojarzy z czymś, co powinnaś/powinieneś zrobić. Bardziej jestem skłonna mówić o rzeczach, do których doszłam sama – tłumaczy Szota-Eksner.
Projekt ma rok, a już udało się przygotować dwie wystawy, wernisaż ze śniadaniem, warsztaty „Jak dbać o siebie", kiedy to siedziały przy długim stole, jedząc i gadając, zupełnie na luzie, o życiu, rodzinach, facetach. Nominowano go, w kategorii „animator”, do Design Alive Award 2016.
- Warsztaty organizujemy w różnych miastach – Pyskowicach, Warszawie, Bielsku, Łodzi, Krakowie. Chcemy być z ludźmi, choć prawda jest taka, że w warsztatach uczestniczą głównie kobiety, bo to one są zainteresowane rozwojem. Łączymy w nich ruch, czyli jogę, z tym, co robi Emila. Dyskutujemy i dochodzimy do wspólnych rozwiązań, zastanawiając się, jak polepszyć swoje życie, być bardziej szczęśliwą, choć to za duże słowo. Po prostu chcemy poczuć się lepiej – opowiada Szota-Eksner.
Małgorzata Lichecka
Zdjęcia: Monika Burszczan
Inicjatorką Sunday is Monday jest Emilia Kołowacik z Łodzi. Uczy siebie i innych, jak tworzyć wartościowe produkty, prowadzi warsztaty oparte o design thinking i przez kilka lat współtworzyła Łódź Design Festiwal. Z Katarzyną Szotą-Ekser, gliwiczanką, właścicielką szkoły jogi Yogasana poznały się przez wspólną znajomą. Po jednej rozmowie telefonicznej złapały chemię i zaczęły działać.
Wyjściem była joga. Uczy jej Szota-Eksner, dla której jest ona mądrym budowaniem siebie i świadomości swojego ciała. – Dla mnie i kobiet, z którymi pracuję, to szalenie ważne. Na zajęcia przychodzą głównie panie w dojrzałym wieku, a ja staram się uzmysłowić im, że joga jest czymś więcej niż tylko ćwiczeniem. Także oddechem, rozmową, bliskością, otwarciem – mówi Szota-Eksner. Przez lata, wspólnie ze szwagierką, prowadziły Dadę – warsztaty dziecięcej twórczości. Obie miały małe dzieci, ale nie chciały zamykać się w czterech ścianach albo – gdyby wróciły do aktywności zawodowej – zdawać się na obcych.
- Typowa kobieca droga – mówi Szota-Eksner. – Miałyśmy małe dzieci, chciałyśmy z nimi spędzać czas, więc wymyśliłyśmy, że będziemy też robić coś dla innych. Jednak po dziesięciu latach poczuły się zmęczone tym dziecięcym klimatem. To był bardzo intensywny okres, dawały z siebie wszystko, pracowały na najwyższych obrotach. Ale dzieci podrosły, a one potrzebowały wyciszenia, więc Szota-Eksner wróciła do jogi. Praktykowała ją od dawna i przyszedł czas, by zacząć robić coś z dorosłymi, ale i dla siebie – dlatego zaczęła jeszcze intensywniej praktykować i uczyć.
Stoi się prosto, nogami mocno na macie tak, by poczuć zakorzenienie i siebie, podąża się za tym, co mówi nauczyciel, ale nie rywalizuje – i to w jodze bardzo jej odpowiadało. – Zawsze mówię dziewczynom – „nie patrzcie na koleżankę obok, patrzcie na siebie”. W jodze przekracza się granice, ale nie czyjeś, tylko swoje. „Rywalizacja jest męcząca", mówię im, „oddala nas od siebie" – Szota-Eksner wierzy w siłę ciała i oddechu.
Znakiem rozpoznawczym Sunday is Monday są grafiki autorstwa Izy Kaczmarek-Szurek. Odczarowujące jogę i pokazujące ją z przymrużeniem oka. – Chodzi o to, żeby się dobrze poczuć w swoim ciele i ze sobą, żeby nie było spinki, rywalizacji o wszystko, tak charakterystycznej dla naszych czasów. Stąd grafika „Leżenie to też ćwiczenie", bo relaks jest sztuką, o czym często zapominamy, zatracając się w obowiązkach domowych i zawodowych. Świat zewnętrzny ciągle nas boksuje i przymusza do bycia idealnym – tłumaczy Szota-Eksner.
Sunday is Monday to również kalendarz na 2017 rok. Nietypowy, bo w formie notatnika i jednocześnie designerskiego plakatu, podzielonego na kilka grafik, które, z powodzeniem, można oprawić i powiesić. – Jest tam też kilka tekstów o tym, jak dbać o siebie, ale nie takich, jakie znajdziemy w przeciętnych poradnikach. Zresztą unikam słowa „poradnik", bo od razu kojarzy z czymś, co powinnaś/powinieneś zrobić. Bardziej jestem skłonna mówić o rzeczach, do których doszłam sama – tłumaczy Szota-Eksner.
Projekt ma rok, a już udało się przygotować dwie wystawy, wernisaż ze śniadaniem, warsztaty „Jak dbać o siebie", kiedy to siedziały przy długim stole, jedząc i gadając, zupełnie na luzie, o życiu, rodzinach, facetach. Nominowano go, w kategorii „animator”, do Design Alive Award 2016.
- Warsztaty organizujemy w różnych miastach – Pyskowicach, Warszawie, Bielsku, Łodzi, Krakowie. Chcemy być z ludźmi, choć prawda jest taka, że w warsztatach uczestniczą głównie kobiety, bo to one są zainteresowane rozwojem. Łączymy w nich ruch, czyli jogę, z tym, co robi Emila. Dyskutujemy i dochodzimy do wspólnych rozwiązań, zastanawiając się, jak polepszyć swoje życie, być bardziej szczęśliwą, choć to za duże słowo. Po prostu chcemy poczuć się lepiej – opowiada Szota-Eksner.
Małgorzata Lichecka
Zdjęcia: Monika Burszczan
Komentarze (0) Skomentuj