Od czterech lat, co jakiś czas, ta miejska przestrzeń rozpala dyskusje. No może nie tak gorące, jak w pierwszym roku istnienia, ale każda kolejna zmiana, a było ich dość sporo, powoduje falę sporów między jej krytykami, a zwolennikami. 

Tematu woonerfu nie zabrakło na niedawnym spotkaniu prezydenta Gliwic z dziennikarzami. Obiecał się nim zająć.

Ni to deptak, ni woonerf

Być może mieszkańcom ulica do mieszkania już spowszedniała, albo zwyczajnie machają ręką na to, co się tam dzieje. Kierowcy ignorują przepisy, krytykują też miejsca parkingowe, bo trzeba uważnie przejeżdżać ulicą, klną kierowcy autobusów, gdyż tracą cenne minuty, czekając na wolny przejazd, a piesi czują się zagubieni i sfrustrowani.

W zasadzie od samego początku Zarząd Dróg Miejskich wypaczył ideę woonerfu na dawnej Wieczorka, dziś Siemińskiego, nie wprowadzono bowiem wszystkich proponowanych przez projektanta zmian, wciśnięto tam autobus oraz pozostawiono słupki. Anna Gilner, dyrektor ZDM, ma inne zdanie, twierdząc, że woonerf oddano do użytku po uzgodnieniu wszelkich zmian i modyfikacji, które odbyły się za zgodą i aprobatą projektanta. - Z własnej inicjatywy nasza jednostka wprowadziła jedynie wyniesienia na jezdni. Ich celem jest uspokojenie ruchu i stworzenie pewnego rodzaju ograniczenia dla kierowców, którzy nie respektowali konieczności zachowania odpowiedniej prędkości. Nastąpiła też, już bez udziału projektanta, zmiana organizacji ruchu, która wynikała z konieczności dostosowania do nowej funkcji drogi - mówi Gilner. Ale takie drogowe „restrykcje” nie sprzyjały oswojeniu nowej funkcji, wręcz przeciwnie, bo użytkownicy stracili orientację czym ta ulica ma być.

Autobusy być muszą 

Choć od początku stanowią duży (dosłownie) problem. Po pierwsze, zajmują dość znaczną część jedni, po drugie, są niebezpieczne, bo jednak ulica do mieszkania to, zgodnie z kanonem, miejsce dla… pieszych i samochodów, nie autobusów. Po trzecie, powiedzmy sobie szczerze, kto chce, jedząc lody czy pijąc kawę niemal plecami stykać się z bokiem autobusu?!
Ten mógłby z woonerfu zniknąć, przez cztery lata nikt jednak nie przetestował tej możliwości, zakładając, że autobusy być muszą. - W opinii ówczesnego KZK GOP zmiana lokalizacji przystanku przy placu Mickiewicza miałaby wpływ na pogorszenie dostępności komunikacyjnej rejonu Rynku. Wynika to choćby z faktu, iż nie ma możliwości przeniesienia przystanku autobusowego w takie miejsce, aby było nieodległym od dotychczasowego. Na marginesie, przystanek ten jest obarczony bardzo dużym ruchem pasażerskim. Ponadto zmiana trasy przejazdu wiązałaby się z wydłużeniem czasu podróży i pogorszeniem dostępności komunikacyjnej tego rejonu Śródmieścia - uważa dyrektor Gilner.

Pierwszy śląski woonerf (podwórzec miejski) oddano do użytku 28 marca 2018 roku. Na liczącej 250 metrów ulicy ustawiono dziewiętnaście większych i siedemnaście mniejszych donic, udostępniono cztery parklety i trzy miejsca parkeltowe (meble miejskie ustawione są nie na drewnianych podestach a bezpośrednio na chodniku). Przygotowano jedenaście miejsc parkingowych dla rowerzystów i dziewięć miejsc postojowych dla kierowców. Granice miejskiego podwórca wyznaczają azyle z donicami z wysoką zielenią. Woonerf najpierw był strefą zamieszkania z dopuszczalną prędkością 20 km/h, w 2019 roku Zarząd Dróg Miejskich zamknął ulicę dla ruchu.

Z kolei Łukasz Oryszczak, rzecznik prezydenta wskazuje, że przystanek „Plac Mickiewicza” to zasadniczy powód, dla którego autobus musi jechać Siemińskiego. - Alternatywą jest przejazd Jasnogórską, Powstańców Warszawy, Pl. Piłsudskiego, Wyszyńskiego, z koniecznością przeniesienia przystanku np. na Powstańców Warszawy, czyli znaczące oddalenie go od mieszkańców ulic Korfantego, Chopina, Zygmunta Starego, Lompy, Lelewela itd. A trzeba też pamiętać, że przystanek ten „obsługuje” starówkę, z wszelkimi znajdującymi się na niej punktami handlowymi, gastronomicznymi i usługowymi oraz chociażby V LO – Oryszczak może się zgodzić, że funkcja spacerowa Siemińskiego zyskałaby, gdyby nie jeździł nią autobus. Lecz, jego zdaniem, wiązałoby się to z pogorszeniem komfortu korzystania z komunikacji publicznej dla dużej grupy mieszkańców. - Promocja komunikacji publicznej jest bezwzględnym priorytetem - dodaje rzecznik. A może mieszkańcy mimo wszystko zgodziliby się na „wyrzucenie” autobusu? Nie wiemy tego jednak, bo nikt takich konsultacji nie prowadził.

Słynne słupki - nie do ruszenia? 

Trochę to dziwne i niepokojące, że od 2018 roku nie udało się załatwić tak prostej kwestii, jak pozbycie się żeliwnych słupków, tym bardziej, że chcieli tego mieszkańcy, przychylała się policja. Słupki to relikt: pojawiły się na długo przed woonerfem, w 2010 roku przy okazji przebudowy ówczesnej Wieczorka. Zlikwidowano wówczas tory tramwajowe, zmieniono, na kostkę granitową, nawierzchnię jezdni i chodników. Słupki miały zabezpieczyć chodniki przed nielegalnym parkowaniem, ale od czterech lat funkcja ulicy jest inna - to nie samochody są ważne, a właśnie piesi, których te słupki ograniczają.

Dlaczego więc są nieusuwalne? Bo, zdaniem ZDM, pełnią dziś podobną rolę co w erze przed woonerfem. No i niczego pieszym nie ograniczają. - Wręcz przeciwnie, stanowią barierę dla samochodów. Dzięki nim, pojazdy nie parkują na chodniku, a jedynie wzdłuż nich, a niechronieni uczestnicy ruchu są bezpieczni - dowodzi dyrektorka ZDM.

Temat słupków ożył z początkiem 2022 roku, za sprawą prezydenckiego spotkania z dziennikarzami. Adam Neumann uwagę zanotował. Jak zamierza zareagować? - ZDM nie odżegnuje się od możliwości likwidacji słupków. Temat wywołany na spotkaniu prasowym z prezydentem będzie oczywiście, po raz kolejny, przeanalizowany przez jednostkę – zapowiada Oryszczak.

Małgorzata Lichecka
 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj