Czesko-włoskie małżeństwo siatkarzy, po zakończeniu kariery, osiadło w Gliwicach, gdzie bez reszty oddaje się swojej drugiej, po sporcie, pasji. Na początku tego roku Ivana i Valerio otworzyli w naszym mieście tradycyjną włoską lodziarnię.      
                   

Smakosze lodów wiedzą dobrze, że najsłynniejsze i najlepsze na świecie to te włoskie – mają zupełnie inny smak, strukturę, konsystencję. Są zawsze świeże, z naturalnych składników, bez barwników, konserwantów czy utwardzonych olejów roślinnych. Tworzone w sposób rzemieślniczy, zgodnie ze starymi, oryginalnymi recepturami. Receptury zaś są skrzętnie skrywaną tajemnicą. 

Pocieszające jedynie, że teraz, by zjeść prawdziwe włoskie lody, nie trzeba jechać aż do Italii. Wystarczy spacer na ulicę Siemińskiego w Gliwicach, a tam, na parterze kamienicy pod numerem 18-20, istnieje od niedawna Gelateria Veneta (lodziarnia Veneta), nazwą nawiązująca do słynącego z wyrobów lodziarskich regionu Włoch.     

- Lubi pani lody? To koniecznie trzeba spróbować naszych, lepiej będzie się wtedy pisało – tak wita mnie, z promiennym uśmiechem i świetną polszczyzną, Ivana. I zaprasza do lady, w której znajduje się aż 20 pojemników pełnych lodów (smaki będą się zmieniać). 

Zaczynam od mojego ulubionego, śmietankowego. Dostaję solidną porcję i… wpadam w zachwyt. Lepszej „śmietanki”, słowo daję, jeszcze nie jadłam. Ivana, wyraźnie zadowolona z mojej reakcji, częstuje czekoladowym. Za tym smakiem nie przepadam, ale ona zachęca. Bo gdy ludzie kosztują, zmieniają zdanie. Spróbowałam więc tego z dodatkiem jamajskiego rumu oraz kawałkami prawdziwej czekolady i rzeczywiście, zdanie zmieniłam. Teraz lubię też czekoladowe. Śmiało więc stwierdzam, że Gelateria Veneta zmieniła moje podejście do lodów.

Ivana częstuje: orzechowe i pistacjowe (Włosi twierdzą – a oni w kwestii lodów zawsze mają rację – że jeśli orzechy laskowe i pistacje są dobre, to pyszne będą z nich lody), tiramisu (smakuje jak prawdziwy deser, trafił mi się nawet nasączony kawą biszkopt i od razu rozpłynął w ustach), ciasteczkowe z serkiem Filadelfia oraz pysznym truskawkowym sosem, zabajone – z jajecznym alkoholem, jogurtowe, czekoladowo-orzeszkowe, kokosowe, solony karmel, typowo włoska stracciatella czy pannacotta (prawdziwy deser z północnej Italii!). 

Są oczywiście i sorbety z mocno wyczuwalnymi owocami, jak ananas, cytryna czy truskawka. Z lodów na śmietanie wart spróbowania jeszcze smak bardzo ciemnej czekolady – pokochały go nawet dzieci. I teraz ciekawostka. W Gelaterii lody dla siebie znajdą diabetycy, osoby z nietolerancją laktozy oraz weganie!  

Gelateria Veneta zachęca smakiem lodów i smakiem wnętrza. Widok zza dużych szyb kusi, by wstąpić do środka. Ściany, stoliki, wygodne siedziska utrzymane są w kolorach lodów śmietankowych i czekoladowych, do tego nutka pistacji, zawieszona – w postaci lamp – u sufitu. Prostą, ale elegancką ladę i wyposażenie sprowadzono z Włoch. Znalazł się kącik dla dzieci. Mali klienci zdążyli już, w podzięce za pyszności, namalować właścicielom „wesoły obrazek”. 

Równie ciekawa jak smak lodów czy wystrój lodziarni jest historia właścicieli – sportowców, zawodowych siatkarzy. Ivana Plchotova to Czeszka, Valerio Savio – Włoch. Małżeństwem są od lat dwóch, znają się dwanaście. Ona grała we Włoszech, w Rumunii, Turcji, Polsce, on – na Słowacji, w Czechach, Egipcie. Ivana jakiś czas była zawodniczką dumy Małopolski – Muszynianki (z tą drużyną zdobyła wszystko, co tylko zdobyć można było), grała też w Dąbrowie Górniczej. Pokochała Polskę, tu znalazła przyjaciół, nauczyła się naszego języka. A przyszłego męża poznała, grając we Włoszech. 

Kiedy oboje byli już „za starzy” na zawodowe uprawianie sportu, a Ivana uszkodziła ścięgno Achillesa, usiedli w jej mieszkaniu w Ostrawie i zadali sobie pytanie: co po siatkówce? 

Valerio, jak na Włocha przystało, zaproponował kawiarnię. Jej ten pomysł nie przypadł do gustu. „Przecież oboje kochamy lody...”, przedstawiła swoją propozycję, która padła na podatny grunt. I nic dziwnego, skoro Valerio pochodzi z rodziny z rzemieślniczymi, lodziarskimi tradycjami – lodziarnię prowadził jego dziadek, dziś już osiemdziesięcioletni Włoch. Na ścianie gliwickiego lokalu, wśród starych zdjęć, wisi zresztą jego fotografia. Dziadek stoi przed swoją lodziarnią w Niemczech, obok pracownicy. Nikt jednak nie przejął po nim pałeczki, dopiero teraz wnuk Valerio, w Gliwicach.  

Kiedy już wiedzieli, „co”, pojawiło się pytanie, „gdzie”. - Chciałam w Ostrawie, bo mam tam rodzinę, ale szybko zrezygnowałam. Czesi nie są bowiem entuzjastami lodów, wolą piwo – opowiada Ivana. - Pojechaliśmy kiedyś z mężem do Polski, do Bielska-Białej, miasta, które znałam jeszcze jako siatkarka i zawsze mi się ono podobało. Idziemy, a tu jedna lodziarnia, druga, trzecia... wszędzie kolejki. Pomyślałam, świetnie, są klienci. Wtedy stwierdziliśmy, że Polska jest dobrym miejscem, by rozwinąć naszą pasję oraz biznes.  

Małżeństwo myślało o trzech miastach: Rybniku, Gliwicach lub Katowicach. Ale Rybik jest za mały, Katowice – za duże dla początkujących. Padło na Gliwice. 

- Gdy tylko tu przyjechałam, byłam zachwycona. Jakie piękne miasto, jacy fajni ludzie! Znaleźliśmy ten lokal przy ulicy Wieczorka, dziś Siemińskiego. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wiosną będzie tu woonerf, miejska aleja sprzyjająca wszelakim knajpkom, kawiarniom, lodziarniom. 

Tego, jak robić lody, by były smakowite, jakie są receptury i jak wyważyć składniki, Ivana i Valerio nauczyli się we Włoszech. Teraz ona przyjmuje gości, on zajmuje się rzemieślniczą produkcją na zapleczu (od pierwszego do ostatniego surowca). A że w smaki gliwiczan Gelateria trafiła, zauważyłam od razu, bo mimo pochmurnego dnia i deszczu, wchodzili do niej ludzie. Pewnie pocztą pantoflową dowiedzieli się już, jakie lody się tu sprzedaje. 

Lody można smakować na miejscu, przy najlepszej włoskiej kawie z profesjonalnego ekspresu, można zamówić do wafelka i wyjść. Teraz, dzięki nowej wizji ulicy Siemińskiego, przy której pojawiły się parklety, warto usiąść i przy włoskich lodach chłonąć miasto.

- Znajomi mówili, abym po zakończeniu kariery siatkarskiej zajęła się pracą trenerską. Ale ja się do tego nie nadaję – szczerze wyznaje Ivanka. - Jestem za ostra, zbyt wymagająca, dzieci chyba by mnie nie lubiły. A tu, w lodziarni, jest inaczej – żartuje.

Ivana i Valerio są pod wrażeniem. Wchodzą do ich Gelaterii ludzie, jedni uśmiechnięci, inni jacyś smutni czy zamyśleni, kosztują lody i nagle wszyscy: „aaa… jakie to dobre”. - Dlatego właśnie kocham tę prace i o siatkówce już nie myślę – śmieje się Czeszka. 

Gelateria Veneta 
Gliwice, ul. Siemińskiego (wcześniej Wieczorka) 18-22
tel. 504 705 701 
Polub na Facebooku! 








Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj