Ich projekty powstawały w opozycji do brzydoty produkowanych wówczas wyrobów, każdy egzemplarz wykonywano ręcznie, w krótkich seriach (do 40 sztuk), wykorzystując typowo polskie tworzywo - koral i bursztyn. 
Trzysta pięćdziesiąt eksponatów w muzealnych gablotach, w tym dwieście dwadzieścia pięć pochodzących z kolekcji Muzeum w Gliwicach. Ważnym  elementem są rektorskie insygnia, wypożyczone na wystawę przez Politechnikę Śląską. I ten rodzaj rzemieślniczej działalności spółdzielni Orno Anna Kwiecień, kuratorka wystawy, lubi najbardziej. 

Kształt pierścionka zaprojektowanego przez Martę Obidzińską w 1958 roku nawiązuje do motywu młodych liści lub pąków. Na srebrnej powierzchni widać wyraźnie ślady fakturowania młotkiem - to takie niewielkie wgłębienia. Ozdobą całości jest koral udekorowany srebrną gwiazdką.            

Barbara Elżbieta Ćwiklińska kochała biżuterię. Jako historyk sztuki gliwickiego muzeum wiedziała o niej prawie wszystko, z uporem dążyła więc, by powstała kolekcja takich precjozów. Jej inicjatywa trafiła na podatny grunt, choć nie było łatwo. Po 1945 roku i przyłączeniu Gliwic do Polski w muzeum opracowano nową strategię gromadzenia i pozyskiwania zbiorów. Na bazie tych przedwojennych zaczęto tworzyć kolekcje regionalne, śląskie, ale także i polskie, o charakterze ponadlokalnym. Ćwiklińskiej szczególnie zależało na polskiej srebrnej biżuterii artystycznej, powstałej po 1945 r. Musiała być typowo polska, bo niezwykle istotny był wymiar propagandowy - na każdym kroku i w każdej sferze należało podkreślać polskość Śląska i Gliwic.  

Ćwiklińska była nie tylko znawczynią, była też pasjonatką, której zależało na zgromadzeniu wybitnych i awangardowych wyrobów zaprojektowanych przez nietuzinkowych twórców i rzemieślników. Dlatego  w latach 70. pozyskano m.in. najwcześniejsze prace Jadwigi i Jerzego Zaremskich. 

Oko ściąga nefryt z charakterystycznymi czarnymi plamkami. Kamień umieszczono w takiej dekoracji: zakrzywione elementy o obłych formach zachodzą na siebie, tworząc coś w rodzaju ramek. Pierścionek wyszedł spod ręki Grzegorza Kłuska w 1963 roku.          

Historia spółdzielni Orno rozpoczyna się 18 czerwca 1949 r. w Warszawie. Przez wiele lat było to najbardziej znane zrzeszenie produkujące biżuterię - wypracowano w nim niezwykle wyrazisty styl, doskonale współgrający z ówczesnymi tendencjami w sztuce polskiej i światowej. Jego korzeni szukać można w przedwojennej, awangardowej fascynacji sztuką ludową i marzeniach o nowym trybalizmie właściwym dla kontrkultury lat 60., w ideach kooperatywy artysty i rzemieślnika, w dążeniach do łączenia artyzmu i przemysłu.  

Projekty Orno powstawały w opozycji do brzydoty produkowanych wówczas wyrobów, każdy egzemplarz wykonywano ręcznie, w krótkich seriach (do 40 sztuk), wykorzystując typowo polskie tworzywo - koral i bursztyn. Była to pierwsza powojenna spółdzielnia artystyczna, w której znaleźli miejsce  przedwojenni rzemieślnicy i projektanci, rodzime talenty z otwartymi głowami.    

Ojcem założycielem był Romuald Rochacki, z wykształcenia ekonomista, z zamiłowania metaloplastyk. To on został pierwszym prezesem spółdzielni (funkcję tę pełnił do 1960 r.), zaś kierownikiem artystycznym i prawą ręką Rochackiego był Adam Jabłoński, zajmujący się grafiką i scenografią. Miał genialne estetyczne pomysły, a jego sygnatura gwarantowała artystyczny kunszt.   

Wyglądają jak cząstki bursztynu znalezione rankiem na plaży w Juracie. W rękach jubilera zyskały wspaniałą barwę - od brązu, poprzez kolor whiskey do miodowego. Pierścionek ze srebra patynowanego zaprojektował w 1963 roku Jerzy Szkrabko.  

Jabłoński jest autorem sztancy rektorskiego łańcucha, wykonanego specjalnie dla Politechniki Śląskiej. - Niezwykle udany to projekt, do dziś zachwycający formą. Bardzo go lubię - mówi Anna Kwiecień. Łańcuch waży ponad kilogram i w 80 proc. wykonano go ze srebra. Ogniwa zawierają symbole - loga wydziałów, w latach 50. zaprojektowane najprawdopodobniej przez prof. Tadeusza Todorowicza-Todorowskiego, znanego architekta, twórcę udanej odbudowy budynku gliwickiego urzędu miejskiego oraz kilku realizacji w politechnicznym kampusie. 

Jeśli uważnie przyjrzymy się łączeniom między ogniwami, zauważmy wpływy stylu art deco. Jabłoński chętnie wykorzystywał go w swoich pracach. - Łańcuch bardzo ładnie się układa, jest również przykładem udanego złotnictwa - dodaje Kwiecień. Ostatnio można go było zobaczyć  na piersi rektora, prof. Arkadiusza Mężyka, podczas inauguracji roku akademickiego.

- Proszę spojrzeć tu - zachęca kuratorka - mamy szalenie ciekawy eksponat: rachunek dla spółdzielni, wystawiony w 1958 roku przez gliwicką uczelnię. Zamówienie obejmuje kilka łańcuchów i opiewa na kwotę 179, 8 tys. zł!  Politechnika posiada 11 łańcuchów, berło rektorskie, siedem kilofków oraz dwie laski pedlowskie, sygnowane gmerkami Jabłońskiego. To największa polska kolekcja insygniów wykonana przez Orno.  

Na całej powierzchni patynowanej srebrnej bransolety niewielkie otworki z poprzecznym drucikiem, do którego przymocowano mobilne elementy z korala. Kiedy  przegub jest w ruchu, wydają dyskretny grzechocący dźwięk. 

Anna Kwiecień prowadzi nas od gabloty do gabloty, opowiadając o dziejach Orno, dzieląc się historiami o jego twórcach, kolekcjach, seriach oraz poszczególnych  eksponatach. Z tej opowieści wyłania się ciekawy obraz czasów - dla rzemiosła i sztuki wzornictwa szalenie dynamiczny. Awangardowość  tej firmy wynikała nie tylko z zaangażowania najlepszych z najlepszych, ale też totalnego oddania pracy i stworzenia firmy kierującej się ideą współtworzenia wyszukanych estetycznie przedmiotów, wyznaczających trendy w sztuce użytkowej i rzemiośle artystycznym.   

W 1949 roku Warszawa jeszcze się odbudowywała, jeszcze w wielu miejscach straszyły ruiny - jak się okazuje, dobre miejsce do artystycznych poszukiwań. A znaleziska często zaskakiwały, jak krata z XVIII wieku, wyszperana w jednym z gruzowisk. W tamtym czasie w spółdzielni pracowano przez pięć dni, szósty (sobotę) przeznaczając na plenery - ekipa ruszała więc w ruiny z notesami i ołówkami, poszukując elementów nadających się do wykorzystania w projektach biżuterii. Stąd w seriach z lat 50. bardzo często przewijają się motywy architektoniczne, na przykład z elementami krat, forma biżuterii miała charakter graficzny, zaś najpopularniejsze techniki to kucie, wygniatanie, lutowanie, zakrzywianie.                      

Wygląda jak rycerska tarcza, ale oddech tej formie nadają otwory o nieregularnych  kształtach. Dodatkową ozdobą są kulki z wypolerowanego srebra, doskonale imitujące perełki. Klamrę do włosów zaprojektowała w 1962 roku Julia Szefer.     

 - W 1972 r., w drodze wymiany za srebro, pozyskano do gliwickiego muzeum bezpośrednio z Orno ponad 200 sztuk biżuterii oraz drobnych form korpusowych. Były to obiekty z lat 50. i 60. lub, w mniejszości, ich późniejsze repliki. Niewątpliwie wielką wartością była możliwość przeprowadzania wywiadów z ówczesnymi wykonawcami – w ten sposób uzyskano dane na temat inspiracji, tworzyw i technik wykonania oraz dokładnej datacji poszczególnych projektów. W latach późniejszych kolekcjonowano w muzeum gliwickim już tylko biżuterię unikatową, wyrabianą w egzemplarzach liczących nie więcej niż kilka sztuk dla każdego projektu. Do dziś zgromadzono prawie tysiąc unikatowych egzemplarzy biżuterii polskich twórców – mówi kuratorka wystawy.       


Rochacki, twórca Orno, wymyślił ideologię grupy, zasadzającą się na haśle „Sprząc artystę z rzemieślnikiem”, aby wspólnie tworzyli dzieło plastyczne. Wedle pierwotnych założeń, w ramy aktywności spółdzielni wchodziły wszelkie działania artystyczne, nieograniczone jedynie do biżuterii ze srebra, jednak to właśnie wyroby z tej kategorii są obecnie najbardziej znanym jej wytworem. 

Prace miały powstawać przy udziale artystów i rzemieślników, co nie wykluczało, że projektantem i wykonawcą mogła zostać ta sama osoba. Na podpisie, umieszczanym przy wyrobie, uwzględniano obie osoby, a wzory, przed wprowadzeniem do produkcji, podlegały ocenie i zatwierdzeniu przez komisję. Wielu pracowników nie miało wykształcenia ani żadnego doświadczenia z pracą w metalach, dlatego od 1952 roku prowadzono dla nich warsztaty dokształcające, również z zakresu zasad projektowania i historii sztuki. 

Orno to nie tylko biżuteria, również spójna identyfikacja: od znaku towarowego, który zmienił się tylko nieznacznie przez te wszystkie lata, przez pudełka, plakaty reklamowe, po „rozrys” wnętrz salonów. W ramach produkcji wykonywano także drobne przedmioty użytkowe, takie jak długopisy zaprojektowane przez Rochackiego, solniczki, puderniczki czy szkatułki. 

Na wieczku wzór imitujący odręczny rysunek, wykonany na kartce papieru, którego głównym motywem jest ryba udająca... kwiat. Całość wykonana lekką kreską. Taką puderniczkę miało zapewne w latach 50. wiele elegantek. Zaprojektował ją  w 1954 roku Romuald Rochacki.      

Spółdzielnia tworzyła wyroby dla każdego, ale starała się, by były od razu unikatowe. Wykorzystywano elementy znane z codzienności: jedną z ozdobnych agraf do spinania szali wykonano z… rowerowych szprych, oczywiście odpowiednio przetworzonych.  - Materiałem do wyrobów było głównie srebro, uzupełniane o bursztyny, korale, agaty, onyksy, nefryty, sztuczne kamienie jubilerskie, „zdobiny” z tworzyw sztucznych. Dlaczego srebro? Po wojnie było po prostu bardziej dostępne niż złoto czy platyna. Poza tym liczył się też wydźwięk ideologiczny – było tańsze, bardziej demokratyczne. Przecież wyroby ze złota czy wspomnianej już platyny nie mogły być lansowane jako właściwe dla socjalistycznej kobiety – tłumaczy Kwiecień. 

Z tą socjalistyczną kobietą to nie do końca tak. Kiedy ogląda się wyroby Orno, widać ich artystyczny sznyt, niepowtarzalność, zatem na ten rodzaj biżuterii stać było kobiety wymagające, kobiety z elit. 

Oczka naszyjnika "udają" matematyczny znak nieskończoności, całość wieńczy ozdoba w formie walca: jego środek to pas gładko polerowanego srebra, boki z poczernionego srebra ozdobionego wypustkami. Zaprojektował go w 1967 roku Jacek Ujczak.     
   
Wycinanie z blachy, formowanie z drutu, kucie, wyginanie, fakturowanie młotkiem i metalowym stemplem na zimno, fakturowanie ogniem, polerowanie, celowe czernienie chemiczne (oksydowanie). Spółdzielcy stosowali proste techniki, znane w sztuce jubilerskiej od lat, ale w ich rękach poszczególne przedmioty zyskiwały niezwykły artystyczny wymiar. Kiedy przyjrzymy się biżuterii powstałej w latach 50., widać wyraźnie przywołany już wcześniej efekt poszukiwań w ruinach Warszawy. Powstawały prace nawiązujące do form przestrzennych - pierścienie, brosze, klamry, wisiory, część ma elementy mobilne (tu widać fascynację sztuką kinetyczną). Tak jest na przykład w naszyjnikach czy pierścionkach. Pojawią się również formy organiczne - wyroby o kształcie motyla czy z motywem muszli.   

W latach 60. następuje zmiana charakteru artystycznego. - Z tego okresu mamy na wystawie prace zainspirowane ówczesną ceramiką, charakteryzującą się płynną linią, naśladującą struktury ze świata flory i fauny, zaobserwowane z natury bądź pod mikroskopem - Kwiecień prowadzi nas do odpowiedniej gabloty.

Orno produkowało również galanterię biżuteryjną dla kobiet i mężczyzn. Na wystawie w gliwickim muzeum warto zwrócić uwagę na artystowskie puderniczki czy perfumetki, spinki do mankietów lub szpilki do krawata. 
Po Rochackim prezesem spółdzielni została Zofia Płoza-Rolnikowa, a lata pod jej rządami (1966-1978) uważane są za czasy rozkwitu Orno. Które wytwarzało nie tylko kochaną przez panie biżuterię, ale też cenione i rozchwytywane pamiątki z motywem warszawskiej Syrenki. 

Na brzegach motyw plecionki, w środku trzy elementy z motywem kwiatu, którego środki to spore srebrne kulki. Broszę zaprojektowała w 1960 roku Marta Obidzińska.     

Od lat 50. spółdzielnia uruchamiała własne sklepy i punkty usługowe. Początkowo były tylko dwa salony Orno, usytuowane w najbardziej reprezentacyjnej części stolicy - przy Alejach Jerozolimskich oraz Nowym Świecie, w 1961 roku otwarto salon wystawowy przy Marszałkowskiej, a następnie (od 1970 r.) działały sklepy z pracowaniami jubilerskimi przy Świętojańskiej i Puławskiej. 

Złote, a właściwie srebrne czasy Orno kończą się w latach 90. Wówczas spółdzielnię  sprywatyzowano, odeszli najlepsi plastycy i rzemieślnicy. Jeden ze sklepów przy Puławskiej, wraz z pracownią, utworzył odrębną spółkę pracowniczą - Ornament, którą definitywnie zlikwidowano w 1998 roku. 

Co ze spółdzielnią? W 1998  przekształciła się w spółkę produkującą wzory z lat 50., 60. czy 70. Jednak było coraz gorzej: zwalniano pracowników, brakowało specjalistów oraz maszyn. W 2003 roku nastąpił ostateczny upadek Orno - zniszczono archiwalia, zamknięto wzorcownię i wyprzedano biżuterię. 

Małgorzata Lichecka 



Eksponaty na wystawie Biżuteria Spółdzielni Pracy Rękodzieła Artystycznego ORNO pochodzą ze zbiorów Muzeum w Gliwicach, a także Muzeum Warszawy i Politechniki Śląskiej. Gliwicka kolekcja jest jedną z największych kolekcji sreber tej spółdzielni w Polsce. Kurator wystawy to Anna Kwiecień, kierownik Działu Sztuki i Rzemiosła Artystycznego Muzeum w Gliwicach. 

Wystawa czynna do kwietnia 2020 r. 

 
W sobotę, 1 lutego  o godz. 16.00  w Willi Caro wykład Karoliny Krzywickiej.  

Podczas spotkania zostaną zaprezentowane prace twórców Spółdzielni Orno z różnych okresów jej działalności, m.in.: Romualda Rochackiego, Adama Jabłońskiego, Marty Obidzińskiej, Wiktora Chruckiego, Jerzego Szkrabko, Julii Szefer, Grzegorza Kłuska, Tadeusza Abramczyka, Kaziemierza Wciślińskiego, Edwarda Boimskiego, Ryszarda Janowskiego oraz Danuty Kobielskiej. 

Wykład wygłosi Karolina Krzywicka, historyk sztuki, kustosz i kuratorka wystaw poświęconych biżuterii i tkaninom etnicznym. Kierownik Działu Projektów Kulturalnych i Promocji w Muzeum Azji i Pacyfiku im. Andrzeja Wawrzyniaka w Warszawie. Absolwentka Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka pracy magisterskiej poświęconej działalności Spółdzielni Orno, pod kierunkiem prof. Anny Sieradzkiej. 

Wstęp na wykład wolny.


Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj