Mateusz Brzoza, 23-letni mieszkaniec Rudna, kocha las. Wychował się blisko niego. Z rodzinnego domu ma tam nie więcej niż 300 metrów. Kiedy wyjeżdżał na wakacje do babci w górach, też wkoło otaczała go zieleń. Uwielbia spacery wśród drzew, zbieranie grzybów. Kocha przyrodę, która stanowi dla niego życiową inspirację. Prawdziwą jego pasję stanowi rękodzielnictwo.

- Te zainteresowania dłubaniem w drzewie to po trosze tradycja rodzinna – opowiada Mateusz. – Jeden mój wujek jest stolarzem, drugi lubi malować, lepić w glinie. Zawsze przyglądałem się ich pracy. Sam też miałem od dziecka zacięcie plastyczne. Uwielbiałem malować, rysować. Nawet z jakimiś tam sukcesami. Brałem kiedyś udział w konkursie plastycznym, dostrzegła mnie pani Danusia Czok, szefowa Gminnego Ośrodku Kultury i zatrudniła jako instruktora.

W GOK-u Brzoza zaczął się dokształcać i wziął udział w warsztatach rzeźbiarskich. W internecie znalazł zdjęcia obrazów wypalanych w drzewie. Ten rodzaj sztuki nazywa się pirografią. Nowa pasja pochłonęła go bez reszty.

Na stole leżą pięknie wypalone obrazy na kawałkach drzewa, a w domu czuć charakterystyczny zapach dymu.  Dominują motywy zwierzęce i myśliwskie. Tworzy też portrety. Jeden z obrazów to jednocześnie podstawka pod telefon komórkowy.
– Zaczynałem najpierw lutownicą, potem wypalarką własnej produkcji, a  niedawno kupiłem już w miarę profesjonalny sprzęt – tłumaczy. – Początkowo proste formy: jakieś litery, a potem zaczęło się malowanie.

Brzoza zaspakaja moją ciekawość, jak tworzy swoje obrazy i, co ważne, uzyskuje efekt światłocienia. – Nic wielkiego – wyjaśnia. – Odwzorowuję jakiś rysunek, szkicując go na kawałku drzewa. Nie polecam iglastych, bo puszczają soki. Potem biorę wypalarkę. Ciemniejsze miejsca to efekt nieco wyższej temperatury spalania drzewa, jaśniejsze – niższej. Ciągle się jeszcze uczę – mówi ze skromnością w głosie.

Brzoza od niedawna graweruje również w szkle. Zaopatrzył się w specjalne urządzenie, mikroszlifierkę ze specjalnymi frezami, i mozolnie tworzy rozmaite motywy na talerzach, szklankach, kuflach. –To teraz bardzo modne – zauważa. – Co zrobię, rozdaję. Głównie znajomym, rodzinie. Na prezenty. Pewnie, że można gdzieś kupić coś podobnego, robionego przez maszynę, ale to, co zrobią ludzkie ręce, jest o niebo wartościowsze, bo ma swoją duszę. Ludzie przynoszą mi puste butelki, a ja z nich robię, na przykład, lampiony.

Z lasu Brzoza przynosi czasem poroża danieli i na nich z kolei graweruje piękne motywy myśliwskie. – To bardzo czasochłonne, ale dające mnóstwo satysfakcji rękodzielnictwo – puentuje z dumą.

(san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj