Zimują na klatkach schodowych i w śmietnikach. Otuleni w stare kołdry, z dobytkiem mieszczącym się w kilku plastikowych workach. Za nic w świecie nie chcą iść do schroniska czy ogrzewalni, bo tam nie można pić alkoholu.

Chcą być wolni, ale nie są bezpieczni. Mieszkańcy boją się ich i o nich. Jedna z gliwiczanek napisała do nas w tej sprawie. Poruszyliśmy niebo i ziemię, żeby jej i bezdomnemu pomóc. Wydaje się, że w końcu sprawa rozwiązała się sama. Czy aby jednak na pewno?

Pomóżcie Państwo Redaktorzy

Na skrzynkę naszej Redakcji trafił list Pani Czesławy, z którego przebija ogromna bezradność. To mieszkanka jednego z budynków, do którego należy podwórze znajdujące się pomiędzy ul. Wrocławską, Arkońską, Lutycką i Łużycką.
„Od wiosny na śmietniku żyje bezdomny mężczyzna. Nie tylko śpi ale brudzi, popija, załatwia się na śmietniku, straszy dzieci, często pijany wrzeszczy i ubliża.
Był przeganiany przez lokatorów, wzywana była Straż Miejska, Policja. Odchodził z podwórka, lecz po interwencji wracał. Nie tylko lokatorzy interweniowali, także ROM 2 za swoich lokatorów oraz zarządcy Wspólnot - ale bezskutecznie.
Były również informowane przez ROM-2 miejskie służby socjalne. Wszystko bez skutku! Teraz  w zimie sytuacja robi się poważna, na szczęście jeszcze nie jest tak mroźno. Bezdomny dalej śpi i nie wiem jak długo, bo przecież w takich warunkach człowiek zamarznie.
Żal mi tego człowieka i zadzwoniłam do Straży Miejskiej – dyżurny powiedział, że trzeba zadzwonić wtedy kiedy tam śpi. Zauważyłam go o 21.50 i zadzwoniłam. Strażnik stwierdził, że za późno bo kończą pracę i idą do domu. Poradził mi, aby zadzwonić na Policję.
Oczywiście zadzwoniłam przyjechał patrol – widziałam z okna, trochę postał i pojechał.
Zadzwoniłam po godzinie na III Komisariat zapytać jak wypadła interwencja i dowiedziałam się, że bezdomny nie chce pojechać nigdzie i podpisał im papier, że się nie zgadza (…)
POMÓŻCIE PAŃSTWO REDAKTORZY to nie jest łatwa sprawa. Jak człowiek zamarznie, to stwierdzą, że ZNIECZULICA, a to wyjątkowa BEZRADNOŚĆ”.

„Lekarz przepisał mi dwa browary dziennie”

- tak miał odpowiadać mężczyzna, gdy służby przychodziły z nim porozmawiać. W żadnym razie nie godził się na przewiezienie w bezpieczne miejsce, niezależnie od tego, czy proponowały mu to pracownice OPS, Straż Miejska czy Policja.
- W przypadku interwencji związanej z osobą bezdomną trzeźwą istnieje możliwość przewiezienia jej do ogrzewalni dla osób bezdomnych lub, we współpracy z Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Gliwicach, do schroniska Św. Brata Alberta. Odbywa się to jednak za dobrowolną zgodą tej osoby. W razie odmowy udzielenia pomocy, w tej sytuacji nie ma możliwości przewiezienia osoby w inne miejsce. Nadto nadmieniam, że interwencje przeprowadzane są na terenie publicznie dostępnym – wyjaśnia Rafał Bogdoł, Zastępca Komendanta ds. Prewencji Straży Miejskiej w Gliwicach.
Słowa komendanta potwierdziły to, o czym czytaliśmy w liście – nic nie da się zrobić, żeby bezdomnemu zapewnić bezpieczeństwo, a mieszkańcom spokój. Wciąż jednak drążymy temat – czy aby na pewno? Kolejne schodki rozmów telefonicznych doprowadzają nas do Wydziału Zdrowia w gliwickim magistracie.
Dowiadujemy się tam tego, co już wiemy – kontakt z osobami bezdomnymi mają głównie pracownicy OPS i Straż Miejska. Pojawia się jednak światełko w tunelu, okazuje się bowiem, że jeśli bezdomny ma problem alkoholowy, otwierają się kolejne drogi działania.
- Pracownicy mający kontakt z taką osobą wysyłają do Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wniosek o skierowanie jej na leczenie choroby alkoholowej. Następnie poprzez tych pracowników socjalnych gminna komisja wysyła do tych osób bezdomnych pisma z wyznaczona datą spotkania. Oczywiście, pomimo dostarczenia korespondencji, osoby te nie zgłaszają się. Nie mając z nimi kontaktu, gminna komisja kieruje ich na badanie do biegłego, gdzie zresztą też najczęściej nie przychodzą. W związku z tym, że nie ma z tą osobą kontaktu, gminna komisja opłaca za nich wniosek i kieruje sprawę do sądu. Sąd po wpłynięciu wniosku  może taką osobę za pośrednictwem policji doprowadzić na badanie do biegłego psychologa i psychiatry – bez tej opinii sąd nie jest w stanie wystawić postanowienia – słyszymy w odpowiedzi.
Zatem procedura jest, ale poziom jej skomplikowania powoduje, że bywa ona nieskuteczna. Jak udało nam się dowiedzieć, mężczyzny, o którym pisała Pani Czesława nie ma już we wskazanym miejscu. Przeniósł się tam, gdzie nie będzie nagabywany. Nie ma adresu – nie ma człowieka.

Wszyscy jesteśmy wolni

Gdy ograniczane są nasze prawa, zaczynamy wychodzić na ulicę. Bezdomni już na niej są i dobrze wiedzą, jakie mają możliwości. Nie można ich zmusić do zimowania w bezpiecznym miejscu. Przeganianie ich z terenu wspólnoty też niewiele daje – odchodzą, migrują, wracają. Tak też dzieje się wtedy, gdy służby miejskie zbyt intensywnie próbują im pomóc. Zbierają manatki i znajdują inne lokum.
- W sytuacji wiat śmietnikowych zawsze zalecam zarządcom zamknięcie ich „na klucz”. To samo dotyczy klatek schodowych, gdzie rekomenduję częste zmiany kodów dostępowych - radzi zastępca komendanta SM. Jak dodaje, doświadczenie nauczyło go, że osoby bezdomne łatwo zdobywają kody do domofonów.
Zarządca nieruchomości, do której należy śmietnik – ROM2, sam znalazł rozwiązanie tej konkretnej sprawy. Śmietnik zostanie zamknięty – nie na klucz, bo tę przeszkodę bezdomni pokonują wciskając w zamek zapałki – ale na specjalną kartę. Pani Czesława, która była przez tydzień poza Gliwicami, potwierdza, że po powrocie nie zastała kłopotliwego mężczyzny. Obiecała zadzwonić, gdy pojawi się ponownie.
Może znalazł schronienie na Waszym podwórku?

Adriana Urgacz-Kuźniak
 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj