Nic tu nie jest takie, jak być powinno. Kolejne, doraźne, remonty nie przynoszą żadnych rezultatów.
Krótki odcinek alei, od Zwycięstwa do Dworcowej, jeszcze nim został wybudowany, stwarzał problemy. I tak jest do dziś. Nawierzchnia nie spełnia swojego zadania i jest coraz bardziej niebezpieczna dla użytkowników – na pieszych oraz rowerzystów czyhają dziury – pułapki. A każdy deszcz zmienia drogę w rozlewisko. 

W ciągu niecałych dwóch lat od generalnego remontu droga zapadła się na całej długości odcinka, nie tylko w miejscach, w których już się wykruszyła. Jednak najgorsze jest to, że nie przepuszcza wody. Nie pomogło dodatkowe odwodnienie (w postaci zwykłych kratek odpływowych) ani doraźne czyszczenie (porowata powierzchnia jest na trwałe zatkana błotem i pozostałościami liści). 

Budowa śródmiejskiej części nowego połączenia dla rowerów z centrum do Sośnicy zajęła dziewięć miesięcy i kosztowała blisko 3 mln zł. Najdłużej trwały prace związane z odcinkiem między ulicami Zwycięstwa i Dworcową. Prace zakończyły się z półrocznym poślizgiem, w listopadzie 2017. I praktycznie od tego momentu trwają przepychanki z nawierzchnią. Wykonawca, miejska spółka PRiUM, bardzo długo nie chciał przyjąć do wiadomości, że aleja Przyjaźni to w zasadzie budowlana fuszerka. Urzędnicy przerzucali się argumentami z wykonawcą i mieszkańcami: raz winna eksperymentalna nawierzchnia, innym razem – samochody, które ją zniszczyły. 

W pierwotnym założeniu i po zastosowaniu innowacyjnego rozwiązania, jeśli chodzi o nawierzchnię, założono, że odprowadzenie wód opadowych powinno odbywać się poprzez przenikanie wody do systemu rozsączającego, zabudowanego pod warstwą ścieralną ścieżki (system ażurowych konstrukcji z tworzywa sztucznego). Nie wzięto jednak pod uwagę, że sito w mineralno-poliuretanowej nawierzchni będzie niezwykle podatne na zatykanie przez mieszankę brudu, wilgoci i pyłków roślin. Firma, która przygotowała projekt, już na początku inwestycji zastrzegła, że taką drogę należy umiejętnie użytkować. Niestety, tak się nie stało. 

Odcinek Dworcowa – Zwycięstwa, podobnie jak inne fragmenty połączenia, zgodnie z wytycznymi zamawiającego, czyli miasta, zaprojektowano wyłącznie dla ruchu rowerowego i pieszego. Nie zakładano, że będą tamtędy jeździć również ciężkie samochody dostawcze, a tak właśnie się dzieje. Dlatego zniszczono (dosłownie wyrąbując dziury) zarówno ażurową nawierzchnię, jak i cały system odwadniający. Kałuże i rozlewiska wskazują na punkty i powierzchnie największych uszkodzeń. Dodatkowy problem sprawiają spadające i zalegające liście. Samochody wtłaczają je w pory nawierzchni, co ogranicza jej przepuszczalność.

Spacer tym krótkim odcinkiem pokazuje skalę zniszczeń: już dawno starły się oznakowania, kratki odpływowe są zatkane liśćmi, im bliżej Dworcowej, tym więcej dziur połatanych asfaltem, co daje jeszcze gorsze efekty. Jeśli ktoś jedzie na rowerze, musi bardzo uważać, bo o wypadek nie trudno. 

Nie ulega wątpliwości, że cały odcinek nadaje się do wybudowania od nowa. Dlaczego miasto i wykonawca opierali się tak długo, stosując nietrafione metody naprawy i dlaczego nie wyciągnięto konsekwencji, chociażby finansowych? 
Łukasz Oryszczak, rzecznik prezydenta Gliwic, wyjaśnia, że wydział inwestycji urzędu miejskiego wraz z ZDM prowadzą rozmowy z wykonawcą w sprawie kompleksowego rozwiązania problemów z nawierzchnią oraz sposobu finansowania niezbędnych prac. 

– Doraźne naprawy gwarancyjne nie są w stanie rozwiązać problemu z uszkadzaniem nawierzchni przez pojazdy, które (sporadycznie, ale jednak) korzystają z dojazdu aleją. Dlatego w tym roku, jeszcze w lecie, planujemy gruntowny remont nawierzchni. Przewidujemy jej wymianę oraz solidne wzmocnienie podbudowy – mówi rzecznik. 

Na razie nie znany jest jednak harmonogram prac i ich koszt. 

Po remoncie na aleję będą mogły wjeżdżać samochody dostawcze, miasto nie przewiduje też separacji ruchu rowerowego od pieszego, co postulowali mieszkańcy oraz społecznicy. 

(ml) 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj