Mamy w domu pamiątki po dziadkach, pradziadkach, przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Bardzo często to stare talerzyki, wazy czy filiżanki. Czasami zdarzy się, że ręka nam zadrży i po pamiątce. Wtedy nam smutno, bo wydaje się, że utraciliśmy bezpowrotnie ważny fragment rodzinnej historii.  No i za nic nie chcemy tych skorupek  wyrzucać. Co więc zrobić? Zanieść do pracowni Bogdana Kosaka. Na pewno wymyśli, w jaki sposób utrwalić nasze wspomnienia.
Z Dagmarą Wójcik, kuratorką wystawy „362... Ceramika Bogdana Kosaka”, przygotowanej w Czytelni Sztuki rozmawia Małgorzata Lichecka.     

Z pojemniczków ułożonych na betonowym surowym stole każdy może zbudować własną historię.

Takie było nasze założenie. Wystawa ma niewątpliwie filozoficzne  konotacje: już przy wejściu do pierwszej sali po lewej stronie mamy sól, po prawej wodę. Oba pierwiastki mają  znacznie nie tylko symboliczne, ale też magiczne czy wręcz alchemiczne. Tak naprawdę planując tę wystawę, myśleliśmy o nostalgii i smutku. 

Bo nie wiemy, co czeka nas w kalendarzu zaproponowanym przez artystę?

Nasze życie wygląda dziś w ten sposób, że każdy czymś się wspomaga i nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od chleba. Jest on zresztą jedną z porcji zaproponowanych przez Kosaka do wypełnienia pojemniczków.  Na pytanie, co jeszcze w nich  znajdziemy,  każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ciekawe spostrzeżenia pojawiły się podczas otwarcia wystawy. Jeden z panów zauważył, że to faktycznie rodzaj kalendarza, a te kolorowe pojemniczki są wyjątkowymi dniami w roku. Z kolei osoby związane z muzyką wykrzyknęły z zachwytem: „Ile tu pudeł rezonansowych!". A my,  już po zgiełku otwarcia, stanęliśmy z panem Bogdanem przy tym stole i wtedy on wyjawił  własną interpretację kalendarza, twierdząc, że jest zapisem historii  jego cieszyńskiej pracowni. Po kolorach pojemniczków  widać dokładnie, czym się w danym czasie zajmował: błękitne są zleceniem dla marszałka województwa śląskiego, szare – filiżanką dla NOSPR, białe zaś  – kompletem Tomaszów.  

„Pamiątka z Cieszyna” powstała z ceramicznych odpadków. Nieważnych, skazanych na śmietnik.

Większość z nas bez zastanowienia wyrzuca różne ścinki. Coś tam się nie uda, mniemy kartkę i buch – do kosza, a przecież można ją przeciąć i zrobić notatnik. W Czytelni Sztuki prezentujemy rodzaj ceramicznego recyclingu:  tworząc dany przedmiot, ceramik wlewa masę do formy przez specjalne wlewki,  porcelana osadza się również na nich, więc  mogą się jeszcze twórczo przydać. Na przykład zainicjować całkiem fajny projekt, taki jak „Naczynia kuchenne" – porcelanowe odpadki, które w procesie odlewu spodobały się i zaintrygowały, a ich kształt okazał się na tyle ciekawy, że artysta uznał, iż warto dać im nowe życie.

Zresztą podobnie postąpił  ze starymi, nieużywanymi, nikomu niepotrzebnymi  przedmiotami,  składającymi się na „Fragmenty”. Ich bohaterami są artefakty wyłowione z Olzy. Co nie dziwi, gdyż dawniej rzeki były po prostu wysypiskami śmieci, można tam było znaleźć wszystko. Coś nam z tego pozostało i  współcześnie każdy z nas, spacerując brzegiem morza, chętnie łowi pięknie obrobiony kawałek szkła czy drewna. Cuda w Olzie dostrzegł syn Bogdana Kosaka i wiedząc, że tato kocha takie beznadziejne ceramiczne przypadki, podarował mu kiedyś całą ich wywrotkę. Pięknie wygładzone trafiły do papierowych gablotek i tak powstała „Pamiątka z Cieszyna”. Nie bezsensowny gadżet, lecz coś, czemu nadano nową funkcję. Być może te ceramiczne okruchy kiedyś zdobiły stoły bogaczy, dziś – jako małe fragmenty wspomnień,  ograniczone ramami gablotki – nasze ściany lub półki. 

O wspomnieniach należy pamiętać, oglądając „Stroiki sentymentalne". Siedzimy przy jednym z nich i na pewno zna pani dobrze jego historię.  

Mamy w domu pamiątki po dziadkach, pradziadkach, przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Bardzo często są to stare wazy, filiżanki. Czasami zdarzy się, że ręka nam zadrży i po pamiątce. Wtedy nam smutno, bo wydaje nam się, że utraciliśmy bezpowrotnie ważny fragment rodzinnej historii.  No i za nic nie chcemy tego wyrzucać. Co więc zrobić? Zanieść do pracowni Bogdana Kosaka. Na pewno wymyśli, w jaki sposób utrwalić te wspomnienia.

Tak jak uczynił to właśnie w „Stroikach sentymentalnych”.                               

Sam opowiadał historię jednego talerzyka, stłukł go jego syn, kiedy był dzieckiem. Panu Bogdanowi zrobiło się żal tego talerzyka i postanowił zrobić stroik. A na przykład w tym,  stojącym na moim biurku, zamyka się historia fabryki śląskiej porcelany, której ostatnim modelarzem był właśnie Bogdan Kosak.  

Komplet „Tomaszów” ma w sobie rys Północy: czystą formę i kolor.

Rzeczywiście, ale przecież w dawnych naczyniach, jak chociażby w słoikach  przywiązywanych do przydrożnych krzyży, widzimy to samo: prostotę formy. Projektując „Tomaszów”, autor chciał oddać hołd pierwszym fabrykom porcelany w Polsce. Dla mnie ważne jest w nim to, że wszystkie przedmioty są szalenie funkcjonalne i używamy ich na różne sposoby. Słoik może być wazonem albo  pojemnikiem do przechowywania mąki, filiżanka – służyć do picia herbaty, wody, a jeśli jest bez uszka, być zwyczajnym kubkiem.

Widać też na nich subtelną koronkę.

Z cieszyńskiego czepca. Przez nadanie dekoracji czynimy przedmiot całkiem innym. Dobrym tego przykładem jest szolka, znana na Śląsku w XIX i XX wieku. Mieliśmy to szczęście, że byliśmy zasobnym regionem, więc mogliśmy sobie pozwolić na picie kawy, a podawano ją w specjalnych naczyniach – tych właśnie szolkach. Dziś nastąpiło pewne pomieszanie pojęć: dla niektórych szolka to szklanka, filiżanka, kubek. Ale kiedyś była naczyniem przeznaczonym  tylko do kawy, często zdobionym, wieszanym na romie, żeby ubarwić wnętrze. Miała beczułkowaty, wyoblony kształt, świetnie zatrzymywała ciepło i  nadawała się do niespiesznego picia kawy. 

W Czytelni Sztuki Kosak zafundował nam  estetyczną podróż. My przybywamy ze świata plastiku, a on prowadzi nas do świata porcelany.

Próbujemy zawrócić widza w stronę ceramiki i trochę nam się udaje. Kiedy po wystawie przyszliśmy do domu, moi rodzice powiedzieli, że teraz widzą w filiżankach coś zupełnie innego. Będzie okazja, żeby jeszcze lepiej się im przyjrzeć – 3 grudnia zapraszamy na spotkanie z ceramiką, zachęcamy do przyniesienia szklanek, filiżanek, kubeczków a porozmawiamy o tym, z czego pijemy. Spróbujemy też podpatrzeć, czy w państwa kolekcji nie ma czegoś wyjątkowego. A jeśli są państwo zainteresowani tym, w jaki sposób ceramika może służyć komunikacji, zapraszamy 19 listopada na wykład Bogdana Kosaka. 

Gdyby miała pani wybrać z wystawy ulubioną ceramiczną ścieżkę...

Gdybym się w tych przedmiotach nie zakochała, nie byłoby wystawy. Z Anią Kwiecień, kuratorką „Do widzenia, rokoko”, weszłyśmy do pracowni Kosaka, bo chciałyśmy kupić jakieś dodatkowe przedmioty uzupełniające tę wystawę.  Odpowiadając na pani pytanie: dla siebie kupiłabym filiżankę „Tomaszów”, ponieważ jest w niej funkcjonalność i historia i gdybym mogła, ukradłabym małe naczynko nie posiadające uszka, także z serii Tomaszów. Jest cudowne na zimowe dni, genialnie szkliwione od spodu, dlatego że Bogdan Kosak inaczej wypala ceramikę.  Jestem zakochana w „Naczyniach kuchennych” – tych niby odpadkach, które można z łatwością wyrzucić, a tutaj oszkliwionych, zestawionych w kompozycje. Dla mnie dużą frajdą było układanie tych naczyń, za każdym razem inaczej zagospodarowujących przestrzeń.

  
19 listopada 2016, Willa Caro, godz. 16.00

Naczynie – forma uniwersalna
Wykład: Bogdan Kosak, projektant porcelany użytkowej i rzeźby ceramicznej.
Wstęp wolny, ilość miejsc ograniczona.

Czy ceramiczne naczynie może być obiektem skłaniającym do refleksji? Czy ceramika użytkowa może stać się narzędziem do komunikowania się z innymi w sprawach ważnych, a nawet fundamentalnych? Jaką rolę w procesie projektowania odgrywa czas i czy można w jego ramach zacierać granice nie tylko funkcjonalne, ale również te dotyczące czasu? O tym, na przykładzie własnych realizacji, opowie podczas wykładu Bogdan Kosak – projektant porcelany użytkowej i rzeźby ceramicznej, twórca nagrodzonego w konkursie Śląska Rzecz serwisu do kawy i herbaty „Tomaszów”. 


  

19 listopada 2016, Willa Caro, godz. 11.00 i 14.00

Czerń i biel. Sztuka dekoracyjna lat 50. i 60. Warsztaty ceramiczne
Prowadzenie – Aleksandra Kwolek, ceramik
Zajęcia dla młodzieży od 14. roku życia i osób dorosłych. Koszt – 1 zł od osoby. Ze względu na ograniczoną ilość miejsc zapisy telefoniczne: 783 560 006.

Warsztaty nie tylko przybliżą stylistykę i estetykę lat 50. i 60., ale też wprowadzą uczestników w tajniki warsztatu ceramicznego. Zaprojektują oni i wykonają dekorację podszkliwną czarno-białą na filiżankach, a dokładnie na tzw. biskwitach, czyli uformowanych i raz wypalonych naczyniach. Pokryte dekoracją filiżanki uczestnicy zanurzą w bezbarwnym szkliwie lub będą nakładać szkliwo pędzlem. To jednak nie wszystko. Filiżanki zostaną wypalone po raz drugi w pracowni Stowarzyszenia Forum Ceramików, co zakończy cały proces. Wypalone i połyskujące będą czekać na twórców do odbioru w pracowni stowarzyszenia przy ulicy Ziemowita 1.

Pierwsza tura warsztatów odbędzie się o godz. 11.00, a druga o 14.00. Uczestników zajęć, a także wszystkie zainteresowane osoby o godz. 13.00 zaprosimy na zwiedzanie kuratorskie wystaw „Do widzenia rokoko…” i „362… Ceramika Bogdana Kosaka”, które prowadzić będzie dr Dagmara Wójcik – historyk sztuki, kurator wystawy „362…”.





 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj