Zbliża się akcja „Serce zza krat”. Skazani na karę więzienia mężczyźni znów pomogą choremu dziecku. Jak co roku włącza się nasza redakcja. 
Wszystko zaczęło się kilka lat temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Na adres redakcji przyszedł list z aresztu, wtedy jeszcze przy ul. Wieczorka. Napisali go więźniowie, a brzmiał tak: 

„Szanowna redakcjo, odbywamy karę pozbawienia wolności, przebywamy w Areszcie Śledczym w Gliwicach. Naszym marzeniem i celem akcji „Serce zza krat” jest spowodowanie, by dziecko wsparte przez nas uśmiechnęło się i choć na chwilę zapomniało o swoim cierpieniu”. 

Rolą naszą było znalezienie bohatera – chorego dziecka. Początkowo akcję organizowaliśmy z gliwickim aresztem – osadzeni, którzy wówczas zbierali pieniądze, byli aktorami więziennego teatru. W ostatnich latach pomagamy z zabrzańskim zakładem karnym, do którego przeniesiono skazanego Adama, pomysłodawcę przedsięwzięcia. 

Dzieciom przekazywano zabawki i słodycze, a potem wszystko nabrało rozmachu i więźniowie kupowali sprzęty do rehabilitacji, a akcję przedłużono, bo prezenty wręczano także 1 czerwca, oraz rozszerzono – o podopiecznych domu dziecka. Teraz osadzeni zbierają na pieluszki dla maluchów z oddziału covidowego w szpitalu w Ligocie.  

– Dzieci otrzymują pomoc, a my choć trochę spłacamy swój dług wobec społeczeństwa. To takie odkupienie win – mówi Adam, który został wyróżniony za szczególne zaangażowanie i podejmowanie ciekawych inicjatyw społecznych, zmieniających rzeczywistość, a wyróżnienie wręczono mu podczas świętochłowickiej gali „Bo twój ruch ma znaczenie”.

W tym roku na święta mężczyźni z zakładu karnego przygotowują prezent dla Natalii Ball z Gliwic. Poznajcie więc historię naszej nowej bohaterki. 

Więźniowie potrzebują wybaczenia, Natka – pomocy

– Mamy szczęście mieszkać na 11. piętrze, z którego rozpościera się widok na cały Śląsk. To osiedle Wojska Polskiego, z placami zabaw, dużą ilością zieleni – o tym też myśleliśmy, planując dziecko. Wie pani, taka szczęśliwa rodzinka: przyjaciele, wyjazdy w góry i nad morze, praca męża w zakładzie produkcyjnym, moja – w firmie budowlanej. Do pełni szczęścia brakowało jednak kogoś ważnego. Po latach prób spełnieniem było dziecko. Udało się – zaczyna swoją historię gliwiczanka Sonia Ball. 

Natusia przyszła na świat w grudniu, w dniu, jak mówią rodzice, najszczęśliwszym, bo trzynastego w piątek. Urodzona siłami natury, w 38. tygodniu prawidłowej ciąży, ważyła zaledwie 1930 gramów. Owinięta potrójnie pępowiną, nie wydała z siebie głosu, nie oddychała, była sina. 

Mama tak wspomina tamten dzień: nagle pojawiło się mnóstwo lekarzy, ściągniętych z wielu miejsc, zaczęło się ratowanie życia, był inkubator i respirator. 

– Z mężem, który cały czas mnie wspierał, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Szok, dezorientacja, nie ma dziecka, by móc pierwszy raz je przytulić. Zawsze, gdy w domu pojawia się maluch, wszystko staje na głowie. U nas świat kilka razy zawirował... 

Zanim Natka pojawiła się w domu, pół roku trwała jej wędrówka po szpitalach na Śląsku. Rehabilitację zaczęła już kilka dni po urodzeniu, a w piątym tygodniu życia, pod respiratorem, założono jej do oddychania rurkę tracheostomijną. Dochodzili kolejni specjaliści: neurolog, kardiolog, genetyk, otolaryngolog, audiolog, pulmonolog, ortopeda, neurochirurg, psycholog, fizjoterapeuta, tyflopedagog, neurosurdologopeda, oligofrenopedagog... Od specjalizacji kręci się w głowie. 

Od specjalistów rodzice uczyli się (i wciąż uczą) opieki nad swoim skarbem, a terapeuci są jak druga rodzina. To dzięki nim Natalka się rozwija (w swoim tempie), robi postępy i wciąż zaskakuje. 

„Ale” daje siłę

Mimo że dziewczynka za chwilę skończy siedem lat, jest jak trzylatka. Łobuziak z niej jednak jak z każdego zdrowego dzieciaka. Próbuje wywierać presję, jeśli tylko czegoś chce, uwielbia się wygłupiać, bawić, chować, oglądać książki, słuchać muzyki. 

Nie mówi, ale potrafi tak pokazywać, że rodzice mogą ją zrozumieć. Nie chodzi, nie utrzymuje się w pozycji siedzącej, ale, jak wąż, pełza po całym mieszkaniu i wszędzie jej pełno. Nie ma poczucia swojego ciała, ale po trzech latach terapii przytuliła się w końcu do mamy i taty. Nie przełyka, jest karmiona gastrostomią, nie może odkasłać, nic powiedzieć, oddycha przez rurkę tracheostomijną, ale uśmiecha się od ucha do ucha. To „ale” daje rodzicom siłę każdego dnia.  

Natalia cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Z powodu uszkodzeń genetycznych ma szpotawość obu stóp (czeka ją prawdopodobnie operacja) i szponowatość lewej rączki, która, po dwóch latach ćwiczeń, jest już w 90 proc. sprawna. Dziewczynka nie mogłaby funkcjonować bez rehabilitacji i innej pomocy specjalistycznej. Aby jej pomóc, można wpłacić pieniądze na subkonto:
70 1050 1298 1000 0024 1234 8332 oraz przekazać 1 proc. podatku: KRS 0000399191, z dopiskiem „dla Natalki”.

A w grudniu, podczas kolejnej akcji „Serce zza krat”, Natalce pomogą więźniowie z Zabrza. Pieniądze na prezent już zebrali. Co kupią? Niespodzianka.

Mike, Adaś, Oliwka, Asia i Marysia – to dzieci z Gliwic i powiatu, obdarowane dotychczas przez więźniów w ramach akcji „Serce zza krat”.

Marysia Sławańska

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj