Zdaniem świadków, gdyby nie asp. szt. Zbigniew Kaliszewski, mały Miłosz z Wielkopolski być może dziś by nie żył. 8-latek był już wyczerpany rozpaczliwym ratowaniem swojego życia. Bezwładnym ciałem chłopca fale rzucały o drewniany falochron. Wszystko widział bezradny ojciec, trzymający na ręku swoje drugie dziecko. 

To, czego podczas tegorocznego urlopu w Ustce dokonał policjant z gliwickiej komendy, bez wątpienia zasługuje na najwyższe uznanie. Przełożeni asp. szt. Zbigniewa Kaliszewskiego dowiedzieli się o wszystkim z listu, jaki do komendanta miejskiego wysłali świadkowie zdarzenia.

Kaliszewski, policjant z 24-letnim stażem (kiedyś kryminalny w III komisariacie, teraz oficer dyżurny w KMP), uratował tonącego w Bałtyku 8-letniego Miłosza. Do zdarzenia doszło w tym samym miejscu, w którym w sierpniu utonęła 7-letnia dziewczynka.

Policjant i jego rodzina wypoczywali w Ustce. Byli w ośrodku wczasowym dopiero drugi dzień, a 5 września po południu pierwszy raz wybrali się na plażę. Właśnie rozkładali koce, gdy Kaliszewski, zerkając na morze, zauważył coś niepokojącego: nad powierzchnią wody pojawiała się i znikała mała rączka. Potem aspirant zobaczył ciało dziecka. Nie zastanawiając się, wskoczył do wody. Już po chwili mały Miłosz był bezpieczny na brzegu.

Do tragedii doszłoby na oczach ojca. Tata chłopca stał na drewnianym falochronie i trzymał na rękach dwuletnią, niepełnosprawną, córeczkę. Mężczyzna był w rozterce - nie mógł zostawić dziewczynki, bo wtedy i ona znalazłaby się w niebezpieczeństwie. Matka była w tym czasie na plaży, pilnowała najstarszego, 16-letniego syna, który też jest niepełnosprawny i nie może pozostawać bez opieki.

- Kiedy potem rozmawiałem z ojcem chłopca, wyznał, że czuł, jak w jednej chwili wali mu się cały świat, bo nie wiedział, kogo ratować - mówi Kaliszewski.

8-latek był pierwszy raz z rodzicami i rodzeństwem na wakacjach, pierwszy raz nad morzem. Ponieważ przeżył traumę, nie chciał już wchodzić do wody. Pomogły mu dopiero spokojne rozmowy z naszym funkcjonariuszem - rodzina Miłosza mieszkała w tym samym domu wczasowym, co i rodzina policjanta, więc były okazje do spotkań. 

- Miłosz to bardzo sympatyczny i żywiołowy chłopiec - wspomina Kaliszewski - mundurowy otrzymał od ośmiolatka specjalne podziękowanie: rysunek. Na nim morze, plaża i szczęśliwy Miłosz, który dziękuje za uratowanie życia.

Bohaterem jest Kaliszewski nie tylko dla zapoznanej nad morzem rodziny. Policjant nie po raz pierwszy bowiem walczył o życie drugiego człowieka. 8-latek to trzecia osoba, którą uratował w tym roku. 

W kwietniu, jako oficer dyżurny, przez telefon, sprawnie przeprowadził akcję, dzięki której uratowano samobójcę (jak mówią koledzy z KMP, czasem wystarczyło, że Kaliszewski przeprowadził rozmowę z osobą próbującą targnąć się na swoje życie, aby skutecznie odwieść ją od tego czynu). Dwa miesiące później, w czerwcu, też na stanowisku dyżurnego, uratował policjanta, który zasłabł za kierownicą samochodu.
- To był mój kolega. Wracał z urlopu i za kółkiem dopadł go trzeci zawał. Zadzwonił do mnie w zasadzie tylko po to, by się pożegnać. Uruchomiłem akcję, a załodze pogotowia, na szczęście, udało się dojechać na czas.

Wielu gliwiczan doskonale pamięta tragedię z 2011 roku, kiedy przy ulicy Słowackiego, w wyniku wybuchu gazu, zawalił się blok mieszkalny. To właśnie Zbigniew Kaliszewski był jednym z policjantów, którzy pojawili się na miejscu jako pierwsi - udało im się uratować dwóch zagrożonych mieszkańców. Dopóki nie przyjechały posiłki, aspirant, sprawnie, dowodził wówczas akcją ratowniczą i ewakuacyjną. Dodajmy, że z narażeniem własnego życia.

Miejmy nadzieję, że ostatni bohaterski czyn aspiranta sztabowego docenią również jego przełożeni, o co zresztą, w liście, proszą świadkowie z Ustki.

Marysia Sławańska 

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj