Wyprostowany jak struna kanclerz III Rzeszy nachyla się i całuje rękę gliwickiej piękności. W jej berlińskim salonie bywali wszyscy liczący się ludzie, a jej żydowskie pochodzenie nie przeszkadzało w dobrej zabawie sprawcom ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej.

Zresztą ona sama była zdeklarowaną faszystką. Susanna Renzetti urodziła się w Gliwicach. Była córką żydowskiego prawnika Artura Kochmanna i wnuczką katowickiego rabina Jakoba Cohna.

Historie Susanny i innych mieszkańców przedwojennych Gliwic opowiedzieli podczas Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego Jacek Maniecki i Marek Wojciak. Twórcy Cyfrowej Biblioteki Bytomskich Kamienic wzięli na warsztat teczki tzw. Bau Politzei, niemieckiej policji budowlanej, bardzo skrupulatnie odnotowującej informacje o właścicielach kamienic Dzięki niemieckiemu zamiłowaniu do porządku wiemy dziś o tamtych mieszkańcach dość sporo, a historycy, korzystając z tych zapisów, podjęli tropy prowadzące ich do ciekawych odkryć. Maniecki i Wojciak odnaleźli w gliwickim archiwum 500 teczek, z czego 50 opisywało żydowskich mieszkańców miasta.

Ta społeczność swój największy rozkwit przeżywała w XVIII wieku. W 1861 roku Gliwice liczyły ponad 10 460 mieszkańców, w tym 1892 Żydów, co stanowiło 18 procent ludności miasta. Żydzi gliwiccy byli bardzo bogaci, budowali i kupowali domy w centrum miasta, najczęściej na starówce i przy rynku. Zachowany plan miasta z 1861 roku, dokładny spis gliwiczan oraz zdjęcia dwóch Wilhelmów: von Blandowskiego i Beermana, pozwalają bardzo dobrze uchwyć historie wielu znakomitych mieszkańców Gliwic narodowości żydowskiej. Postaci barwnych, kontrowersyjnych, z powikłanymi życiorysami, bogaczy o społecznikowskim zacięciu, osobowości, które pozostawiły w mieście swój ślad. Zatarty, ale wciąż wart odkrywania. Zapraszamy więc na ekscytującą wędrówkę po mieście

Plebańska 8

Kamienicy nie sposób przeoczyć, wyróżnia się bowiem przepięknymi architektonicznymi detalami, wykończeniami okien, gzymsami oraz płaskorzeźbami. Wyróżnia się też nieodnawianą przez lata elewacją, teraz zupełnie czarną. Może to i dobrze, bo dzięki temu zachowała swój dawny wygląd, a my podczas spaceru bez trudu mogliśmy sobie wyobrazić, jak było wtedy, gdy przez drzwi wchodził właściciel kamienicy - Bernhard Bermann.

Zdecydował się na własny biznes, bez rozterek i z brawurą inwestując pieniądze w hurtownię i skład piwa. Ten ostatni mieścił się na parterze, państwo Bermannowie zaś mieszkali na piętrze. Bardzo szybko okazało się, że gliwiczanie niezwykle cenią sobie hurtownię Bermanna, a raczej jego pomysł, by do Gliwic sprowadzać możliwie jak najwięcej gatunków piw. Zawsze był u niego duży wybór, a skład sprowadzał i oferował różne gatunki piwa warzonego, produkowanego przez najsłynniejsze i najnowocześniejsze niemieckie browary.

Bermann był właścicielem składu do 1889. W tym samym roku, w lipcu, piwny biznes przejął znany gliwicki restaurator i gastronom Eugen Kohn, prywatnie zięć Bermanna. Rozbudował firmę i poszerzył ofertę o nowe gatunki. Przełomową datą w historii firmy okazał się październik 1891 roku: Kohn stał się wówczas jedynym w Gliwicach przedstawicielem pilzneńskiego Browaru Akcyjnego. Podpisanie umowy z najsłynniejszą fabryką piwa dowodzi uznania dla firmy i zaufania, jakim obdarzył ją zarząd czeskiego browaru, zaś posiadanie w ofercie króla piw, czyli pilzneńskiego leżaka, sytuowało Kohna w branżowej czołówce .

W 1893 roku przy Plebańskiej 10 otwarto nowy skład z piwem, natomiast pod starym adresem (Plebańska 8) znajdowała się restauracja Zum Bierpalast. Król piwa poczuł się na tyle pewnie, że w Szobiszowicach otworzył własny browar. Ten ruch okazał się początkiem końca kariery Kohna i jego hurtowni. Kontrahenci uznali jego działania za konflikt interesów: Kohn miast dbać o sprzedaż ich piw, promował własne.

Syn Bernharda Bermanna, Solo, nie poszedł w ślady ojca, skończył medycynę i został cenionym gliwickim lekarzem. Hurtownikiem nie został także wnuk, Gottfried Bermann (1897 – 1995) , który zarządzał jedną z najważniejszych niemieckich oficyn literackich – S. Fischer Verlag, wydającą m. in. Thomasa Manna, Franza Kafkę. W latach 50. XX wieku jako jedyna wykupiła prawa do wydania „Doktora Żiwago” Borisa Pasternaka. Gottfried Bermann wycofał swoje udziały z wydawnictwa w latach 60. i poświecił się temu, co najbardziej lubił: malarstwu, rzeźbie i pisaniu.

Raciborska 1A

Narożna, bardzo interesująca kamienica wykończona cegłą w kolorze żółtym. Na samej górze, tuż pod dachem, inicjały NB i data 1899. Ów tajemniczy NB to Nathan Bujakowski, właściciel budynku. Jego dziadek był zwykłym krawcem, ojciec – zabrzańskim szynkarzem, Nathan po obu dziedziczył smykałkę do interesów i w krótkim czasie wzbogacił się na destylowaniu alkoholu. Był wręcz obrzydliwie bogaty, a inwestował w nieruchomości: oprócz kamienicy w reprezentacyjnym miejscu, czyli na starówce, miał też i tę z charakterystycznymi wykończeniami symbolizującymi sceny myśliwskie. Znajdziemy ją przy ul. Zygmunta Starego. Przy Raciborskiej 1A Bujakowski mieszkał na pierwszym piętrze, sąsiadem z drugiego był Artur Kochamnn.

Berbeckiego 7

To w tym domu Kochmann spędził ostatnie lata życia. Znany gliwicki prawnik i notariusz, polityk Niemieckiej Partii Demokratycznej (DDP), wieloletni przewodniczący gliwickiej gminy żydowskiej był ostatnim Żydem ze Śląska wywiezionym do KL Auschwitz. Jego córka, Susanna Renzetii, była żoną włoskiego faszysty Giuseppe Renzettiego (1891 – 1953), tajnego radcy ds. kontaktów między Hitlerem a Mussolinim, późniejszego konsula generalnego w Berlinie. Musieli stanowić ciekawą mieszkankę: Kochmann, Żyd o liberalnych poglądach, obrońca wielu pobratymców, honorowy obywatel Gliwic z 1928 roku i jego córka, Żydówka, która w wieku 21 lat wyszła za katolika o faszystowskich poglądach. Papa Kochamnn mieszkał i pracował w Gliwicach, piękna córka prowadziła wystawne życie w Berlinie. Pewnie dlatego co najmniej do 1943 roku nie dotykały Kochmanna nazistowskie represje. To się zmieniło, kiedy zięcia oskarżono o udział w zamachu na Mussoliniego. Państwo Renzetti pośpiesznie wyjechali z Berlina i, via Szwecja, dotarli do San Francisco.


Co się w tym czasie działo z Kochmannem? Córka ponoć wiele razy proponowała mu wyjazd z miasta, lecz on nie chciał o tym słyszeć. Wiadomo też, że z polecenia Susanne opiekował się Kochmannem burmistrz Gliwic. Niestety, po 1943 roku nie mógł go już chronić. 80- letniego schorowanego wybitnego prawnika, poruszającego się na wózku, wywieziono w ostatnim transporcie do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Zginął od razu w komorze gazowej.


Na tytułowej stronie popularnego niemieckiego tygodnika dla pań „Elegante Welt” z 17 maja 1933 r. oglądamy przepiękną kobietę. Choć wydawnictwo przezornie nie podało, kim jest, tożsamość piękności w bawarskim stroju nie była żadną tajemnicą ani w kręgach niemieckiej śmietanki towarzyskiej, ani najwyższych władz III Rzeszy. To Susanna Kochmann, wtedy już Renzetti. Jej huczny ślub odbył się w 1926 roku, a panna młoda miała wtedy 21 lat. Renzetti przystąpił do ruchu faszystowskiego w latach 20. i do końca życia, podobnie jak żona, był zdeklarowanym faszystą. Poznali się najprawdopodobniej w Gliwicach (tu stacjonował garnizon Renzettiego), a zaraz po ślubie zamieszkali w Berlinie.

W międzywojniu i na początku wojny w jej berlińskim salonie gościli najwyżsi funkcjonariusze państwowi III Rzeszy. Pod urokiem Susanny był Hitler, który z atencją całował ją w rękę, słał liściki i kwiaty. Goebbels tak opisał ją w swoim dzienniku: „(…) okropnie niearyjska (była wysoką brunetką z dość wydatnym nosem), ale mądra, pełna energii, prawdziwa faszystka.” A Goering zaprosił państwa Renzettich na swój ślub. Susanna była więc prawdziwą celebrytką. Kariera jej i męża skończyła się w 1943 roku, po zamachu na Mussoliniego. Oboje przeżyli wojnę, wrócili do Europy i zamieszkali w majątku Renzettich niedaleko Pizzy. Susanna do śmierci (1973 r.) była zagorzałą nazistką, spotykała się towarzyszami, organizowała nawet specjalne zloty.

Krupnicza 4 (Judenstrasse)

Israel Landsberger miał w tym domu najpierw piekarnię i gorzelnię, a po 1821 roku starał się u władz miejskich o koncesję na budowę browaru. Niestety, nie zachowały się żadne dokumenty dotyczące tej inwestycji, wiadomo jednak, że dziewięć lat później, w 1830 r., browar Landsbergera przejął zięć – Moritz Schott. Po śmierci Schotta zarządzała nim jego żona, Rosalie. Browar przy Judenstrasse często zmieniał właścicieli i było ich co najmniej pięciu. Dwóch ostatnich to Fritz Kochmann, zięć Schotta (przejął browar w 1868 roku i prowadził aż do 1898) oraz Josef Tichauer, który kierował nim do 1932.

Róg Górnych Wałów i Zygmunta Starego

Kamienica już nie istnieje, ale była jedną z okazalszych w mieście. Należała do Richarda Perlsa, młodego obiecującego poety. Zdążył wydać drukiem w znanej niemieckiej oficynie zaledwie jeden wiersz. Zmarł w wieku 25 lat, wyniszczony zażywaniem morfiny.

Górnych Wałów 25

Dziś w tym miejscu stoi budynek NOT, ale przed wojną znajdowała się kamienica należąca do Fritza Fridlandera – Fouldy. Poślubił Milly Antonie Fould, córkę amsterdamskiego bankiera i mieli tylko jedną córkę - Marie Anne. Młody Fritz rozpoczął pracę w firmie ojca - handlowali węglem, a po jego śmierci, w wieku niespełna 22 lat, stanął na czele przedsiębiorstwa. Powziął ambitne plany: chciał na Śląsku rozwijać koksownictwo. I udało mu się. Już w 1883 roku otworzył koksownię przy zabrzańskim szybie Poręba. Początkowo nie szło najlepiej, produkowany przez Freidlandera koks i amoniak były słabej jakości, ale Frtiz i jego zespół pracowali bardzo ciężko. I w końcu udało się . Friedlander miał też kilka kopalń, które stale przebudowywał i unowocześniał. Zarobione pieniądze inwestował w budowę nowoczesnych szybów, płuczek, brykietowni i pieców koksowniczych. Najbardziej interesował się produkcją azotu, krótko przed śmiercią wziął nawet udział w tworzeniu zakładów azotowych w Chorzowie .

Niezwykle barwną postacią była jego jedyna córka. Przejęła majątek po ojcu i świetnie nim zarządzała. Miała trzech mężów, ponoć zaręczyła się z kuzynem cara Mikołaja. Pierwsze małżeństwo, z brytyjskim lordem, rozpadło się zaledwie po trzech miesiącach. Stracił dla niej głowę sam Maria Reiner Rilke, dedykując jej jeden z wierszy. Marie Anne uwielbiała sztukę, była znana z bali moli książkowych, na które schodzili się najznakomitsi goście.

Górnych Wałów 13

Dom mistrza murarskiego Salomona Lubowskiego, który wybudował najważniejsze miejskie obiekty, m. in. starą pocztę przy placu Inwalidów, pocztę główną, willę Caro, synagogę. Uważnemu obserwatorowi na pewno nie umkną detale architektoniczne, zachowane do dziś w dobrym stanie: medaliony symbolizujące budownictwo, murarstwo i malarstwo, litery „S” i „L”, znajdujące się na kracie drzwi wejściowych. Wewnątrz zobaczymy oryginalną posadzkę czy klatkę schodową z balustradą zdobioną wspaniałą mosiężną szyszką. Nie zachowały się żadne dokumenty dotyczące budowy kamienic spod numerów 13 i 15. Wiadomo tylko, że powstały około 1870 roku. Nie zachowały się dlatego, że w latach 70. XX wieku widowisko spalono je na dziedzińcu urzędu miejskiego. Uczynili to gorliwi urzędnicy z obawy przez gniewem partyjnych bonzów. Wszak były to niemieckie papiery.

Górnych Wałów 15

Pałac miejski Simona Troplowitza, wuja Oscara (tego od kremu Nivea), zbudowany przez sąsiada, czyli Lubowskiego do spółki z Luoisem Troplowitzem. Zięciem Simona był znany gliwicki prawnik Eugen Lustig. Po śmierci teścia zamieszkał przy Górnych Wałów 15. Lustig urodził się w 1856 w Gliwicach. Jego ojciec, Daniel Lustig, był handlowcem i założycielem firmy spedytorskiej. Po ukończeniu gimnazjum młody Eugen studiował prawo w Lipsku. By zarobić na utrzymanie, czytał osobie niewidomej. Na początku lat 80. XIX wieku Lustig praktykował jako prawnik i notariusz w rodzinnym mieście, ciesząc się wśród obywateli bardzo dobrą opinią. Przepracował w zawodzie 36 lat.

Był niezwykle aktywnym człowiekiem: w latach 1885 – 1919 sprawował funkcję radnego miejskiego, w latach 1912-1913 był przewodniczącym rady. Zakładał Kaltbadschule (obecnie I LO przy ul. Zimnej Wody) i aż do śmierci był członkiem kuratorium do spraw szkół wyższych. W 1917 roku przyznano mu tytuł honorowego obywatela Gliwic. Jako aktywny sportowiec przez 34 lata zasilał grupę sportową Frisch-Fromm-Frohlich-Frei. Wielką miłością Eugena były góry: to z jego inspiracji powstało w Alpach gliwickie schronisko, a miejsce wyszukał wspólnie z alpinistą Blodigiem.

Radca sądowy Lustig zmarł 20 maja 1929 roku. Jego synowie przeżyli wojnę w Ameryce Południowej, córka - chroniąc się we wschodnich Niemczech. Do dziś żyją jego potomkowie: w USA wnuk Ernst, sześcioro prawnuków i dziesięcioro praprawnuków.

Zatrzymajmy się chwilę przy ważnym dla Eugena dokumencie: dyplomie honorowego obywatela. Jest rodzinną pamiątką, a przechowuje go wśród innych dokumentów po dziadku Ernst Lustig. Wypożyczył go nawet na wystawę organizowaną w 2006 roku przez gliwickie muzeum. Dyplom jest interesujący przede wszystkim dlatego, że umieszczono na nim budynki drogie sercu Eugena. I tak: w lewym górnym rogu widać gliwicki ratusz, na górze, po prawej - szkołę średnią, do której uczęszczały jego wnuczki Eva i Renate. Na środku, po lewej ,widnieje obraz Kaltbadschule (obecnie I LO przy ul. Zimnej Wody). Na dole, po prawej stronie, pałac miejski Simon’a Troplowitza (Górnych Wałów 15). W lewym dolnym rogu znajduje się podpis projektanta dokumentu, Dokupil’a, nauczyciela rysunku w gimnazjum humanistycznym, do którego uczęszczał Eugen, jego syn Wilhelm i wnuk Ernst.

Simon Troplowitz mieszkał w swoim miejskim pałacu prawdopodobnie od 1909 roku. Na tyłach budynku znajdował się okazały ogród, bo starszy pan, jak wszyscy go nazywali, uwielbiał rośliny i ogrodnictwo. Nie było w tym zresztą nic dziwnego: Troplowitzowie mieli na Węgrzech winnice. Ogród Simona był słynny nie tylko w mieście, przyjeżdżali do niego specjaliści z całych Niemiec. Japońskie jodły, cisy, tuje, sosny wejmutki, niebieskie jodły, srebrne świerki. O tak, Simon był miłośnikiem iglaków. Ale w przepięknym i zadbanym ogrodzie nie brakowało także rzadkich ciepłolubnych gatunków: oleandrów, ginko biloba, fuksji. Był kącik włoski i szpaler brzoskwiń, gruszki Williams – Christ hodowano w donicach, a każda ważyła po pół kilograma. Było drzewo figowe i cytryna przywieziona znad jeziora Garda. No i oczywiście winorośl najprzedniejszego gatunku. Simon z każdej podróży przywoził egzotyczny okaz i sadził w swoim ogrodzie. Zimą ciepłolubne rośliny lądowały w kościele pw. Piotra i Pawła, oczywiście za przyzwoleniem proboszcza.

Dziś, zamiast wspaniałego ogrodu Simona, mamy betonowy parking. A z drzew, które zasadził, uchował się na pobliskim skwerze jedynie buk czerwonolistny.

Rynek 22

W kamienicy należącej do bankiera Isaaca Samuela Nothmanna mieszkał i pracował dr Salomon Stroheim. Należący niewątpliwie do elity miasta był przykładem na to, jak szybko po edykcie z 1812 roku doszło do awansu społecznego i emancypacji Żydów. Znacznie skromniejsze życie wiódł z pewnością protoplasta rodu – gliwicki garbarz skór Dawid Stroheim. Ale już jego wnuk – Erich von Stroheim (urodzony w Wiedniu) zrobił za oceanem światową karierę jako aktor, producent filmowy i scenarzysta. Po krótkiej służbie wojskowej w Austrii, w 1908 roku, emigrował do Ameryki. W latach 1914-1916 współpracował z D. W. Griffithem, jako asystent i aktor, w filmach „Narodziny narodu” i „Nietolerancja”. Jego ambiwalentny stosunek do Hollywood bardzo szybko odbił się na twórczości: nie rozumieli go krytycy i producenci, za to lubili widzowie. Strocheim wyreżyserował dziewięć filmów, do klasyki weszły takie dzieła, jak: „Nie pożądaj żony bliźniego twego” (1919), „Diabelski paszport” (1920), „Marsz weselny” (1928) czy „Chciwość” (1925). Odsunięty przez producentów od reżyserii zarabiał na życie jako aktor. Zobaczymy go m. in. w „Bulwarze zachodzącego słońca” czy „Towarzyszach broni”.

Róg Zwycięstwa i Matejki

Słynny w międzywojniu dom towarowy należący do Fedora Karpego, który zaczynał od niewielkiego kantorku. Firma rozrosła się na tyle, że potrzebował większego locum. Nową siedzibę zaprojektował nie kto inny, jak Richard Kobhan. Karpego szybko uznawano za potentata bieliźniarsko – pościelowego na Śląsku. W najlepszym okresie zatrudniał ponad 100 osób. W latach 30. jego przedsiębiorstwo zaryzowano. W 1942 roku Karpe poskarżył się policji, że wybito mu szyby. Funkcjonariusze najpierw nieźle się uśmiali, potem kazali mu się rozebrać do naga, po czym wygonili na rynek i rozkazali biegać z wywieszoną na szyi tabliczką: „nie będę skarżył policji”.

Przewodnik, który państwu zaprezentowaliśmy, jest tylko małym fragmentem przebogatej historii gliwickich Żydów. Już niedługo, bo w 2016 roku, będziemy mieli okazję na pogłębienie tej wiedzy, korzystając z wystaw, projektów i spotkań w Muzeum Żydów Górnośląskich, filii gliwickiego muzeum w dawnym domu przedpogrzebowym przy ul. Poniatowskiego. Już dziś zapraszamy.


Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj