Przygotowano w tej sprawie petycję, a jej inicjatorzy postulują, by wojewoda śląski, Jarosław Wieczorek, ponownie rozważył kwestię wyrugowania z historycznej przestrzeni miasta tej postaci. Gruszczyński, pierwszy powojenny wiceprezydent Gliwic, został zastrzelony przez Rosjan w chwili, gdy stanął w obronie gwałconej kobiety. 
Społecznicy, m.in. z Ośrodka Studiów o Mieście Gliwice, wskazują, że choć wiele osób w jasny sposób jest powiązanych z poprzednim ustrojem, losy prezydenta Gruszczyńskiego to mocny dowód, że rzeczywistość (i historia) nigdy nie są czarno-białe. 

- Jestem jak najdalsza od zaciemnienia zbrodni komunistycznych, nieprawości i okrucieństwa liderów komunistycznych, ale historia to jest na szczęście mądra nauka, ale tylko w rękach mądrych ludzi. Ci, którzy nie rozumieją subtelności i wielkości tej nauki, która jest przecież nauczycielką życia, nie powinni się nią zajmować, a już na pewno mieć władzy do tego, aby tworzyć własną wersję historii, własną wersję przyszłości za pomocą przeszłości oraz szargać pamięć niejednokrotnie niczemu niewinnych ludzi. I na koniec, taka kropka nad i. Jak zwykle nikt nie zapytał gliwiczanek i gliwiczan, co myślą o propozycji dekomunizacji konkretnych ulic w ich/moim mieście. Do kitu taka demokracja, do kitu taki samorząd wojewódzki i miejski, nieszanujący obywateli -  mówi Małgorzata Tkacz-Janik, współpomysłodawczyni akcji społecznej i petycji do wojewody.   

Gruszczyński spreparowany propagandowo


Istnieją co najmniej trzy oficjalne wersje śmierci Gruszczyńskiego. Wszystkie spreparowane na użytek propagandy. Pierwsza pojawiła się już w dniu tragicznego zdarzenia, 10 maja 1945 roku, kolejne produkowali usłużni reżimowi historycy, posuwając się do tak fantastycznych wersji, że gdy dziś czyta się te zapiski, brzmią, jakby wyszły spod pióra szaleńców.

Od lat 90. okolicznościami śmierci urzędnika zajmują się historycy zawodowo związanymi z katowickim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej.

Wiele wątpliwości wyjaśnia dr Bogusław Tracz w znakomitej książce „Rok ostatni – rok pierwszy. Gliwice 1945”, będącej fascynującym portretem miasta tuż po zakończeniu wojny. Od stycznia do marca 1945 roku w Gleiwitz-Gliwicach rządzili Rosjanie. A ściślej - wojskowi. Tracz podkreśla, że niewiele wiadomo na temat przejęcia władzy przez polską administrację, wskazując, że do dziś nie udało się tych niejasności rozwikłać.

Fakty są takie: 16 marca 1945 roku instaluje się w mieście siedmiu urzędników, dwa dni później, 18 marca, wiadomo już, który spośród nich obejmie fotel prezydenta i kogo wskazano na jego zastępców. Nominację na pierwsze stanowisko otrzymuje z rąk wojewody śląskiego, generała Aleksandra Zawadzkiego, Wincenty Spaltenstein, któremu natychmiast spolszczono nazwisko na swojsko brzmiące Szpaltowski. Prawnik po lwowskim Uniwersytecie Jana Kazimierza, przed wojną aktywnie związany ze środowiskiem chrześcijańskiej demokracji. W międzywojniu sympatyzował z Narodową Partią Robotniczą, a po plebiscycie i przejęciu części Śląska przez polską administrację piastował urząd burmistrza Królewskiej Huty (1925 – 1934).

Od 1935 roku nie angażował się w politykę i prowadził biuro radcy prawnego. Po inwazji hitlerowców nie podpisał volkslisty, odmówił też jakiejkolwiek współpracy z okupantem. Kwestią czasu było więc aresztowanie go przez gestapo. Szpaltowskiego osadzono w obozie koncentracyjnym, m.in. w Dachau. W 1941 roku, dzięki skutecznym działaniom niemieckich przyjaciół, wypuszczono go. Był skrajnie wyczerpany, ale na wolności szybko doszedł do siebie i zaangażował się w pracę na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego.

Dlaczego człowiek z taką przeszłością interesował komunistów montujących polską władzę w Gliwicach? Historycy nie widzą tu sprzeczności i wskazują, że taka nominacja była elementem politycznej strategii. Pokazaniem, że władza ludowa akceptuje „innego”, ba, wprowadza go na nowe salony w ramach tzw. szerokiego frontu narodowego. 

Częścią tej strategii było zapewne obsadzenie w roli przybocznych Szpaltowskiego Tadeusza Gruszczyńskiego i Feliksa Kurcza. Czas pokazał, że ów szeroki front stanowił tylko fasadę dla prawdziwych intencji komunistów. Którzy bardzo szybko rozprawili się z niepewnym i politycznie podejrzanym elementem.

O Gruszczyńskim wiadomo niewiele. Oficjalny biogram znajdziemy w książce Tracza. Urodzony w 1901 roku w Dąbrowie Górniczej, czyli pod carskim zaborem – stąd doskonała znajomość rosyjskiego. Niemieckim Gruszczyński też władał nieźle, to z kolei z racji pracy w Gliwicach. Przed wojną sympatyzował z KPP, ale do partii nie należał. Dopiero w 1942 roku zapisał się do PPR. Walczył w szeregach Armii i Gwardii Ludowej, od 1944 roku ukrywał się przed Niemcami. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, do chwili nominacji na wiceprezydenta Gliwic, był sekretarzem generała Zawadzkiego.
Jego „powiązanie” z utrwalaczami władzy ludowej jest dziś wątpliwe i niejednoznaczne, a życiorys Gruszczyńskiego obfituje w wiele białych plam. 

Tragiczna śmierć stała się pożywką dla specjalistów od propagandy. Gruszczyński nie wahał się ani chwili, występując w obronie gwałconej i rabowanej kobiety, za co został zastrzelony przez sowieckiego szabrownika. 

To w zasadzie bohaterski czyn, który splugawiła już władza komunistyczna - ta z okresu stalinowskiego. Rodzinę Gruszczyńskiego pouczono, by nigdy z nikim nie rozmawiała o tych wydarzeniach. Dopiero w ostatniej dekadzie zaczęto wnikliwie badać okoliczności śmierci Gruszczyńskiego, który był najkrócej urzędującym powojennym wysokim urzędnikiem.  Ale znowu historia obchodzi się z nim bez pardonu.

Świadomi obywatele piszą do wojewody       

W liście do wojewody śląskiego czytamy, że to znamienne, iż pierwszy polski wiceprezydent miasta oddaje życie, chroniąc kobietę przed krzywdą ze strony „wyzwoliciela”.  

- Jako świadomi, żywo zainteresowani historią obywatele, zdajemy sobie sprawę z warunków, jakie panowały na Górnym Śląsku oraz – co szczególnie istotne – w naszym mieście w roku 1945. Do niedawna niemieckie Gliwice, od wiosny owego roku zasiedlane były powoli przez Polaków, przede wszystkim osoby wypędzane z Kresów Wschodnich. Tuż po zakończeniu drugiej wojny sytuacja nielicznych jeszcze polskich mieszkańców pozostawała bardzo trudna. Żyli oni w ciągłym zagrożeniu ze strony penetrujących okolicę, uzbrojonych, często pijanych żołnierzy radzieckich. Dla tych ludzi pierwszy oficjalny reprezentant polskiego państwa nie był komunistą – był nadzieją na lepszą przyszłość! Tę nadzieję odebrała im kula z sowieckiej broni. Jednak wiceprezydent Gruszczyński nie zginął na marne. Stał się symbolem oporu wobec bezprawia, jakie niestety powszechnie dotykało Górny Śląsk w pierwszych dniach powojennego pokoju - tak autorzy petycji piszą do wojewody Wieczorka.  

Dla wielu mieszkańców wiceprezydent Gruszczyński wciąż jest ważny, ponieważ nadal żywe pozostaje wspomnienie o nim.  

- Chcemy pamiętać i chcemy, by inni o nim pamiętali. Uważamy, że odebranie mu honoru patronowania ulicy, przy której zginął, będzie wielką niesprawiedliwością. Także krzywdą dla rodziny Tadeusza Gruszczyńskiego, nadal mieszkającej w Gliwicach, która niespełna dwa lata temu wraz z wieloma gliwiczanami świętowała umieszczenie w podcieniach budynku Arcus tablicy upamiętniającej heroiczny czyn prezydenta - dodają inicjatorzy listu.

Wprawdzie termin na podjęcie decyzji przez wojewodę co do listy zmienionych nazwisk patronów ulic minął z początkiem grudnia, ale wciąż jeszcze nie ma wyników konsultacji z IPN.  Jest więc szansa, że petycja społeczników będzie miała na nie wpływ.  

Małgorzata Lichecka

Petycję, w wersji elektronicznej, można podpisać tu:
https://www.petycjeonline.com/sprzeciw_wobec_zmiany_nazwy_ulicy_im_prezydenta_tadeusza_gruszczyskiego_w_gliwicach#form

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj