Byfyje, centryfuga, maselnice, waszbret, wózek dziecięcy sprzed wojny, brytfany, buncloki, słomianki na chleb, blachowki na mleko i kompot, maszyna do szycia Singera, bardzo stare pianino z drewnianą płytą. Te i wiele innych przedmiotów posiada 48-letnia Teresa Szymońska, Ślązaczka Roku 2016, która od trzech lat prowadzi w Sośnicowicach izbę tradycji. Zgromadziła w niej eksponaty obrazujące życie mieszkańców wsi śląskiej.  
„Muszam wam pedzieć, że nikaj na świecie takigo miasteczka, jak nasze, nie znajdziecie. No, a jo jest szołtyska z tego szykownego miasteczka, keremu do prowdy fest przaja i dziersza jest pośrodku w swoim sercu, bo łone mnie takie bliskie, jak moi łojcowie, kerzy już pomineli”.

Tymi słowami pani Teresa rozpoczęła swój pięciominutowy sentymentalny monolog podczas finału 26. konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”, organizowanego przez Marię Pańczyk. Opowiadaniem o „miasteczku” - jak mówi o Sośnicowicach, w których jest przewodniczącą rady mieszkańców, czyli szołtysem – Szymońska tak ujęła jurorów, że postanowili nagrodzić ją tytułem Ślązaczki Roku.

W konkursie brała udział po raz trzynasty. - Niech mi ktoś powie, że trzynoście to jest pechowy – żartuje. - Na gali w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu siedziałam w trzynastym rzędzie, a wyniki półfinałów ogłosili 13 listopada.

Swoją śląskość wyniosła z domu, w którym była ona przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jej rodzina pochodzi z Sośnicowic i od wieków posługuje się gwarą. Pani Teresa pilnie strzeże familijnych tradycji - ma spisaną rodzinną historię, pieczołowicie przechowuje albumy ze zdjęciami nawet sprzed stu lat. Pielęgnuje zanikające obyczaje. 

- Na tym naszym czornym Ślonsku, tak jak wszendy, kwitną kwiotki, ale nikej nie znajdziecie takiej piknej, jak tu, godki - mówi.

Historia i popularyzowanie gwary śląskiej to największe pasje sośnicowiczanki i dlatego też, kilka lat temu, wpadła na pomysł utworzenia izby tradycji. 
- Można powiedzieć, że ją wychodziłam. Problemem była tylko lokalizacja, bo klamorów miałam bez liku.  

Pani Teresa kontynuuje po śląsku: - Te downe czosy przylgły mi do serca. Było mi fest żol, jak ludzie bulyli stare stodoły, szopy i wyciepowali wszystko, co zostało z downych lot. Kery robili fojerki, to moje serce pynkało. U moji omy tyż były stare rzeczy, kere niszczały. A przeca to je nasza historyjo, to som skarby naszyj ślonskości, kere trza flegować. I po głowie łaziyła mi myśl, co by znejść jakie miejsce, co by szło te pamiontki uchronić od zapomniynio. Bo jo wspomniyń niy poradza wyciepać! Zaczełach wszystko zbirać i działać, coby taki kontek powstoł.  
    
Ze swoim pomysłem poszła do urzędu gminy. Urzędnicy obiecali, że gdy wybudują nowe przedszkole w Sośnicowicach, stary budynek przekażą na izbę tradycji. Jak obiecali, tak zrobili. Nawet wyremontowali pomieszczenia. W 2014 roku pani Teresa dostała klucze i zaczęła organizować miejsce, które dzisiaj kipi historią.
  
- Wiele osób mi pomogło i pomaga do dzisiaj – mówi. - Mój brat Stefan, prawdziwa złota rączka, Ingrid Glagla, Janusz Jarzina. Zawsze mogę liczyć na urząd, który idzie mi na rękę. Jak trzeba coś przewieźć, nie ma kłopotu. Jak przyjeżdżają tutaj jakieś wycieczki, to zawsze znajdą się pieniądze na poczęstunek.   
   
Każdy przedmiot w sośnicowickiej izbie ma swoją historię. Stara szlafsztuba (sypialnia) z pięknym łóżkiem z kulami, znaleziona w starym opuszczonym domu albo kuchenny byfyj, który przyjechał do Sośnicowic spod Mikołowa. Wiele nie brakowało, a skończyłby żywot na śmietniku. - Żeby go uratować, dwa lata trzymałam go w swoim domu – opowiada sośnicowiczanka.  
    
Pani Teresa w różny sposób zdobywa eksponaty. Na początku chodziła do sąsiadów i pytała o stare przedmioty. Wiele z nich wytaszczyła ze strychów, piwnic, szop i stodół. W końcu ludzie sami zaczęli przynosić jej pamiątki po swoich przodkach. 
- W naszym miasteczku od lat był szewc, ale niedawno umarł i jego bliscy – po moich namowach - przekazali do izby wyposażenie warsztatu. 
  
W izbie jest już coraz mniej miejsca i pani Teresa myśli o powiększeniu ekspozycji. Marzy jej się na przykład magiel, ale nie ma go gdzie wstawić. 
- Pan burmistrz jest bardzo życzliwy naszej izbie i powiedział, że jak tylko znajdzie się sposobność, to ją powiększymy - kończy z optymizmem.

(san)

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj