Pośrednictwo gliwickiego oddziału Europejskiej Grupy Finansowej Council pozostawiło klientkę w finansowej ruinie. Biuro wzięła pod lupę policja. To bowiem nie jedyna sprawa, którą mundurowi łączą z tą firmą. 
Elżbiety N. los nie oszczędza. Kłopoty ze zdrowiem, problemy rodzinne, krucho z pieniędzmi. – Mimo zgryzot i 65 lat na karku dawałam radę. Aż do chwili, kiedy spotkałam doradców z EGFC. 

Do biura doradztwa kredytowego przy ul. Jana Pawła II – to filia spółki EGFC z siedzibą we Wrocławiu – trafiła poprzez ulotki. Roznoszeniem druków reklamowych dorabia do półtora tysiąca emerytury. EGFC płaciło – nie powie – najlepiej na rynku. 50 zł za tysiąc ulotek to stawka nie do pobicia. – Teraz już wiem, skąd mają na to pieniądze. Z kieszeni takich naiwnych jak ja – mówi rozżalona klientka. 

Kredyty potrzebne na kredyt 
Elżbieta N. potrzebowała 8 tys. zł pożyczki. Utrzymuje siebie i dokłada do dorosłego syna, który został przy mamie. Pieniędzy wystarcza na przeżycie. Remont łazienki to już ekstrawydatek. A musiała coś z tym zrobić – z powodu wadliwej instalacji już dwa razy zalała sąsiadkę. 

- Kiedyś w pracy zgadało się na ten temat, przy innej okazji o tym, że mam dwie drobne pożyczki. Doradcy złapali wiatr w żagle. Roztaczali wizje, że za jednym zamachem załatwię problem łazienki i skorzystam na konsolidacji starego długu. 

Umowę pośrednictwa podpisano 26 stycznia. Oferta gotowa była w mig. Do emerytki ze stałym dochodem bliskim minimum krajowego ustawiła się kolejka banków. Ze słów klientki wynika, że jedna oferta została na stole, kolejna nie doszła do skutku, trzy zostały sfinalizowane. 

- Pierwszą umowę podpisałam w siedzibie biura przy ul. Jana Pawła II, dwie następne, w odstępie paru godzin, u agentów bankowych w Pyskowicach i Katowicach. Po biurach wozili mnie usłużni doradcy – opowiada klientka. Na taką kolejność wskazują też daty na umowach kredytowych, z których dwie mają identyczną.   

Elżbieta N. nie potrafi docenić operatywności pośrednika. Zarzuca pracownikom EGFC manipulację i oszustwo. Niewdzięczność klientki można zrozumieć. Potrzebowała, przypomnijmy, 10 tys. zł. Kierując się ofertą pośrednika, w pewnym momencie nabrała (to się zmieniło, o czym za chwilę) pożyczek na 114 tys. zł, o sumie miesięcznych rat przekraczających wysokość jej emerytury. Firma skasowała za usługę ponad 30 tys. 

- Namieszali mi w głowie. Tłumaczyli, że nie mam zdolności kredytowej, ale sumienna spłata pożyczek zbuduje moją wiarygodność. Po pół roku wszystkie miały być anulowane. Miałam niczym nie ryzykować – pieniądze z jednego kredytu spłacać powinny następny i tak dalej, a jeszcze zostałaby potrzebna mi kwota. Nic z tego nie rozumiałam, ale przekonano mnie, że nie ma w tym żadnego szwindlu, żadnego oszustwa – opowiada przez łzy pani Elżbieta.

Pożywili się wszyscy
Pani Elżbieta otrzeźwiała na tyle szybko, że z dwóch kredytów udało się jej wyplątać. Z trzecim – najwyższym, otrzymanym z Getinbanku – byłoby tak samo, ale wycofała rezygnację. Twierdzi, że pod naciskiem pracowników EGFC. Mieli w tym celu użyć weksli, które Elżbieta N. podpisała (jak utrzymuje, przez nieuwagę – w potoku innych dokumentów). 

Getinbank uruchomił kredyt. 
– 30 tys. zł przekazałam do rąk pracownika biura. Rozumiałam, że z tych pieniędzy będą przez jakiś czas spłacać kredyt, a potem go zamkniemy. Okazało się, że pokryłam prowizję za pośrednictwo – relacjonuje pani Elżbieta.

Tak wysoka marża nie wynika wprost z umowy. Odpowiedni punkt mówi, że podstawą wynagrodzenia zasadniczego będzie zaakceptowana przez klienta „decyzja ostateczna”, zaś prowizja za dodatkową usługę „optymalizacji finansowej” wymaga pisemnego aneksu. Pani Elżbieta zarzeka się, że nie widziała takich ustaleń na oczy. 

EGFC ustami swojego rzecznika utrzymuje, że klientka była o wszystkim należycie informowana. Sprawa wygląda jednak tajemniczo. Gdy chcemy zobaczyć „rachunki”, rzecznik radzi ich szukać u klientki. 

Pani Elżbieta dała zarobić nie tylko pośrednikowi. Choć został jej dług na 80 tys. zł (z odsetkami), dalej nie ma pieniędzy na wymarzoną łazienkę. Z 55 tys. zł pożyczki blisko 20 tys. zatrzymał dla siebie bank. Na koszty złożyły się: marża, ubezpieczenie, prowizja następnego w tym łańcuszku pośrednika (chodzi o Open Finance, agencję z grupy Getinbanku). Klientce, po odciągnięciu marży EGFC, zostało w ręce jakieś 1,3 tys. zł. Ale i tych pieniędzy już nie ma. Poszły na pierwszą ratę kredytu... 

- Dochowano wszelkich rekomendacji Komisji Nadzoru Finansowego w zakresie oceny zdolności kredytowej oraz wewnętrznych procedur banku. Klientka została poinformowana o wszystkich kosztach kredytu i sposobie ich sfinansowania przed podpisaniem umowy – poinformował nas bank w swoim stanowisku.

Pośrednik ubolewa nad sytuacją
Rzecznik EGFC w wyjaśnieniach skierowanych do redakcji, ubolewa nad sytuacją, wyraża przekonanie, że w drodze mediacji uda się uzyskać „satysfakcjonujące obie strony rozwiązanie”, informuje o wszczętych procedurach wyjaśniających. Ale w podtekście tkwi warunek udowodnienia odpowiedzialności pracowników EGFC. A oni idą w zaparte. Twierdzą, że są niewinni, że nie stosowano nacisków, a klientka podejmowała decyzje dobrowolnie i ze znajomością konsekwencji. Kolejne kredyty to skutek wyłącznie decyzji pani Elżbiety.

Znamy te tłumaczenia z drugiej ręki, od klientki, bo EGFC zastrzegł kontakt tylko przez rzecznika. Informacje pochodzą z konfrontacji stron na policji. Postępowanie wszczęto z zawiadomienia pani Elżbiety, która czuje się oszukana. 

Emerytka od miesiąca mało co je, źle sypia. Dręczy ją myśl, co narobiła w swojej naiwności. Obezwładnia ją perspektywa ciążącego kredytu, ponad 700 złotych miesiąc w miesiąc, przez 9 lat. Dusi strach przed utratą dachu nad głową. Sytuacja odbija się na jej zdrowiu. Nasiliły się zaniki pamięci, powróciły bóle głowy i skoki ciśnienia – sygnały dobrze jej już znane, bo pojawiają się nie po raz pierwszy. Kilka lat temu zrodziły u lekarzy podejrzenie udaru mózgu. 

Jedyna nadzieja w tym, że ze swoim dramatem nie została sama. Znalazła się kancelaria adwokacka z Gliwic – Domański, Podraza, Dopierała – która zaoferowała pani Elżbiecie pomoc w dochodzeniu sprawiedliwości i walce o odzyskanie pieniędzy.  

EGFC gotów jest złożyć sprawę pani Elżbiety na karb ewentualnego wypadku przy pracy. Przeczą temu kolejne zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Na policję w naszym mieście zgłosiło się jeszcze pięć osób z oskarżeniami wobec biura. 

Adam Pikul

Od autora:
Dopóki nie wypowie się wymiar sprawiedliwości, niczego nie należy przesądzać na sto procent. Można więc przyjąć linię obrony EGFC. Nikt klientki do niczego nie zmuszał. Sama sobie winna – podpisywała, jak leci. Ale co najmniej równie prawdopodobne jest to, że dała się złapać na czar sprzedawców. 

Pani Elżbieta to bowiem idealna kandydatka na ofiarę. Od pierwszych słów sprawia wrażenie osoby dziecięco, skrajnie wręcz, naiwnej. Nacięła się nie raz. Na przykład dała sobie wcisnąć superodkurzacz „za damo”, który okazał się superdrogi. Nie bez wpływu na zachowanie jest stan jej zdrowia. Emerytkę zawodzi pamięć, ma problemy z rozumieniem sytuacji, leczy się neurologicznie. 

No i pozostaje jeszcze wymowa faktów. A trudno jakoś uwierzyć, że osoba w pełni zmysłów i całkowicie świadoma skutków swoich decyzji zapożycza się po uszy tylko po to, bo innym oddać pieniądze, a sobie zostawić dług. Mówiąc inaczej – dobrowolnie popełnia finansowe samobójstwo. 

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj