Ogromny teren w środku miasta od ponad 15 lat pozostaje niezagospodarowany. Jakie miasto czyni wysiłki, by zmienić tę sytuację?
Dziedzictwo dwóch gliwickich rodów przemysłowych z XIX i XX wieku,  Huldschinskich i Ballestremów, dziś plac zalany betonem, z chaszczami dziko rosnącej zieleni jest wielkim nielegalnym śmietniskiem. Można powiedzieć, że teren ma pecha do zarządców i właścicieli: po likwidacji huty Gliwice w 2000 roku nieruchomość, należącą do Skarbu Państwa, kupiła spółka Focus Mall.

Po kilku latach okazało się, że z planów wybudowania centrum handlowo-rozrywkowego nic nie wyjdzie. Spółka popadła w kłopoty i ogłosiła upadłość, pozostawiając w spadku zabetonowany teren (koszt tej operacji to 100 mln zł). W 2013 roku działkę przejęła kolejna spółka ProLogis, ale i ona nie wywiązała się ze zobowiązań inwestycyjnych. 

Teren po hucie trafił pod zarząd syndyka i ten od kilku lat usilnie stara się nim zainteresować potencjalnych inwestorów. Ale z tym krucho, więc kolejne przetargi pozostają nierozstrzygnięte. Trwają wprawdzie procedury związane z opracowaniem nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu, ale sytuacja raczej się nie zmieni.            

- Z uwagi na wyjątkowy charakter i znaczenie terenów, dla których sporządzany jest projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, zwłaszcza ich położenie w centralnej części miasta, zdecydowano o szczególnej procedurze. Już na etapie wyłaniania wykonawcy zastosowano odmienny sposób wyboru najlepszej oferty. Po uzyskaniu propozycji cenowej od kilku potencjalnych wykonawców, zaproszono ich do opracowania wstępnych koncepcji, a następnie z tymi, którzy przedłożyli swoje propozycje, zorganizowano negocjacje mające na celu wyłonienie najlepszych i najciekawszych propozycji, które stanowić miały podstawę do opracowania oferty dla ewentualnych inwestorów – deweloperów, przedsiębiorców i innych podmiotów zainteresowanych przedmiotowym terenem - wyjaśnia Marek Jarzębowski, rzecznik prezydenta Gliwic. 

Wprawdzie rzecznik podkreśla, że plan pozwoliłby na realizację założeń polityki przestrzennej miasta, zapewnił odpowiedni poziom i jakość obiektów architektonicznych i infrastruktury, a jednocześnie spełniał oczekiwania potencjalnych inwestorów, ale miasto nigdy nie było zainteresowane, by teren od syndyka odkupić. Być może wtedy byłaby szansa na przerwanie złej passy tego miejsca.

Każdy, kto choć raz przespacerował się tamtędy, wie, jak wygląda ta przestrzeń:  mur, który niczego nie chroni, tony śmieci - od domowych, po budowlane, krzaki, będące ostoją meneli i pijaczków. Od czasu do czasu plac staje się  lądowiskiem dla helikopterów  lotniczego pogotowia ratunkowego. Zaś w czasie deszczu - wielkim bajorem, w którym pływają rozbite butelki.

- Obecnie, zgodnie z zawartą umową, zakończył się II etap prac planistycznych, obejmujący sporządzenie projektu planu zagospodarowania przestrzennego. Projekt tekstu i rysunku planu jest przygotowywany do opiniowania i uzgadniania zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego z instytucjami przewidzianymi ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym - dodaje Jarzębowski.

Syndyk ogłosił kolejny przetarg: tym razem cena za ponad 7-hektarowy obszar spadła z 23 do 21 mln zł. Nasuwa się jednak bardzo ważne pytanie: jak długo w centrum miasta będzie straszyć plac po hucie? Ani Jarzębowski, ani syndyk nie potrafią na nie odpowiedzieć.      

Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj