Gliwice kreują się na śląską Dolinę Krzemową. Mijając puste pola od strony ul. Rybnickiej albo mając za oknem zrujnowane familoki przy Pszczyńskiej, można nabrać co do tego wątpliwości. Już niedługo przyjezdni przestaną być narażeni na poznawczy zgrzyt. Wystarczy, że zamiast na krajobraz obrócą wzrok na ekrany elektronicznych witaczy. A tam zobaczą Gliwice z reklamowego folderu. I to w trójwymiarze!   
Ile będzie telebimów docelowo – czas dopiero pokaże. Na próbę stanie jeden, przy ul. Rybnickiej (na granicy z Knurowem, w rejonie centrum handlowego Auchan) lub przy Pszczyńskiej (w obrębie Ligoty Zabrskiej, prawdopodobnie przy drodze na giełdę samochodową). Lokalizacją ze wskazaniem jest ta pierwsza.

Telebimy – jeżeli pomysł się przyjmie, pojawi się ich więcej - nie będą zwykłymi urządzeniami o płaskim obrazie. Mają posiadać „wyświetlacz przestrzenny (…) umożliwiający emisję dowolnych zmiennych treści i obrazów trójwymiarowych” - by zacytować urzędników, spod których ręki wyszedł projekt odpowiedniej uchwały.  

Telebimy spełnią rolę witaczy - na ekranie wyświetlane będą treści (tu znów podążamy śladem urzędowego uzasadnienia decyzji) „o charakterze informacyjno – promocyjnym, dostosowanych do kalendarza imprez i ważnych wydarzeń miejskich, dodatkowo pełnić będą funkcję nośnika informacji o mieście. Ekspozytory o industrialnym designie służyć będą między innymi powitaniu wjeżdżających gości i zachęcaniu do odwiedzin miasta”. 

W założeniu dodatkową atrakcją wizualną „inteligentnych wizytówek” będą dwa słupy światła w barwach Gliwic - niebieskiej i czerwonej - oraz przestrzenny hologram godła naszego miasta.

Tyle na temat witaczy da się wyciągnąć z publicznie dostępnych dokumentów i skąpych informacji z urzędu. Coś, co może wyglądać jak żart, przekrzywiony obraz ambicji Gliwic na miarę technopolii i lidera rozwoju, gdy rzeczywistość skrzeczy – żartem nie jest. 

Władze na poważnie chcą postawić na rogatkach tuby promujące sukcesy miasta. Urzędnicza maszyna ruszyła. Plany mają akceptację rady – pochodzącą z 17 listopada - i gospodarza zadania. Rolę inwestora zastępczego prezydent przydzielił miejskiej spółce Śląska Sieć Metropolitalna. Firma zna się na rzeczy z racji tego, że na terenie Gliwic posiada już pięć, wykorzystywanych komercyjnie, telebimów.

Ile pieniędzy potrzebuje najmłodsze dziecko speców od "pijaru" z ratusza? Tego nie dowiedzieliśmy się ani w urzędzie, ani w SŚM. Rezerwę w udzielaniu informacji wytłumaczono tym, że „na razie nie ma o czym mówić, ponieważ projekt dopiero zaczyna nabierać kształtu”. 

Pokusiliśmy się więc o własne wyliczenia. Cena przyzwoitej klasy telebimu to ok. 150 tys. zł. Do tego dochodzą koszty budowy, od dokumentacji technicznej począwszy, przez przygotowanie i wzmocnienie terenu, po wykonanie instalacji przyłączeniowych i osadzenie ekranów. Laikowi trudno dokładnie oszacować, o jakie sumy chodzi, ale pewnie na kilkunastu tysiącach się nie skończy. To tylko mowa o wydatkach na jeden witacz, a może być ich więcej.      

Tyle samo, co o pieniądzach, dowiedzieliśmy się o terminie realizacji. Znów więc jesteśmy zdani na domysły. Ustawienie ekranu nie jest skomplikowaną rzeczą. Można założyć, że jeżeli gładko potoczą się sprawy związane z dokumentacją techniczną  i pozwoleniem na budowę, nie będzie przeszkód z wyborem wykonawcy, a inwestycja nie napotka kolizji w terenie – Gliwice może już nawet w pierwszej połowie przyszłego roku będą mogły od progu witać swoimi sukcesami w wymiarze 3D.   

(pik)

     




wstecz

Komentarze (0) Skomentuj