Żeby dostrzec kunszt złotnika, trzeba dokładnie przyjrzeć się 25-milimetrowej główce ozdobnej szpilki. Wówczas rozpoznamy hebanową twarz i turban w kolorze kości.
Intrygującą historię ma także niepozorna kobaltowa pieczęć o obłym kształcie.  Wieńczy ją monogram z charakterystycznie wyrysowanym „R”, należała bowiem do rodu hrabiego von Ruffera, właściciela rudzinieckiego zamku. Z kolei cztery misterne szpile do włosów ze złota i bursztynu zdobiły głowę madame Schiller, żony  Artura Schillera, tajnego radcy i sędziego w gliwickim sądzie, współzałożyciela muzeum.

Dr Dagmara Wójcik, kuratorka wystawy „Klejnoty i uczucia. Biżuteria dawna ze  zbiorów Muzeum w Gliwicach" mogłaby o każdym eksponacie opowiadać bez końca. Wernisaż – 17 lutego o godz. 17.00 w Willi Caro.   

Na zaproszeniu i plakacie wyeksponowano przepiękny pierścień.

Złoty, powlekany emalią, z rubinem pośrodku. Robi u nas za gwiazdę, bo takich pierścieni zachowało się w Polsce niewiele. Dlaczego pokazujemy pierścień nowożytny, skoro wystawa osadzona jest w XIX wieku? Ano, lubowano się wtedy w powrotach do średniowiecza, a wieki średnie to dla tych ludzi…. nowożytność. Jak widać troszkę mylono czasy. Na wystawie zestawiamy go z oczkiem pierścionka żałobnego, wykonanego w bardzo szczególny sposób. Z daleka – nic takiego, ale gdy przyjrzymy się bliżej albo jeśli zrobimy to z pomocą lupy, zobaczmy prawdziwe cacko – dewizę francuską „Wierna aż po grób” oraz wyobrażoną na oczku scenę ułożoną z ludzkich włosów. Ktoś zadał sobie wiele trudu, przygotowując tak misterny obraz, dodajmy – charakterystyczny dla XVIII i XIX wieku, czyli romantyczny i nostalgiczny. Biżuteria sentymentalna pełniła – obok funkcji ozdoby – rolę nośnika ważnych i osobistych treści. Za jej pośrednictwem wyrażano miłość, przyjaźń czy żal po stracie ukochanej osoby. W oprawach z drogocennych kruszców i szlachetnych kamieni często umieszczano plecionki z włosów bliskich, nadając klejnotom charakter prywatnych relikwiarzy. Takim przykładem jest oczko pierścionka z wzorem uplecionym z włosów zatopionych w masie szklanej w otoczeniu pereł i złota.

Dlaczego to takie ważne?

Sekretnik z diamentowym monogramem, medaliony portretowe, diademy – żeliwny i bursztynowy, bransoleta ze szmaragdem, ametystowa brosza, kamee, opowiadają nie tylko o modzie i gustach XIX-wiecznych pań, ale też o samej biżuterii, jej znaczeniach i funkcjach. Dziewiętnasty wiek przyniósł tu wielkie zmiany. Mówiono, że to ciekawe czasy.  I tak było. Rozpoczęły się wielką rewolucją francuską, skończyły pierwszą wojną światową. 130 lat, podczas których obalono rządy, nadszarpnięto autorytet absolutyzmu, wydarzyło się wiele rewolucji i powstań, także w Polsce. Za tym podążała moda – zarówno w ubiorze, akcesoriach, jak i dekoracjach oraz biżuterii – w której, oprócz olśniewających ozdób, mamy te wykonane z prostych materiałów: ludzkich lub końskich włosów, węgla czy drewna.

Bardzo proste, ale wiele mówiące.

Uczucia wyrażano nie tylko z pomocą szlachetnych kamieni, które – odpowiednio ułożone – odczytywano, dekodując pierwsze litery nazw kamieni. Na sekretnikach układały się w „love” czy „regards”. Nie bez znaczenia był rodzaj materiału – robiąc dla ukochanego dewizkę ze swoich włosów, wiązało się z nim i przypominało o sobie. Ofiarowując mu przedmiot z wymalowanym tzw. „okiem kochanka”, w bardzo dyskretny  sposób wchodziło się w jego rzeczywistość. 

Zobaczymy złoto, srebro, diamenty, ale też i emalię, bursztyn, macicę perłową  czy kość.

Po  emalię, bursztyn, macicę perłową sięgano bardzo chętnie, o czym przekonają się państwo, oglądając diademy czy szpile, zaliczane w zasadzie do akcesoriów mody. XIX-wieczna dama była perfekcyjna, wszystko dobierała genialnie i musiała wyjść stosownie ubrana, z odpowiednią do pory dnia i roku torebką, rękawiczkami, parasolką, kapeluszem. Dlatego akcesoria mody stały na równi z biżuterią. Na wystawie zobaczmy również to, co wytwarzały kobiety. Jak wiadomo, XIX-wieczna panienka powinna być wszechstronnie wykształcona, czyli znać języki, umieć śpiewać, malować, recytować, grać na instrumencie, haftować, i to malutkimi koralikami. Panie z lubością oddawały się temu zajęciu, stąd brała się ogromna ilość podarunków dla rodziny bliższej i dalszej: sakiewek, pasków, torebeczek, w późniejszych czasach także krawatów. Dziś te wytwory są prawdziwą zmorą muzealników.

Zmorą?

Bardzo efektowne, ślicznie się błyszczą, ukazują kunszt panien potrafiących zwykły przedmiot zmienić w biżuterię. Ale koraliki, niejednokrotnie wykonane z metalu, rdzewieją i przecierają nici. Zdarza się więc, że przygotowując wystawę, szukamy ich potem na podłodze.  Ale zaryzykujemy i pokażemy kilka takich wyrobów.

Zaintrygowała mnie pani układaniem z klejnotów konkretnych wiadomości. Sekretnych lub całkiem jawnych. Jak osiągano taki efekt?

W przeróżny sposób. Można je było układać ze szlachetnych kamieni – zestawionych obok siebie. Ich pierwsze litery były krótkim słowem wyrażającym najczęściej szacunek i oddanie. Takie wiadomości z klejnotów umieszczano w pierścionkach, medalionach i sekretnikach. Innym sposobem były dewizy, wypisywane na biżuterii, a odnoszące się najczęściej do patriotyzmu i towarzyszące wydarzeniom z XIX wieku, na przykład powstaniom. Komunikowano się również poprzez konkretny kolor. Czarna biżuteria upamiętniała zdarzenie lub osobę, a trend wprowadziła angielska królowa po śmierci swojego męża. To właśnie wtedy pojawiła się biżuteria z gagatu. Natomiast biżuteria z materiałów  nieszlachetnych była charakterystyczna dla polskich patriotek: po wydarzeniach lat 60. XIX wieku nie śmiały wyjść w kolorowych sukniach ani nosić biżuterii ze szlachetnych kruszców, manifestując w ten sposób  żałobę narodową.  

Chyba nie tylko w Polsce noszono odpowiednią biżuterię na znak protestu lub na pamiątkę wydarzeń.  

Każdy kraj miał swoich bohaterów. Weźmy główkę mauretańską na szpilce, wisiorku bądź kolczyku. Bardzo prosto ją zidentyfikować: to ozdoba z  Rijeki, bardzo popularna XIX- wieczna pamiątka. Oczywiście nie każdy mógł sobie na nią pozwolić. W Rijece była przedmiotem apotropaicznym, magiczno-ochronnym: kupowało się je na szczęście, aby chroniły osobę, która je nosi. Ta, konkretna, wiąże się z legendą o tureckim ataku na Rijekę. Kobiety wzięły sprawy w swoje ręce i wymodliły grad kamieni, który spadł na Turków. Następnego dnia, gdy mieszkańcy wyjrzeli za mury, zobaczyli morze białych turbanów przysypanych kamieniami. Odtąd Chorwaci z miasta Rijeka z lubością fundowali sobie pamiątkowe precjoza z głową mauretańską.

To często bardzo małe przedmioty.

Dlatego warto przyjrzeć im się z bliska, mamy wtedy większą szansę dotrzeć do pięknej historii.

Pierścionek, bransoletka, wisiorek, kolia. Biżuteryjnych części było z pewnością znacznie więcej.

Po raz pierwszy wyjmujemy z magazynów biżuterię dawną, aby przypomnieć, co nosiły nasze prababki, czego zazdrościły i czego pożądały. A pożądanie to nie zawsze zaspokajano prędko, zważywszy że komplet biżuterii, zwany garniturem lub z francuskiego „grand parure”, był w XVIII i XIX wieku dość kosztowny i składał się nawet z kilkunastu elementów. Obok obowiązkowych kolczyków, bransolet i kolii lub naszyjnika w jego skład wchodził na przykład krzyżyk, guziki (tak, tak!) czy łańcuch zegarka.
Perfekcyjna dama nie pojawiała się na mieście bez parasolki, której rączka była idealnie dopasowana zarówno do sukni, jak i do biżuterii właśnie. Podsumujmy: naszyjnik, medalion, krzyż, brosza, łańcuch zegarka, dewizka, diadem, grzebyki, pierścień, bransolety, rączka parasolki i guziczki dają łącznie 12 pozycji, niejednokrotnie złożonych. Nic więc dziwnego, że niektóre panie wybierały wersję skromniejszą, która kolczykami zdobiła uszy, guziczkami mankiety, zaś całość wieńczyła broszą. Ze względu na większą dostępność do dziś przetrwało wiele półgarniturów („demi-parure”), złożonych przeważnie z kolczyków i broszy lub, w wersjach okazalszych, zastępujących broszę naszyjnikiem czy kolią. Ciekawostką jest też to, że pewien rodzaj zestawów z określonych materiałów, na przykład dmuchanego złota, widać na zdjęciach wykonanych w atelier dwóch gliwickich fotografów – Blandowskiego i Bermanna. Mało tego, niektóre panie noszą tę samą biżuterię, można więc przypuszczać, że fotograf, oprócz tła, udostępniał także i ją. 

Jak będzie wyglądała wystawa?


Staraliśmy się pogrupować biżuterię tematycznie, choć nie zawsze jest to możliwe. Przewodnikami będą tablice umieszczone nad gablotami – dadzą spojrzenie na  precjoza przez pryzmat obyczajowości i upodobań XIX wieku. Przygotowując scenariusz wystawy, sięgałam do dziewiętnastowiecznych pamiętników i przekazów. Publiczność zobaczy ponad sto elementów, często bardzo niewielkich, zgromadzonych w 13 gablotach.      

Małgorzata Lichecka


 

   

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj