Dominika Syczyńska. Gliwiczanka pewna siebie, kreatywna, ambitna. W rodzinie niemal sami artyści: graficy, malarze, rzeźbiarze, konserwatorzy sztuki, reżyserzy, muzycy. Ona projektuje: biżuterię, tkaniny i odzież. 

Jest absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Napier w Edynburgu, SAPU*, a także kursów projektowania przestrzennego odzieży i tkanin w Central Saint Martins w Londynie. Zwyciężyła w 8. edycji Fashion Designer Awards. 

Cudem udało nam się spotkać…
Tak, to prawda. Przyjechałam do Gliwic tylko na jeden dzień. Biegam od spotkania, do spotkania. Jutro rano wylatuję...

Czym dla tak uznanej już projektantki jest moda?
Modą zajmuję się zawodowo, więc, poniekąd, jest dla mnie wszystkim. Projektant to zawód, a moda – poważna branża i biznes. Z jednej strony to moja pasja, z drugiej – zarobek. 

Zawsze wiedziałaś, że w życiu zajmiesz się właśnie modą?
Absolutnie nie. Skończyłam kierunki zupełnie niezwiązane z projektowaniem. Uniwersytet Jagielloński, potem studia zagraniczne... Ale nie ukrywam, że moda interesowała mnie od najmłodszych lat. W pewnym momencie „strzeliłam” wszystkim innym i stwierdziłam: od teraz będę zajmować się tylko modą. Więc idę za ciosem…

W związku z sukcesem na Fashion Designer Awards głośno o tobie w sieci,  na portalach modowych i w mediach. Opowiedz naszym czytelnikom, co to był za konkurs.
To jeden z największych i najbardziej prestiżowych polskich konkursów dla młodych projektantów. W jury zasiada zacne grono, składające się z 20-30 osób związanych z modą, i to na najwyższym szczeblu. Choć Fashion Designer Awards jest konkursem międzynarodowym, większość zgłoszeń nadeszła z kraju. Fajnie, że są takie wydarzenia, które stawiają na rodzimych projektantów, że ktoś w nas wierzy i daje kredyt zaufania. A przede wszystkim – pomaga doskonale wypromować nazwisko oraz markę. 

Jak przebiegały poszczególne etapy?
Konkurs FDA składa się z trzech etapów. W pierwszym kandydaci muszą przedstawić teczkę z projektami. Co roku panuje inny motyw przewodni. Tym razem chodziło o kolory, a temat brzmiał: „Tribiute to colours”. Na tym etapie wybiera się 30 osób. Drugi to już eliminacje do półfinału. Prezentuje się wtedy dwie odszyte sylwetki i staje w ogniu jurorskich pytań. Ten etap, najtrudniejszy i bardzo stresujący, był dla mnie niezwykle cenny, ponieważ mogłam pokazać cały wachlarz swoich umiejętności i liczyć na profesjonalny feedback ze strony jurorów. Wszystkie wskazówki, podpowiedzi, opinie są bardzo ważne, pozwalają uniknąć wielu błędów i iść w dobrym kierunku. Do półfinału wybierana jest superdwudziestka, która prezentuje swoje projekty na pokazie półfinałowym, w tzw. otwartej przestrzeni publicznej. W tym roku była nią galeria warszawska. Podczas pokazu obserwuje się, jaki jest odbiór konsumentów i na tej podstawie wybiera finałową dziesiątkę.

W twojej nagrodzonej kolekcji kolory to jedno. Ale mnie interesuje, skąd wzięłaś pomysł do jej stworzenia. 
Twórczość Gustava Klimta. Wszystkie zdobienia, złocenia, drobne elementy. Prócz tego kolorowe witraże w katedrze Notre Dame. Dlatego w kolekcji pojawiło się wiele soczystych kolorów. Miała ona być spójna z tematem przewodnim tej edycji konkursu oraz moją estetyką twórczą i DNA mojej marki.

No właśnie. Twoja marka. Bardzo innowacyjna. Odnosi się wrażenie, że bawisz się, eksperymentujesz z materiałem, jego fakturą, barwą. Tworzysz niemal przestrzenne dzieła sztuki, do tego misternie wykonane.
Zanim zajęłam się projektowaniem ubrań, przez lata tworzyłam biżuterię. Dlatego moje rzeczy są takie „biżuteryjne”. W pewnym momencie zaczęłam eksperymentować z tkaninami, łączyć je właśnie z biżuterią. To oczywiście bardzo dużo pracy ręcznej, siedzenie od rana do nocy, „dziubanie” miesiącami, szycie… To trzeba lubić. Ja - uwielbiam! 

Ile zajęło ci stworzenie tej pokazowej kolekcji?
Łącznie cztery miesiące. Bardzo skomplikowany był proces tworzenia samych tkanin. Poddawałam je na przykład obróbce termicznej, podgrzewałam, ochładzałam, by wydobyć odpowiedni odcień koloru. Właśnie w tej materii wykorzystuję wiedzę z zakresu projektowania biżuterii. Kolekcja składa się głównie ze skóry i siatek metalowych, które łączyłam, haftowałam ze sobą, poddawałam różnym procesom. Dzięki temu uzyskałam bardzo ciekawe efekty kolorystyczne. Na wybiegu, w świetle reflektorów, materiały błyszczały, mieniły się. Lubię łączenie nowych technologii z tradycyjnym rzemiosłem i zawsze próbuję to przemycić, by wprowadzić na rynek coś nowego, świeżego.

Gdzie szukasz inspiracji. W jakimś konkretnym odłamie sztuki, czy raczej łapiesz chwile, które, nagle, stają się twoim natchnieniem.
Właściwie wszystko może stać się dla mnie inspiracją. Mam otwartą głowę. W moich pomysłach pojawia się sporo architektury. Mam dobrze rozwiniętą wyobraźnię przestrzenną. To, co chcę stworzyć, widzę dokładnie w odpowiedniej perspektywie, a to, co w głowie, przenoszę na projekty biżuterii czy ubrań.

Twój idol wśród projektantów mody?
(śmiech) Będę nudna, bo wszyscy projektanci mówią to samo, ale oczywiście Alexander McQueen. Od niego się zaczęło. Też wprowadzał inne tkaniny, ciekawe pomysły. Niestety, już nie żyje. A ze współczesnych – Iris van Herpen. Ma podobną stylistykę do mojej. Łączy dużo nowoczesnej technologii, jak druki 3d, plastiki, tworząc zupełnie coś nowego. Bardzo mnie interesuje, co robi, ale przede wszystkim, jaką ścieżką myślową idzie. To niezwykle ciekawe i zarazem inspirujące.

Zdradź, nad czym teraz pracujesz.
Właśnie wypuszczam casualowe rozwinięcie kolekcji, którą zaprezentowałam podczas finału FDA. Takiej do noszenia, bo oczywiście to, co pokazałam na konkursie, było tylko wersją sceniczną. Będzie też nowa kolekcja biżuterii, a jesienią chciałabym wprowadzić akcesoria skórzane. 

Wróćmy jeszcze na moment do konkursu FDA. Zgarnęłaś imponującą liczbę nagród.
Oj, tak. 15 tysięcy od MSKPU**, przeróżne zagraniczne kursy doszkalające dla projektantów, np. warsztaty z Alberto Campagnolą – wieloletnim doradcą Giorgio Armaniego, stypendia, wyjazd na targi Premier Vision do Paryża, zaproszenie do współpracy z marką Avon przy sesji do lookbooka, staż w magazynie „Twój Styl”, sesję zdjęciową w magazynie „Whitemad” – to już mam za sobą. No i staż u Yarona Minkowskiego w Tel Avivie.

Życzę udanego stażu, a przede wszystkim, by pokonkursowy triumf trwał jak najdłużej. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo.

Rozmawiała Katarzyna Kapuścik

*Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie
** Międzynarodowa Szkoła Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj