Rozmowa z Aliną Moś- Kerger, reżyserką spektaklu „O Józku, który grał bigbit”. 


 -  W latach 60. Franciszek Walicki wymyślił bigbit, polską odmianę rock`n`rolla i stworzył zespół Czerwono-Czarni. A pani w najnowszym spektaklu Teatru Miejskiego zabiera widza w podróż do tamtych lat.  Dlaczego Czerwono-Czarni?       
 
- Złożyło się na to kilka zazębiających się przypadków. W 2014 roku, w katowickim teatrze Korez, wspólnie z aktorką i świetną wokalistką Agnieszką Wajs, realizowałam monodram muzyczny o Karin Stanek. Przeczytałam gdzieś, że pochodzi z Bytomia, wcześniej o tym nie wiedziałam. Karin bardzo mnie zainteresowała, zaczęłam więc robić bardzo skrupulatny research na jej temat. I tak dotarłam do jej kolegów z zespołu Czerwono-Czarni. Kilku z nich zaprosiłam na spektakl i byłam zauroczona ich reakcją: ogromnym wzruszeniem, łzami, bardzo wielką chęcią współpracy. Skończyło  się na tym, że Agnieszka została solistką reaktywowanego zespołu Czerwono-Czarni i dziś występuje z nimi w repertuarze Karin Stanek. To był pierwszy przypadek. Drugi przydarzył się w 2016 r. Wzięłam wtedy udział w projekcie dramatopisarskim w nowohuckim teatrze Łaźnia Nowa. Naszym zadaniem było znalezienie temat związanego z Nową Hutą i napisanie sztuki teatralnej.  Wyszperałam informacje o Józefie Krzeczku, pierwszym pianiście Czerwono-Czarnych i jednym z pierwszych kierowników muzycznych tego zespołu, który, tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, pochodził z Nowej Huty. Wykorzystałam więc moją wiedzę, odnowiłam także kontakty z muzykami z historycznego składu.

-  Udało się?

- Tak. Szalenie sympatyczne osoby. Przyjechali do Polski na kilka koncertów, spotykaliśmy się i rozmawiali. Wciąż wypytywałam ich o Józefa Krzeczka. Chętnie opowiadali, nie tylko o nim, mieli mnóstwo wspomnień z czasów, kiedy tworzył się bigbit i muzyka rozrywkowa w Polsce, a oni byli wtedy w najlepszym momencie swojego muzycznego życia. Zgromadziłam wiele merytorycznego materiału, który inspirował mnie do kolejnych działań. Dzięki temu mogłam wykorzystać Józefa Krzeczka jako pierwowzór postaci oraz napisać tekst, który za chwilę wybrzmi ze sceny Teatru Miejskiego w Gliwicach. To nie jest spektakl biograficzny ani sceniczny reportaż czy dokument, a moje wyobrażenie Józka, który grał w Czerwono-Czarnych. Oczywiście to wyobrażenie powstało na bazie materiałów źródłowych, książek, dokumentów, artykułów prasowych, ale to obraz wymyślony przeze mnie.

 - Prowadząc tak szerokie badania, zanurzyła się pani w lata  60. Zresztą nie mogło być inaczej, by poczuć ich klimat. Jakie to były czasy, jakie zaś będą tu, w Gliwicach, na małej scenie?
 
- Spektakl jest mocno osadzony w latach 60., a to przekłada się na scenografię, kostiumy i oprawę plastyczną, świetnie zaprojektowaną przez Annę Kaczkowską, oraz na warstwę muzyczną przygotowaną przez Łukasza Piechotę, aranżera i kompozytora. Klamrą historii jest moment, w którym Józef Krzeczek, u nas to Józef K., tuż przed końcem swojego życia, uderza głową o umywalkę i, nim umrze, przez kilka dni pozostaje w śpiączce farmakologicznej. Zaczynamy, dosłownie, od mocnego uderzenia.  A w czasie spektaklu przywołujemy obrazy z pamięci Józka,  nie zachowując jednak chronologii. Miejsc i czasów akcji jest wiele.

 - Podróżujemy więc na różne sposoby.

 - Troszkę tak. Dodam, że tę historię opowiadamy z perspektywy dźwięków. Spotkani na scenie bohaterowie to, poza Józkiem, głównie odgłosy osób lub przedmiotów, będących świadkami jego historii.

 - Będzie śpiewająca Ewa Demarczyk?

 - Nie, ale będzie Ewa Demarczyk.    

- Muzyka lat 60. nie starzeje się, to wciąż nucone hity, wykorzystywane praktycznie w każdej dekadzie przez wielu wokalistów. Przeboje Czerwono-Czarnych śpiewa dziś Doda czy Kasia Klich.

 - Kiedy myślę o dzisiejszej muzyce rozrywkowej, nie jestem pewna, czy równie dobrze będzie się jej słuchało za pół wieku. A w tamtych czasach powstały muzyczne evergreeny,  do słuchania w każdej dekadzie, nawet dziś. Piosenki bigbitowe łatwo się zapamiętuje. Mimo prostoty słów i melodii warstwa dźwiękowa była bardzo napompowana, bo zazwyczaj muzykom towarzyszył na scenie wielki band.  Z początku myślałam  nad wykorzystaniem kompozycji pierwowzoru postaci naszego Józka, czyli Krzeczka. Zawdzięczamy mu takie hity, jak „Dwudziestolatki” czy „O mnie się nie martw”, ale później, gdy konstruowałam tekst fabularnie, stwierdziłam, że muszą się tam znaleźć piosenki innych kompozytorów. Było trudno, bo hitów jest mnóstwo, zdałam się więc na własne preferencje i dokonywałam subiektywnych wyborów. Jednak w czasie prób, kiedy rozmawialiśmy z aktorami, oni także wskazali na swoje muzyczne typy. A że zawsze jestem otwarta na sugestie, niektóre znalazły się w spektaklu. Chciałabym, żeby widzowie  poczuli w warstwie muzycznej klimat bigbitowy i byli usatysfakcjonowani, podobnie jak ci, którzy bardziej od muzyki cenią słowo.

- Ciekawią mnie opowieści Czerwono-Czarnych. Dzięki wspomnieniom i rozmowie z panią wrócili do swoich najlepszych lat – kolorowych, niezwykle żywiołowych.    

- Z opowieści zapamiętałam rzecz typową dla tamtych czasów,  jednak do dziś  niezmienną: jeśli zespół muzyczny składa się z ludzi, którzy się lubią, to mimo męczących tras koncertowych  jest fajnie. Bo spędza się czas z osobami, które się lubi, na scenie także robi się to, co się lubi. Panowie, mam na myśli Jana Knappa, perkusistę Czerwono -Czarnych, i Zbyszka Bizonia, przyjaźnią się od wielu lat. O czym jeszcze opowiadali? O wielu żartach Józefa Krzeczka. Był z niego niezły kawalarz. Panie, na przykład Helena Majdaniec, często obrażały się na niego za te żarty.  Józek działał instynktownie – przed koncertem w Częstochowie miał kaprys i od ulicznego fotografa kupił kapucynkę. Wziął ją na koncert i dość długo siedziała spokojnie na ramieniu, ale znudziła się i zaczęła wariować. To się źle skończyło.

- Teraz jest moda na lata 60. W strojach, fryzurach pojawia się stylistyka tamtego czasu. Dlatego nie boję się, że kiedy do teatru przyjdą młodzi, nie będą wiedzieli, co dzieje się na scenie.

 - Chciałabym, żeby to był spektakl, na który bez żadnego problemu przyjdą dziadkowie z dorastającymi wnukami. Mamy koloryt lat 60., ale  forma spektaklu jest nowoczesna. Także dla młodego widza przyzwyczajonego do teatralnych fajerwerków.
 
- Można powiedzieć, że jest pani specjalistką od bigbitu?

- Na pewno można o mnie powiedzieć, że jestem przykładem na to, że muzyka faktycznie łączy pokolenia – przyjaźnię się z muzykami z Czerwono-Czarnych, pozwolili mówić do siebie po imieniu, a kiedy jesteśmy razem, nie czuję różnicy wieku. To magia muzyki.

- Zespół pokochał lata 60., czy potraktował je jako jedno z aktorskich zadań?

 - Na początku współpracy poprosiłam aktorów zaangażowanych do spektaklu o   przesłuchanie na Youtube piosenek z lat 60. i wybór najlepiej, ich zdaniem, pasujących do postaci, które grają. Z próby na próbę coraz głębiej wchodzili w temat, czytali, dopytywali. Zorganizowałam trzy spotkania z tzw. ciekawym człowiekiem, poszerzające horyzonty i wiedzę. Niestety, nie udało się z Czerwono-Czarnymi, ale zaprosiłam Stefana Papierowskiego z Chorzowa, fana i popularyzatora piosenek Karin Stanek. Absolutnie oddanego piosenkarce. Pan Papierowski wytapetował  mieszkanie zdjęciami Karin, poświęcił jej życie i wszędzie, gdzie tylko może, upamiętnia ją. Poznałam go przy pracy nad monodramem, ale teraz także był pomocny, bo zna wszystkich Czerwono-Czarnych. Drugą osobą był Krzysztof Smulski – pan na co dzień pracujący w PZPN, prywatnie fan bigbitu. Wie wszystko. Do tego stopnia, że kiedy rzuca mu się jakąś datę, wymienia listę osób, które w tamtym okresie grały w Czerwono-Czarnych. Trzecią osobą była, wspomniana już, Agnieszka Wajs.         

Rozmawiała Małgorzata Lichecka


Alina Moś - Kerger


Absolwentka Wydziału Radia i Telewizji na Uniwersytecie Śląskim i Studium Stosunków Międzykulturowych na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracowała z Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy,  Teatrem im. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim, Teatrem Żelaznym i  Teatrem Korez w Katowicach, a we współpracy z Katowice Miasto Ogrodów – Instytucją Kultury im. Krystyny Bochenek wyprodukowała monodramy wg sztuk swojego autorstwa – „Karin Stanek” i „Rajcula warzy”.
Jest stypendystką programu stypendialnego MKiDN „Młoda Polska” (2015), finalistką 20. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Sztuki Współczesnej (spektakl „Ony” Marty Guśniowskiej z Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim), zwyciężczynią konkursu dla młodych reżyserów „Czytelnia Kontrrewolucyjna”, organizowanego przez Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.
Jej spektakle pokazywano i nagradzano na licznych festiwalach. Brała udział w warsztatach dramatopisarskich „Nowa Huta – moja miłość” przy teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie, była słuchaczką Szkoły Lokalnych Opowieści przy Teatrze Śląskim w Katowicach. Jej autorskie teksty dwukrotnie wyróżniono w konkursie na jednoaktówkę po śląsku.

 
W spektaklu „O Józku, który grał bigbit” wystąpią: Maciej Piasny (Józek K.), Karol Kadłubiec (Stefan Heine), Grzegorz Kliś (Glenn Miller, John Lennon, Mick Jagger), Izabela Baran ( Dźwięk I), Dominika Majewska ( Dźwięk 2), Małgorzata Pauka (Dźwięk 3) i Katarzyna Kostrzewa (Miłość).    

Prapremiera  - 30 marca godz.20.00.
Premiera - 31 marca godz. 19.00.

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj