Roznoszę robale. Kto pogryziony, niech się zgłasza. Mówi gliwiczanka. Kobieta twierdzi, że gryzą ją robaki, które zalęgły się w oficynie i wini miasto, że to nie chce budynku wyremontować. Urzędnicy z kolei kierują ją do... psychiatry.  
                    
Najpierw przyszła sama, pokazała plecy i uda. Fakt, całe były w czerwonych plamach, właśnie jak po pogryzieniu. Ona zaś była zdeterminowana, więc bez problemu pozwoliła fotoreporterowi, by zrobił jej zdjęcia. Twarzy jednak pokazać nie chce, nie chce ujawniać nazwiska i prawdziwego imienia (nazwijmy ją więc, popularnie, Anną). Prosi też, by nie podawać nazwy ulicy (wystarczy dzielnica – Politechnika, rejon tzw. Trójkąta Bermudzkiego). Boi się, że zostanie zidentyfikowana, a ma nieletnie dziecko, które może potem mieć nieprzyjemności. Zresztą, ona sama też nie chce być wytykana przez ludzi palcami. Poza tym pracuje w jednym z gliwickich lokali gastronomicznych (!), więc pragnienie anonimowości w pełni zrozumiałe...

Potem przyszła z dowodem rzeczowym – pudełkiem pełnym ruszających się insektów. Powiedziała, że zebrała je w swoim mieszkaniu i że taką ilość zbiera codziennie rano. - One zjadają mnie żywcem! - wykrzyczała.

Wreszcie przyniosła dokumenty, a wśród nich pismo do sądu rejonowego, w którym wnosi o milion (!) złotych odszkodowania. Pozwany to Zarząd Budynków Miejskich I TBS w Gliwicach.  

70 pudełek z insektami 
Zdaniem kobiety, przyczyna kłopotów to były już sąsiad, z którym mieszkała drzwi w drzwi. Problem redakcji znany, bo kiedyś, poproszeni o interwencję, widzieliśmy lokal na własne oczy. Brud i smród, jakie w nim panowały, odrzucały od progu. Uciążliwy lokator mieszkał w oficynie pięć lat – znosił śmieci, załatwiał się, gdzie popadnie. W efekcie zalęgły się robaki. Mężczyzna już się wyprowadził, ale insekty podobno nie, mimo że lokal wyczyszczono i wyremontowano. Pani Anna twierdzi, że robaki zostały w drewnianych podłogach i wędrują teraz, przez korytarz, do mieszkania, które ona zajmuje z córką.

- Tylko w ciągu dwóch tygodni zebrałam aż 70 pudełek robali różnego gatunku. Nie potrafię spać, bo mnie gryzą. Siedzą na mojej skórze, ubraniu, wchodzą we włosy, przeskakują na osoby, z którymi spotykam się na ulicy, w sklepie, przychodni zdrowia, szkole mojej córki. Kiedy usiadłam na ławce na placu zabaw, zaraz inne matki zaczęły się drapać. Moje ciało to rany, strupy i blizny. Latem nie mogę iść na basen, chodzę długich spodniach. Dodam, że obiady muszę jeść na mieście, bo w garnku znajduję larwy. Chleba też nie jem – gdy go zostawię w domu, jest czarny od robaków. 

W opowieści gliwiczanki pojawia się skarga na miejskich urzędników oraz gliwicki sanepid, którym sprawę zgłaszała: nic nie robią. Kobieta chce, aby miasto albo wyremontowało mieszkanie, zarobaczone nie z jej winy, albo dało jej w zamian lokal inny.  Twierdzi, że ponosi konkretne straty finansowe i traci swój dorobek. Insekty gnieżdżą się bowiem w szafkach, produktach spożywczych, kołdrach, ręcznikach, odzieży, a ona wraz z dzieckiem zmuszona jest wynajmować mieszkanie lub wyjeżdżać do starszej córki, do Wrocławia (na dłuższą metę tak się nie da, bo młodsze dziecko chodzi do szkoły w Gliwicach). 

- Jestem samotną matką i nie stać mnie na wynajem, kompleksowy remont czy wydawanie pieniędzy na walkę z insektami – mówi pani Anna.
- Zapraszam do mojego mieszkania wszystkich urzędników urzędu miejskiego, ZBM, ZGM i administracji. Zrobię im zapchloną kawę, usiądą sobie na zapchlonej rogówce i zobaczą, jak robactwo zacznie po nich skakać, łazić, gryźć, wbijać się w ciało. Bo moi znajomi byli u mnie tylko chwilę i zostali pogryzieni – skarży się gliwiczanka. - Przez zarobaczoną klatkę i mieszkanie pozrywałam już kontakty z przyjaciółmi.

To sprawa dla... psychiatry?
Pani Anna zajmuje lokal komunalny. Jak dowiadujemy się od Krzysztofa Semika, rzecznika prasowego ZBM I TBS, wszystko wskazuje na to, że lokatorka próbuje zmusić miasto, by dało jej nowe lokum. 

Zdaniem urzędników, kobieta zachowuje się co najmniej dziwnie. Chodzi z pudełkiem pełnym robaków, wysyła nagie zdjęcia pogryzionego ciała. Semik powołuje się na sanepid, który nie stwierdził w lokalu żadnych insektów. Na koniec dodaje, że poinformowany o sprawie OPS skierował panią Annę na badania psychiatryczne. 

To jeszcze nie wszystko. Kancelaria będąca pełnomocnikiem ZBM I TBS wysłała do gliwiczanki wezwanie, by ta zaniechała naruszania dobrego imienia oraz wizerunku ZBM. Pełnomocnik przypomniał przy okazji, że lokatorka od grudnia zeszłego roku nie reguluje należności czynszowych.

ZBM zlecił w lokalu pani Anny dezynsekcję.  Potem dokładną kontrolę, podczas której nie stwierdzono obecności żadnych insektów. To samo mówi Hanna Nabrdalik, rzeczniczka gliwickiego sanepidu. Dodaje, że opinię tę potwierdził śląski inspektor sanitarny, któremu pani Anna się poskarżyła. Mało tego, lokatorka sama podpisała protokół z oględzin. 
- Co ciekawe, była w nim mowa, że w mieszkaniu tej pani panuje nieład – dodaje Nabrdalik. 

Z dokumentów gliwickiej firmy zajmującej się dezynsekcją wynika jednak, w lutym br. stwierdzono w lokalu obecność pcheł (psa brak). Nabrdalik wyjaśnia: - Firma z tej opinii już się wycofała, bo wspomniane oględziny zostały przeprowadzone pobieżnie. 

Pani Anna z kolei uważa, że firma wycofała się po naciskach ze strony gliwickiego sanepidu. I pokazuje protokół z identyfikacji stawonogów, sporządzony przez biologa z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach. 

Czytamy w nim, że dostarczone insekty to polyphaga - chrząszcze wielożerne należące do rodziny zatęchlakowatych. Tyle że magister biologii dodaje: organizmy te nie stanowią istotnego zagrożenia dla zdrowia ludzi, zaś odżywiają się głównie tkankami roślinnymi oraz pleśnią. 

Całe miasto się drapie 
Gliwiczanka nie daje za wygraną. Twierdzi, że sanepid i miejscy urzędnicy zmówili się, bo miasto nie chce płacić za remont. - I co z tego, że zrobili dezynsekcję? - pyta. - Te robale gnieżdżą się w podłogach. Trzeba więc te podłogi zerwać, a to już są koszty – kobieta dodaje, że inspektorzy sprawdzają mieszkanie w ciągu dnia, a robaki wychodzą głównie w nocy. - Codziennie rano zbieram je z szafek, stołu i foteli. Zresztą, jestem pogryziona, prawda? Tego nie da się ukryć. 

Urzędnicy twierdzą jednak, że plamy na ciele gliwiczanki mogą być spowodowane jakimś uczuleniem. Poza tym zaznaczają, że pani Anna nie dba o porządek, czemu kobieta stanowczo zaprzecza. Zaś w kwestii pudełka robaków, z którym chodzi po instytucjach, rzecznik ZBM dodaje krótko: mogła je złapać wszędzie. 

Składając pozew do sądu, lokatorka podała, z imienia i nazwiska, kilkunastu świadków swojego utrapienia – wszystkie te osoby miały zostać pogryzione podczas spotkań z nią. 

- Mnie nie interesuje, co to jest. To coś gryzie i przenoszę to na innych, ci przenoszą dalej. Mam dość zarażania ludzi – mówi pani Anna. - Gdyby tak ogłosić w mediach że „ta i ta” roznosi po Gliwicach robactwo, w związku z czym poszukujemy osób pogryzionych, połowa miasta się zgłosi.

Póki co skierowano panią Annę na badania. Podobno (jak gliwiczanka poinformowała sąd) lekarka też zaczęła się drapać...   

Marysia Sławańska

     


 
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj