Powstał Gliwicki Szlak Kobiet, zbudowany jako narracja o osobowościach zmieniających rzeczywistość, realizujących własne pasje, a przede wszystkim będących istotnym wyznacznikiem życia publicznego.   
Spacer z herstorią zaczęliśmy od dworca, chłonąc opowieść o tysiącach kobiet, które przybyły na śląski sejmik do przedwojennego Gleiwitz . „Nadjeżdżające ze wszystkich stron Górnego Śląskiego pociągi wyrzucały dziesiątki i setki uczestniczek zjazdu, które gromadnie zdążały do restauracji Neue Welt” - tak, w styczniu 1921 roku, pisał o tym wydarzeniu „Katolik”, odnotowując obecność ponad 40 tys. Górnoślązaczek! Prawdziwe kobiece pospolite ruszenie. Gdzie nocowały?  Które miejsca odwiedzały? Jak znajdowały miasto? A podróż, czy przebiegła dobrze? Wyobrażaliśmy sobie ten pochód aktywistek, bo przecież dla nich zjazd był istotnym obywatelskim obowiązkiem, powinnością społeczną i podkreślaniem coraz dobitniejszego kobiecego głosu. Nasza grupa, znacznie skromniejsza, także chciała wiedzieć i poznawać.     

Ruszyły na Szlak 

Kiedy na początku 2009 roku dr Małgorzata Tkacz-Janik, pełnomocniczka Kongresu Kobiet ds. obchodów stulecia praw kobiet, napisała list do ówczesnego dyrektora Muzeum Śląskiego w Katowicach Leszka Jodlińskiego i  przedstawiła pierwszą wersję projektu Śląski Szlak Kobiet, nie przypuszczała, że upłynie prawie dekada, nim ów projekt się ziści. - A jednak, począwszy od 2015 roku, wraz z moimi koleżankami ze stowarzyszenia Szlakiem Kobiet, Aliną Bednarz i Katarzyną Tobór-Osadnik, zorganizowałyśmy już dziewięć  takich spacerów. Kilkakrotnie zdarzyło się też nam rekonstruować niezwykłe postaci kobiece, które zapisały się w historii Śląska, w tym śląskie posłanki, nauczycielki, harcerki, pisarki czy lekarki. W czasie spacerów postanowiłyśmy też, jako jeden z warunków koniecznych dla badań i edukacji herstorycznej, rekonstruować pamięć o bohaterce zbiorowej. Jesteśmy bowiem przekonane, że dla lepszego zrozumienia udziału kobiet w historii jest to zabieg, w sensie metodycznym, podstawowy - tłumaczy Tkacz-Janik.
Jej zdaniem, kobieta wdziana przez historię jest często bezimienna i nie występuje jako podmiot, lecz kontekst. Różne zbiory kobiet w danym czasie pozostają „zapleczem” ważniejszych wydarzeń dziejowych. - Chciałyśmy, na wzór naszych niemieckich, krakowskich i warszawskich koleżanek, ten trend odwrócić i, oddając głos Polkom, Ślązaczkom czy Żydówkom, pozwolić im mówić nie tylko jako żonom, matkom, partnerkom, siostrom, ale też jako autonomicznym podmiotom tworzącym własną i zbiorową historię kobiet - dodaje.

Jadwiga, co ginie ze sztandarem

Jedną z  bohaterek gliwickiego spaceru  była  żołnierka Jadwiga Markowa. Urodzona 15 września 1885 roku w Starych Gliwicach. Wychowana w duchu polskości, działała w towarzystwie Śpiewaczym „Harmonia” i Towarzystwie Polek w Gliwicach. W 1904 roku wyszła za Wincentego Marka, polskiego patriotę oraz działacza robotniczego pochodzącego z Kozłowa. Agitowała w czasie plebiscytu, działała w Polskim Komisariacie Plebiscytowym w Gliwicach, brała udział w powstaniach. Podczas III powstania śląskiego Jadwiga służyła w 4. pułku gliwickim, dowodzonym przez Stanisława Mastalerza. W 1922 r., po powstaniu, uciekła z rodziną do Nowego Bytomia. Założyła Koło Uchodźców Polskich, a przy nim Towarzystwo Polek, zrzeszające kobiety zamężne oraz Towarzystwo Młodych Polek, zrzeszające kobiety niezamężne. Inicjowała polską drużynę harcerską. Była radną miejską, zakładała ochronkę dla dzieci, prowadziła kursy kroju, szycia i gotowania, uczyła  polskich pieśni i modlitw. Międzywojenna Rzeczpospolita Polska za całokształt prac na polu krzewienia i budzenia świadomości polskiej Górnoślązaków nadała Jadwidze Markowej Srebrny Krzyż Zasługi.
Mówiłyśmy o niej w oficynie kamienicy przy Zwycięstwa 59, gdzie w latach dwudziestych ubiegłego wieku mieścił się Komisariat Plebiscytowy. Mieszkańcy budynku, zdziwieni nagłym zgromadzeniem, wystawali w oknach, słuchając wykładu, a uczestnicy spaceru kiwali głowami ze zdziwieniem, gdyż nigdy wcześniej, przechodząc ulicą Zwycięstwa nieskończoną ilość razy, nie zauważyli tablicy na  tym budynku.  - No, cóż, historia bez żywej pamięci jest po prostu ślepa – dopowiada Tkacz -Janik.

Cecylia i Alina. Kobiety bez polityki

A potwierdziły to kolejne punkty gliwickiego spaceru. Jak chociażby ten przy dawnej Gutenbergstrasse (dziś Gruszczyńskiego).  Na około trzydzieści zgromadzonych uczestników tylko niektórzy wiedzieli o ukrytej w podcieniach  tablicy upamiętniającej bohaterski czyn pierwszego powojennego wiceprezydenta Gliwic - Tadeusza Gruszczyńskiego, który w 1945 roku staną w obronie gwałconej kobiety. 
Tablicę ufundowała w 2015 r., w 70. rocznicę tragicznych wydarzeń, rodzina Gruszczyńskich. W podcieniach zaprezentowano interesującą, i szerzej  nieznaną, historię Cecylii Gruszczyńskiej i jej córki Aliny Soi-Gruszczyńskiej. Obie musiały urządzić swoje życie na nowo. Cecylia była znaną w mieście krawcową, wymyśliła własny krój, stosowany w pracowaniach całej Polski. Alina została szefową gliwickiego biura projektów. Dała się poznać jako  niezwykle twórcza, pracowita, a przede wszystkim wymagająca osoba. Tej ostatniej cesze zawdzięczała przydomek „pani Thatcher” .

Znikające tablice pamiątkowe 

Tablice, a właściwie ich brak, stał się swoistym motywem przewodnim gliwickiego szlaku. Opowiadająca o Ulli Wolff-Frankfurter Katarzyna Opielka z Fundacji Kontrasty czy współautorka tego artykułu, Małgorzata Lichecka, rysująca postać Susanne Renzzetti, mówiły o swoich bohaterkach w dramatycznej przestrzeni zarastającego chaszczami, pełnego śmieci terenu po gliwickiej synagodze. Przy tej okazji wróciła rozmowa o tablicy upamiętniającej sekretariat Czytelni Ludowych, znajdującej się kiedyś przy ulicy Bankowej.
 - Na razie nie wiemy, gdzie jest, a na pewno stałaby się ważnym miejscem dla Gliwickiego Szlaku Kobiet, bowiem większość z tych czytelni zakładały właśnie one, tworząc wokół nich coś, co dziś można przyrównać do osiedlowych domów kultury pomieszanych z miejskimi ośrodkami pomocy - tłumaczy Tkacz-Janik.

Niech to Szlak, czyli jak to robią inne/inni

Podczas przygotowań do gliwickiego spaceru organizatorki rozważały zaprezentowanie wielu innych kobiet i grup kobiecych, ale nie chciały podczas inauguracji przytłoczyć  zbyt  wieloma informacjami. Chodziło na przykład o pracownice huty Łabędy, od początków jej funkcjonowania, gdy była hutą Hermina, przez okres obu wojen, lata realnego socjalizmu i czasu boomu przemysłowego lat 90. Tkacz-Janik wskazuje, że są świetne przykłady, jak to robić. W Gdańsku istnieje, realizowany przez Instytut Kultury Miejskiej, projekt „Metropolitanka”, o kobietach pracujących w Stoczni Gdańskiej oraz „Stocznia jest kobietą...”,  prowadzony przez Stowarzyszenia Arteria. - Przywracanie pamięci o tych, które pracowały w zakładzie pracy, stereotypowo kojarzonym z męskimi zawodami, daje zupełnie nowe możliwości edukacji historycznej. W Trójmieście dawne pracownice i kobiety związane ze stocznią podzieliły się swoimi wspomnieniami w ponad 60 relacjach mówionych, na podstawie których powstało sześć słuchowisk. Główny akcent położono na zagadnienia współpracy i wzajemnej pomocy, warunków socjalnych, w których przyszło im pracować i mieszkać, przebiegu kariery zawodowej i radzenia sobie w trudnych chwilach w stoczni. Efektami tamtego projektu są także książka i aplikacja mobilna do zwiedzania terenów dawnej Stoczni Gdańskiej ze smartfonem lub tabletem - Tkacz-Janik jest pewna, że w Łabędach byłby to też niezwykle ciekawy emancypacyjny projekt.  
Kolejnym gliwickim pomysłem, na razie niezrealizowanym, jest przywrócenie pamięci o szywałdzkich hafciarkach. Ich dziełem, znanym chyba bardziej niż one same, była wykonana w 1944 r. kurtyna Teatru Miejskiego w Gliwicach, barbarzyńsko zniszczona przez „wyzwolicielską” Armię Czerwoną.  Ich sylwetek nie zabraknie podczas kolejnych spacerów. Podobnie jak opowieści o artystkach Teatru Victoria i Operetki Śląskiej, scenografkach, śpiewaczkach i tancerkach. - Poruszyłyśmy zaledwie powierzchnię tematu i teraz można go zgłębiać w nieskończoność. W tym miejscu warto jednak powiedzieć, jakimi kryteriami kierujemy się, odkąd przygotowujemy spacery. Po pierwsze, staramy się ograniczyć zasięg historyczny do ostatnich dwustu lat i opowiadać o bohaterkach, które już odeszły. Przyjęty czas historycznej narracji pokrywa się, plus minus, z historią industrializacji regionu, którą uważamy za jedno z głównych odniesień. Gdybym miała podsumować ten pierwszy spacer, to na pewno zabrakło nam czasu nie tylko na to, aby opowiedzieć o losach dziesięciu głównych bohaterek, ale by naprawdę dobrze, ze wszystkim szczegółami, zanurzyć te ich indywidualne herstorie w wielkiej historii - podkreśla Tkacz-Janik. 

Lola Potok: od Zagłady do zagłady   

Nie przypadkiem podczas gliwickiego spaceru losy kobiet wiodły nie tylko na rogatki miasta, ale do Berlina, Lwowa, Paryża, Poznania, Warszawy, nawet na Antypody, gdzie prawdopodobnie zmarła Lola Potok. W Gliwicach przebywała krótko, bo zaledwie kilka miesięcy 1945 roku. Będzińska Żydówka, która w czasie wojny straciła w obozach zagłady całą rodzinę, okazała się przydatna dla służby bezpieczeństwa. Zresztą, sama się zgłosiła i od razu  awansowano ją na naczelniczkę więzienia. Ten czas był dla Loli Potok niezwykle intensywny, do tego stopnia, że dopiero teraz, po niemal 70 latach od zakończenia II wojny światowej, przyszedł czas na próbę opowiedzenia, co tak naprawdę działo się w ponad 1000 obozach i podobozach zarządzanych przez NKWD, gdzie, jak w tytule książki Johna Sacka, działa się: „przemilczana historia Żydów, którzy w 1945 r. mścili się na Niemcach”. Podczas spaceru spotkaliśmy Romana Palewicza, tłumacza książki Johna Sacka „Oko za oko”, będącej reporterskim zapisem spotkania z Lolą i historycznych konsekwencji jej wyznań. Obecność pana Romana nadała spacerowi dodatkowego osobistego waloru świadka historii.

Tropem (nie tylko fotograficznym) Zofii Rydet 

Na osobną trasę zasługuje na pewno Zofia Rydet. Wybitna fotografka zostawiła nam w spadku wiele tysięcy zdjęć dokumentujących na przykład jej miejsce pracy - wydział architektury. Była osobą skromną, na pierwszym i najważniejszym miejscu stawiając fotografię. Gliwice, przybrany dom, są pełne jej obecności, nieuświadomionej, bo jeszcze zbyt mało poznanej.
Takie spacery, poświęcone jednej bohaterce, organizuje w Łodzi „Kolektyw znad Łódki”, podążając śladami Katarzyny Kobro czy Michaliny Wisłockiej. W Lublinie od lat robi to fundacja HerStory, a chodzi o projekt „Kobieta w mundurze przychodzi nocą”, natomiast w Szczecinie herstoryczne spacery sięgają do historii o Sydonii von Borck.

Facebook, Marta Frej i Janina Omańkowska

 - Pod koniec 2015 roku założyłam na Facebooku stronę Śląski Szlak Kobiet, nie tylko po to, aby przypomnieć ideę komunikowaną samorządowym instytucjom kultury w 2009 roku, ale także, by wreszcie wprowadzić ją w czyn i włączyć Górny Śląsk,  na razie nieformalnie, w tzw. sieć herstoryczną, ogólnopolską, która powstała w 2014 roku za sprawą krakowskiej Fundacji Przestrzeń Kobiet, skupiającą herstoryczne inicjatywy realizowane w różnych polskich miastach, miasteczkach i wsiach - Tkacz-Janik przypomina początki projektu.
W kwietniu 2016 roku  przygotowano pierwszy w regionie spacer śladami posłanek Sejmu Śląskiego. Bohaterkami katowickiego wydarzenia zostały: Maria Gruchlikowa, Elżbieta Korfantowa, Maria Kujawska, Janina Omańkowska oraz Bronisława Szymkowiakówna. Znana graficzka, Marta Frej, wykonała, nieodpłatnie, portrety memy posłanek, a gliwiczanka Anna Liszewska zaprojektowała logo i zrobiła mapę pierwszego spaceru. W grudniu 2016 r. zarejestrowano w Katowicach stowarzyszenie pod nazwą Szlakiem Kobiet.
 
Gdy Tkacz-Janik zaczęła myśleć o projekcie, miał on obejmować: warsztaty i wycieczki historyczne w formie edukacyjnych ścieżek po obszarze Górnego Śląska i Zagłębia śladami niezwykłych kobiet, działających w sferze publicznej, interaktywną (budowaną na wzór portalu społecznościowego) stronę internetową, akcje medialne nagłaśniające tę ideę, zbieranie dokumentów na temat kobiecych śladów na Śląsku (np. poprzez współpracę z samorządami, organizacjami pozarządowymi i lokalnymi mediami), książki i publikacje, które mogłyby się stać podstawą działań edukacyjnych i popularyzatorskich. - W tym koniecznie oddanie należnej pamięci Janinie Omańkowskiej, posłance, która w 1922 roku otworzyła pierwsze obrady Sejmu Śląskiego, co nie miało precedensu ani w Europie, ani na świecie. - To zadanie wybrzmiało znów mocno podczas obchodów 95-lecia Sejmu Śląskiego w październiku 2017 r., gdy postać Omańkowskiej została odtworzona niezgodnie z historycznym przekazem - dodaje twórczyni Śląskiego Szlaku Kobiet.  

Pierwszy gliwicki spacer przyniósł spore zainteresowanie i wiele nieopowiedzianych historii.  A to z kolei pozwala sądzić, że Gliwicki Szlak Kobiet ma szanse zaistnieć na mapie wydarzeń kulturalno-historycznych Gliwic.

Małgorzata Tkacz-Janik
Małgorzata Lichecka

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj