Od kilku lat mieszkańcy ul. Czerwionka na granicy Gliwic i Pyskowic nie mogą normalnie żyć. Ich zdaniem, firma Ferrostal, prowadząca działalność w pobliżu domostw, drastycznie łamie przyjęte normy w kwestii emisji pyłu i hałasu.

Skargi wysyłane do wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska i marszałka województwa śląskiego nic nie dają. 
- Pierwszy pozoruje działania, a drugi przymyka na to oko – żalą się mieszkańcy. - Co z tego, że z raportu WIOŚ wyraźnie wynikało, iż znacznie przekroczono normy emisji pyłów i hałasu, skoro dalej jesteśmy terroryzowani przez Ferrostal. Tu się nie da żyć. Nie będziemy jednak się temu biernie przyglądać. Lada dzień wyślemy zawiadomienia do CBA i prokuratury. Niech przyjrzą się tym niejasnym zależnościom biznesu i urzędów.

Mieszkańców ul. Czerwionka odwiedziłem pierwszy raz dwa lata temu. Pokłosiem tej wizyty był artykuł „Skazani na Ferrostal”. Wszechobecny pył, hałas nie do wytrzymania. W nocy nie można spać, w dzień oddychać – alarmowali wtedy moi rozmówcy. Chmury niebezpiecznych związków chemicznych wdzierały się wszędzie, niszcząc dachy, samochody, a głośny stukot nie dawał ludziom normalnie żyć. Niewiele od tamtego czasu się zmieniło.

Ulica Czerwionka leży na skraju Pyskowic. Blisko stąd do Czechowic, Łabęd. Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, z racji bliskości rzeczyckiego jeziora, to miejsce miało walory rekreacyjne. Drapieżna ekspansja przemysłu zniszczyła wszystko bezpowrotnie.
- Nie chcemy niczego szczególnego – mówi Mirosław Goliszewski, który mieszka tu od 50 lat. – Domagamy się jedynie prawa do normalnego życia.
 
Goliszewski włącza odtwarzacz. Niedawno nagrał  film z dźwiękiem płynącym z Ferrostalu. Hałas tak przeraźliwy, że nie było słychać telewizora. Pomogło tylko zamknięcie okna. 
– Mamy być więźniami w swoich domach? – pyta. - Taki raban jest niemal każdego dnia, od rana do wieczora. Wielką kulą obijali kadzie po wytopie stali. Teraz tłuką je jakimiś młotami, a cały proceder odbywa się na otwartej przestrzeni.  

 Sławomir Cebulla, który mieszka po sąsiedzku, dodaje, że mieszkańcy na uciążliwą działalność Ferrostalu skarżyli się kilka razy wojewódzkiemu inspektorowi ochrony środowiska oraz marszałkowi. Ferrostal, po opublikowaniu miażdżącego raportu WIOŚ o przekroczeniach emisji pyłów i hałasu, zobowiązał się do wprowadzenia zmian, ale tak naprawdę były one – zdaniem moich rozmówców - wymuszone koniecznością pozyskania przez spółkę nowego zintegrowanego pozwolenia na przerób żużla, palenie skrzepów i prowadzenie składowiska rezerwowego złomu.

- Liczy się biznes, nie ludzie – twierdzi Cebulla. - Owszem, żużel nie jest teraz schładzany w zbiornikach wodnych, ale wysypywany bezpośrednio na ziemię, przez co chmura pyłu nie jest już tak żrąca i nie matowi naszych okien, dachów czy karoserii samochodów, ale dalej wszystko dokoła jest siwe, a my wdychamy niemal całą tablicę Mendelejewa. Młoty nie tłuką w kadzie w nocy, ale hałas w ciągu dnia jest nie do wytrzymania. Posadzili drzewka, a wycięli stare dorodne drzewa. Przecież to farsa, co tam się dzieje, a instytucje, które powinny stać na straży porządku, mają to w nosie.

- Jak kontrola może być skuteczna, skoro się ją zapowiada – zauważa Goliszewski. - Przecież to zabawa w ciuciubabkę. Komu służy WIOŚ? Mierzono poziom hałasu i zainstalowano u sąsiada czujniki. Poinformowano o tym Ferrostal. Przez te kilka dni była cisza. Nalegaliśmy jednak na inspektorów, by zostawili aparaturę po tym terminie. Początkowo nie chcieli i szukali wymówek. Zaszantażowaliśmy ich i w końcu się zgodzili. Nietrudno przewidzieć, że już nazajutrz firma na nowo zaczęła hałasować. Odnosimy nieodparte wrażenie, że WIOŚ tylko pozoruje działania i nie chce zrobić nikomu krzywdy.

Zdaniem Goliszewskiego proponowane kroki naprawcze ze strony Ferrostalu mają tyko zalegalizować zmiany w procesie produkcji. 
- To ma przynieść wymierne korzyści finansowe firmie, a odbywa się, niestety, naszym kosztem. W istocie Ferrostal wielokrotnie powiększa pole działania, nie próbując nawet w najmniejszym stopniu łagodzić skutków negatywnego oddziaływania na środowisko.

Goliszewski pokazuje zdjęcia satelitarne i lotnicze. Jedne pochodzą z ubiegłego roku, drugie – z 2013. Przedstawiają teren, na którym gospodaruje Ferrostal. Wyraźnie widać, jak w ostatnich trzech latach rozrasta się i jaki ma charakter stanowisko przerobu żużlu oraz rezerwowy skład złomu. Kolejne fotografie pokazują kolejno znikające partie zieleni i teren zmieniający się w gigantyczny skład złomu.

- Zlikwidowali suwnicę, bo jest droga w utrzymaniu i powolniejsza – twierdzi Goliszewski. - Jej miejsce zastąpiły potwornie hałasujące chwytaki. Rzekomy pas zieleni (czy kiedykolwiek wyrośnie?) jest wielokrotnie węższy od tego, który jeszcze pozostał po wycinkach. W mojej opinii nie stanowi on żadnej ochrony przed negatywnym oddziaływaniem Ferrostalu. Zresztą działania tej firmy stoją wyraźnie w sprzeczności z uchwałą pyskowickiej rady miejskiej (obszar w całości należy do Pyskowic – red.) o zagospodarowaniu przestrzennym z roku 2006. Uchwała zakazuje wycinania zieleni na tym terenie oraz składowania odpadów, np. złomu. Inna rzecz, że władze Pyskowic mogłyby skuteczniej włączyć się w naszą obronę. Jedynie radny Józef Rubin stara się wesprzeć w tej walce o normalność.

Cebulla dodaje, że działania Ferrostalu w jaskrawy sposób łamią też przepisy unijne i decyzję wykonawczą Komisji Europejskiej, dotyczącą najlepszych dostępnych technik BAT (standard BAT służyć ma określaniu granicznych wielkości emisji dla większych zakładów przemysłowych w UE – red.).
- W świetle tej dyrektywy naturalnym jest oczekiwanie poprawy warunków środowiskowych, a nie tak drastycznego i szokującego regresu, jakiego jesteśmy świadkami – mówią moi rozmówcy. - Na pewno nie ma na to naszej zgody. 

Andrzej Sługocki 
                         

Galeria

wstecz

Komentarze (0) Skomentuj