18 lipca 2017 r. Sąd Okręgowy w Gliwicach wydał wyrok w sprawie, która czekała  na rozstrzygnięcie 16 lat. Chodzi o porwanie i  zamordowanie małżeństwa z Gliwic. Sprawców ujęto w 2015, a postępowanie sądowe toczyło się ponad rok.

16 września 2001 roku rano, na niewielkim parkingu przy garażach na ul. Żabińskiego, policjant zabezpieczył bordowego opla omegę z wybitą szybą. Nie przypuszczał, że tego dnia rozpocznie się historia jednego z najdłuższych gliwickich śledztw.

Oskarżeni to Roman C. i Tobiasz W., odsiadujący karę dożywotniego więzienia za morderstwo małżeństwa Małgorzaty i Pawła Siudzińskich (2004 r.), Vladimiris A., Piotr S. i Roman G.  Sąd skazał Romana C. i Vladimirisa A. na karę dożywotniego  więzienia, Piotra S. na 12 lat pozbawienia wolności, a Tobiasza W. i Roman G. na trzy lata i sześć miesięcy więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.        

Piotr S. kluczył w śledztwie. Przyznał się, że kradnie, ale zdecydowanie zaprzeczał, by miał cokolwiek wspólnego z porwaniem Doroty i Zbigniewem Sobańskich. W 2015 roku Wydział Kryminalny Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach miał jednak mocne dowody przeciwko S.: zeznania świadka i materiał genetyczny pozwalający na powiązanie z tą sprawą innego podejrzanego, Bogdana G.

W lutym 2015 r. Piotr S., po konfrontacji z Bogdanem G., złożył obszerne wyjaśnienia. To z jego zeznań wiadomo o przebiegu tragicznego czwartku 13 września 2001 roku i trzech kolejnych dni dzielących go od wydarzeń w rzeczyckim lesie. Obaj z G. byli wtedy u Sobańskich i to S. zabił brutalnie psa. Później buszował po mieszkaniu, chowając co cenniejsze rzeczy. Miał też „zwyczaj”, by w rabowanych miejscach sobie podjadać, korzystając z tego, co znajdował w szafkach i lodówkach. Tak było też w 2001 r. przy Okrzei.

Wróćmy do nocy napadu. Podejrzani: Piotr S., Bogdan G., Tobiasz W. i Roman C. wykonywali zlecenie Vladimirisa A., pseudonim „Rusek”. Napad miał wymusić oddanie długu - Sobańscy pożyczali pieniądze od różnych osób, podobno także od „Ruska”, a lista wierzycieli była długa. Kiedy napastnicy znaleźli się w mieszkaniu i obezwładnili małżeństwo, zamknął się z nimi w pokoju właśnie Vladimiris A. Według zeznań Piotra S., Bogdana G. i Tobiasza W. to on był zleceniodawcą. Po latach nie wiadomo jednak, co naprawdę wydarzyło się za zamkniętymi drzwiami, ale z zeznań oskarżonych rysują się dwa scenariusze. Według pierwszego, „Rusek” dobrze znał Sobańskiego i chciał nie tylko zwrotu długu, ale też wszystkiego, co ma jakąkolwiek wartość. Dlatego zmusił małżonków do podpisania różnych dokumentów, dotyczących m. in. samochodu i nieruchomości. Drugi scenariusz zakładał, że tę robotę nadał ktoś inny, a „Rusek” i jego zbiry byli tylko wykonawcami.

Kiedy Sobańscy podpisali wszystkie papiery, a Dorota, pod przymusem, przygotowała kartkę - zmyłkę z informacją o swoim rzekomym wyjeździe do rodziny, wyprowadzono ich z mieszkania i zamknięto w bagażniku bordowego opla omegi, należącego do Sobańskich.
Dla dezorientacji jeżdżono z nimi po mieście, ale sprawcy już dawno wybrali cel: jedną ze studzienek blisko kanału w Łabędach, bo w tym miejscu często się spotykali i balowali. Sobańskich sprowadzono do kanału, cały czas związanych i z zaklejonymi oczami. Piotr S. przypomina sobie, że dyżurowali przy tej studzience na zmianę, ale „zasadniczo to on pilnował”. Tobiasz W. dowoził kanapki i herbatę z narkotykami, żeby więźniowie nie mieli sił na uwolnienie i byli skołowani. Piotr S. zeznał, że też ją popijał, dlatego „nie może sobie przypomnieć zdarzeń z lasu”. Sobańskich przetrzymywano w tym miejscu do 16 września 2001 r.
 
Tego dnia wyprowadzono ich z kanału i przewieziono w odludne miejsce, dobrze znane sprawcom. Z akt i zeznań podejrzanych wynika, że byli tam już Roman C. i Vladimiris A. Piotr S. siedział w samochodzie z kobietą (Dorotą Sobańską), kiedy Roman C. i „Rusek” oddalili się gdzieś z mężczyzną. Powiedzieli, że muszą z kimś porozmawiać. Zbigniew Sobański nie wiedział, co się dzieje, miał zaklejone oczy i był odurzony narkotykami. Po chwili Roman C. i „Rusek” wrócili. Piotr S. domyślił się, że mężczyznę zabito. „Może użyto lagi albo jeszcze łopaty, nie wiem, czy sam też uderzałem, bo byłem zamroczony”, zeznał podczas przesłuchania. Kobietę także gdzieś poprowadzono, ale Piotr S. nie wiedział, co się z nią działo. Potem razem z Romanem C. zasypywali „dziurę, w której leżały zwłoki ”.

Piotr S. przyznał się do udziału w zabójstwie, a w złożonych wyjaśnieniach wskazał orientacyjnie, gdzie zakopano ciała. Działania funkcjonariuszy Wydziału Kryminalnego KWP w Katowicach, przy udziale prokuratora, pozwoliły na ustalenie faktycznego miejsca, a była to akcja prowadzona na szeroką skalę.  

2 czerwca 2015 r. w Rzeczycach odnaleziono szkielety dwóch osób, przysypane piaskiem, śmieciami, kawałkami płyt eternitowych i znowu piaskiem. Na obu były resztki sznurka, którym związano nadgarstki i kostki nóg. Na szkielecie zidentyfikowanym jako należący do Doroty Sobańskiej znaleziono grubą warstwę taśmy klejącej.

Zbigniewa Sobańskiego bito brutalnie po głowie, co spowodowało rozległe urazy czaszki i mózgu, Dorocie zaklejono taśmą usta i nos, najpierw wpychając jej do gardła rękawiczkę. Zmarła w wyniku gwałtownego uduszenia. Roman C. polecił Piotrowi S. wrzucenie ciał do dołu po wyrobisku piasku. Być może wtedy Sobańscy jeszcze żyli.

Od czerwca 2015 roku do czerwca 2016 trwało postępowanie prokuratorskie. Zgromadzone w toku śledztwa dowody wskazują, że Roman C., Vladimiris A. i Piotr S. działali w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia małżonków, a działanie to miało cechy szczególnego okrucieństwa. Roman C. i Vladimirs A. nie przyznają się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Pozostali – Piotr S., Tobiasz W. i Bogdan G. przyznali się do zarzucanych czynów i złożyli wyjaśnienia, w których odtworzyli przebieg zdarzeń. 

Małgorzata Lichecka



wstecz

Komentarze (0) Skomentuj