W siedzibie gliwickiej komendy miejskiej policji spotkali się przedstawiciele wszystkich służb oraz urzędów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na drogach. Debatowano i zastanawiano się, co jeszcze zrobić, aby wyeliminować potrącenia na jezdni lub przynajmniej zmniejszyć ich liczbę. 
Tematem wiodącym było wypracowanie kolejnych (realnych!) rozwiązań organizacyjnych oraz infrastrukturalnych, mających poprawić bezpieczeństwo przejść dla pieszych. Omówiono też pomysły na zmianę obecnego stanu rzeczy, który jest dość niepokojący – są tygodnie, w których w Gliwicach i powiecie dochodzi do 7-8 potrąceń tygodniowo. 

Jedną z sugestii przedstawionych przez policję jest poprawienie oświetlenia w rejonie przejść. Mundurowi chcą też, by powołać zespół zadaniowy ds. badań przyczyn wypadków drogowych ze skutkiem śmiertelnym. W jego skład mieliby wejść policjanci, przedstawiciele zarządcy danej drogi, biegły ds. rekonstrukcji wypadków oraz ratownik medyczny. 

- Zespół ma spotykać się bezzwłocznie po zaistnieniu zdarzenia, omówić je, ocenić infrastrukturę drogową oraz organizację ruchu w danym miejscu, a także wskazać przyczyny wypadku. Kolejnym etapem powinna być realizacja ewentualnych wniosków – mówi nadkom Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji. 

- Zaznaczmy, że przedstawiciele zarządów dróg miejskich i powiatowych, straży miejskich, policji oraz straży pożarnej nieustannie pracują nad poprawą bezpieczeństwa na drogach. Jednak największy udział w zdarzeniach ma tzw. czynnik ludzki. Prosimy więc pieszych i kierowców o refleksję nad swoimi zachowaniami – dodaje nadkomisarz.

Zdaniem policjantów, warto rozmawiać o problemie potrąceń ze swoimi rodzinami czy znajomymi oraz krytykować powszechne przyzwolenie na brawurę za kierownicą i przekraczanie prędkości. 

- Ostracyzmem społecznym powinno też być objęte skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie kierowców, jakim jest używanie podczas jazdy telefonów komórkowych – kończy rzecznik. 

A przyczyn wypadków na pasach jest kilka. Leżą i po stronie kierowców, i samych pieszych. Ci pierwsi przede wszystkim jeżdżą zbyt szybko, nawet wtedy, gdy na drodze panują trudne warunki. Nie zachowują też szczególnej ostrożności przed oznakowanymi przejściami, choć mają taki obowiązek. 

Piesi z kolei są niewidoczni, bo: albo zakładają odzież w ciemnych kolorach, albo nie noszą elementów odblaskowych, obowiązkowych w terenie niezabudowanym. Poza tym bardzo często nie znają przepisów. A te mówią m.in., że pieszy, przechodząc przez jezdnię, ma obowiązek zachować szczególną ostrożność.

Tu kłania się stara zasada: stoimy przed przejściem oznakowanym „zebrą”, dwoma sygnalizatorami, ze świecącym się światłem zielonym i co robimy? Uczono nas tego w już przedszkolu: patrzymy w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo, a gdy jest bezpiecznie, przechodzimy.

Na koniec przypominamy: pieszy, który stoi na chodniku, czekając na możliwość przekroczenia jezdni, nie ma pierwszeństwa! Nabiera go dopiero wtedy, gdy w sposób bezpieczny postawi stopę na oznakowanym przejściu.

(sława)
wstecz

Komentarze (0) Skomentuj